Gorki w Teatrze Dramatycznym. Salon frustratów
W wydanym kilka tygodni temu "Leksykonie pisarzy świata" brakuje hasła "Maksym Gorki", chociaż roi się tam od pisarzy drugo- i trzeciorzędnych. Nie jest to oczywiście przeoczenie, lecz wybór ideologiczny redaktorów pod kierownictwem Wacława 5adkowskiego: Gorki zapłacił za "Matkę" - wzorcowe dzieło socrealizmu i za oficjalną pozycję największego pisarza Sowietów.
Przedwcześnie jednak wyrzucono go na śmietnik historii. Świadczy o tym chociażby niedawna wypowiedź Janusza Głowackiego. Zapytany o literackie rodowody swej "Antygony w Nowym Jorku" wymienił "Na dnie" Gorkiego - dramat grany na całym świecie i uznany za klasykę. Drugą sztuką tego pisarza, obecną na światowych scenach są "Letnicy", których premiera odbyła się właśnie w warszawskim Teatrze Dramatycznym. "Letnicy" to krytyczny i zjadliwy portret inteligencji rosyjskiej sprzed rewolucji 1905 r. Sztuka ukazuje ludzi świadomych bezsensu swego życia i obarczonych kompleksem społecznej bezużyteczności. Skrajnie niezadowolonych z siebie i wszystkiego dookoła, ale niezdolnych czegokolwiek zmienić. Sfrustrowanych drastycznym kontrastem między hołubionymi w sercu ideałami a trywialną rzeczywistością. Wbrew pierwszym skojarzeniom (i sugestiom Teatru Dramatycznego w reklamowej ulotce), nietrafna jest analogia między tym co pokazał Gorki a dzisiejszą kondycją inteligencji polskiej. Sytuacja nabrzmiałej jak wrzód niemożności przed rewolucją nie ma nic wspólnego z porewolucyjnym rozczarowaniem i kolejnym "wysadzeniem z siodła" - jak to i się dziś z inteligentami w Polsce dzieje. Nowego "Wesela" czy Mrożkowego "Tanga" nie da się z "Letników" przyrządzić bez poważnego nadużycia wobec tekstu.
Miody reżyser przedstawienia w Teatrze Dramatycznym. Paweł Wodziński, takiego nadużycia na szczęście nie popełnił. Miał natomiast śmiały i bardzo dobry pomysł, by w wąskiej i długiej jak korytarz sali im. H. Mikołajskiej (gdzie "Letników" wystawiono) zainscenizować nie letniskowy pejzaż, ale salon. Po tym właśnie, rozciągniętym jak harmonia salonie rozdrażnieni i zagubieni "letnicy" snują się i krążą bezładnie jak po lesie lub z hamowaną agresją przemierzają go wielkimi krokami. Odnosimy sugestywne wrażenie, że w tym krążeniu i marszu donikąd wyczerpują całą swą energię. W interesującym przedstawieniu w Dramatycznym brak wybitnego - aktorstwa, zbudowanego na bazie głębokiej analizy psychologicznej. Przedsmak tego, czym mogliby się stać tak zagrani "Letnicy", dał Edmund Fetting występujący gościnnie w niewielkiej roli refleksyjnego starego bogacza o dziwnym nazwisku Dwukropek. Inni aktorzy nie dorównują mu niestety i w miarę upływu czasu efektowny ruch sceniczny zaczyna się wydawać mechanicznym chwytem, a napięcie na widowni nieuchronnie opada. To, co oglądamy wystarczy jednak zupełnie, by przekonać, że Gorki nie był jedynie piewcą socjalizmu rewolucyjnego, ale twórcą uniwersalnym niemałej miary i głębokim znawcą ludzkiej duszy.
W eseju "Siedem śmierci Maksyma Gorkiego" Gustaw Herling-Grudziński drobiazgowo analizuje skomplikowaną - osobistą, twórczą i polityczną - sytuacji rosyjskiego pisarza. Lenin wyprawił go za granicę. Stalin - ściągnął z emigracji do kraju. Gdy jednak upewnił się, że Gorki nie uczci go pomnikowym dziełem literackim, obawiając się jednocześnie otwartej krytyki z jego strony, najpierw pozbawił go paszportu, a potem - najprawdopodobniej - kazał zamordować jego syna (zginął w dziwnym "wypadku"). Gdy sam Gorki umiera nagle w 1916 r., oficjalny kremlowski komunikat podaje jako przyczynę atak serca. Herling-Grudziński przytacza jednak wypowiedź odszukanego w workuckim łagrze lekarza Gorkiego, o nazwisku Pletniew, który twierdzi, że pisarza otruto czekoladkami.