Gorzki wywar z Gorkiego
Młodszy odrobinę od Czechowa, żył wystarczająco długo, by zaangażować się w obydwie rosyjskie rewolucje i mieć do czynienia (miło i niemiło) z Leninem, a później - ze Stalinem. Jego talent i nowoczesne myślenie o teatrze zostały niefortunnie skażone tendencyjnością ideową i niecierpliwością.
"Letnicy" to rodzaj obszernego scenariusza łączącego w sobie elementy o rozmaitej wartości. Realizm psychologiczny przeplata się z naiwną dydaktyką społeczną. Miejsca o dużej wartości i urodzie literackiej, z tandetą. Zjadliwe poczucie humoru z tragicznością. Do tego kilka przebłysków teatru w teatrze. Z takiego tekstu można wywieść kilka odmiennych spektakli. Paweł Wodziński, dokonał skrótów czyniących z "Letników" rzecz zagęszczoną egzystencjalnie, pełną okrutnych napięć. Jakby bohaterowie Czechowa, od którego Gorki sporo się nauczył, znaleźli się na granicy coraz mniej kontrolowanego obłędu.
Reżyser zrezygnował z postaci krytycznie nastawionych do przebywających na letnisku inteligentów. Zrezygnował również z błąkających się po okolicy postaci, przygotowujących się do występu w amatorskim spektaklu. Te pierwsze skróty były trafne, bowiem czternastka(!) głównych bohaterów sama sobie wystawia wystarczająco jaskrawe, choć nie plakatowe świadectwo. Zrezygnowanie z wątku amatorskiego przedstawienia wprawdzie nie zubożyło ani trochę egzystencjalnej wymowy całości, odebrało jednak spektaklowi potencjalne momenty autotematycznej ironii teatralnej i sytuacyjnego komizmu. Ale o to nie warto się spierać, bo reżyser najwyraźniej miał ochotę na spektakl konsekwentnie drapieżny. Bohaterowie nie potrafią poradzić sobie ani z własnym życiem, ani porozumieć się z partnerami. Na dobrą sprawę, w tym spektaklu są same monologi. Nikogo nie stać na rzetelny dialog, nawet z samym sobą. Zachowują się jak na tonącym okręcie sensu i nadziei. W chaotycznej krzątaninie ranią siebie i innych. Czasem bez powodu.
Spektakl nie ma podejrzanie patetycznej tragiczności, co dobrze świadczy o raczej chłodnej inteligencji reżysera. Do tego dobre tempo i efektowne traktowanie przestrzeni scenicznej. Elegancka scenografia i kostiumy szczęśliwie nie eksponują kolorytu rosyjskiego. Na tle dość wyrównanego zespołu aktorskiego pięknie zadebiutowała Magdalena Warzecha, studentka PWST. Najprecyzyjniej zagrał dawno nie oglądany Edmund Fetting.