Artykuły

Minister Piotr Gliński: Dokonujemy rzeczy niemożliwych

- Krzyczą, że jestem "cenzorem" i wprowadziłem "stalinowskie czystki". A tak naprawdę moja działalność, która polega na mecenacie państwa, przejawia się w pewnej korekcie w porównaniu z polityką poprzedników - z wicepremierem i ministrem kultury i dziedzictwa narodowego rozmawia Magdalena Jakoniuk.

Ataki na dziennikarzy mediów publicznych są coraz częstsze i coraz bardziej brutalne. Jak Pańskim zdaniem mają się one do protestów opozycji przed Sejmem i postulowanej przez nią "wolności słowa"?

- Te ataki i protesty to nic nowego. Od pierwszego dnia po przegranych wyborach opozycja postawiła na totalną negację i destrukcję polskiego życia publicznego, przede wszystkim poprzez odwracanie znaczeń w języku debaty publicznej i niszczenie kultury demokratycznej za pomocą pobudzania do skrajnie emocjonalnych zachowań, przekraczających normy społeczne. Emocje i kłamstwo (postprawda) mają zniszczyć w Polsce demokrację i doprowadzić do sterroryzowania społeczeństwa ciągłym kryzysem w życiu publicznym, zmęczenia go agresją i negatywnym emocjami.

Spytam, może trochę naiwnie, ale w jakim celu?

- W celu zmiany władzy. Fakt, że odbywa się to kosztem zniszczenia instytucji i kultury demokratycznej nie ma dla opozycji znaczenia. Chce tego, aby polityka (a więc i obecnie rządzący) kojarzyła się tylko z agresją i złem. Mamy wszyscy utonąć, bo oni nie mogą rządzić... Jak mały, rozwydrzony bachor, który niszczy wszystkie zabawki w piaskownicy, bo przegrał konkurs ustawiania babek... Oczywiście za ten stan rzeczy w całości odpowiedzialni są liderzy opozycji, którzy już raz doprowadzili do tragedii. Oby i tym razem ktoś nie stracił życia, bo ci szaleńcy od półtdra roku dążą do agresji i prowokują starcia fizyczne.

No dobrze, a jak w takiej sytuacji powinni zachować się zwolennicy obozu rządzącego? Bo zdaje się, że kodeks Hammurabiego mógłby okazać się tu zgubny w skutkach. Naszą odpowiedzią jest dojrzałość i odpowiedzialność, ale także stanowczość polskiego społeczeństwa, które nie daje się sprowokować i popiera tę wielką szansę na zmianę, przed którą stoi Polska. No i trzeba zachować zdrowy rozsądek, zimną krew i konsekwencje w ciężkiej pracy dla kraju.

Przejdźmy do przyjemniejszych tematów: jak dużo wysiłku włożono w resorcie kultury, by wpisać podziemia tarnogórskie na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO?

- Dużo. Sesja, jaką zorganizowaliśmy jako Polska - a MKiDN było głównym organizatorem całej inicjatywy - okazała się naszym kolejnym sukcesem międzynarodowym. W ostatniej chwili zastąpiliśmy Wietnam i zdążyliśmy wszystko przygotować praktycznie w siedem miesięcy. To zresztą przykład szerszego zjawiska charakteryzującego naszą pracę w resorcie. Spotkaliśmy się z opiniami, że to najlepiej zorganizowana sesja w historii UNESCO. Dziękuję wszystkim bezpośrednim organizatorom, z wiceminister Magdą Gawin na czele, i resortom, które z nami współpracowały.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jak rozumiem, MKiDN będzie się starało, by lista 15 polskich obiektów wpisanych na listę UNESCO została zwiększona.

- Oczywiście, że tak. Dziś licznik zatrzymał się na liczbie 15, ale jestem przekonany, że będą następne wpisy...

Jakie?

- Nie chciałbym mówić o konkretach, żeby nikogo nie wyróżniać. Ale nie mogę nie wspomnieć, że pewnie będzie to np. krakowskie szopkarstwo jako unikalne zjawisko kulturowe. Nie boimy się wyzwań, takich jak organizacja wielkich międzynarodowych wydarzeń na najwyższym światowym poziomie. Za naszej kadencji zwiększyliśmy też nakłady na kulturę o 200 mln zł, przekroczyliśmy mityczny 1 proc. wydatków budżetu państwa na kulturę (nie licząc zakupu kolekcji Czartoryskich!), i to już odbija się pozytywnie na jakości pracy naszych instytucji kultury.

Nad wieloma z nich resort przejął opiekę.

- Tak, dotyczy to przykładowo słynnych zespołów "Mazowsze" i "Śląsk", ale także m.in. Filharmonii Podkarpackiej i Filharmonii Szczecińskiej, Teatru Polskiego w Warszawie, Muzeum Polaków Ratujących Żydów w Markowej, Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej. Lada chwila do listy dołączą m.in. muzeum w Treblince i Teatr Wielki w Łodzi. Od półtora roku tworzymy też sieć nowych muzeów, których z nieznanych mi przyczyn nie zbudowali nasi poprzednicy: to przede wszystkim budowane na warszawskiej Cytadeli Muzeum Historii Polski, Muzeum Żołnierzy Wyklętych w Ostrołęce, Muzeum Kresów w Lublinie (wraz z filiami) czy Muzeum Sybiru w Białymstoku.

To wiele mówi o polityce historycznej Pana poprzedników...

- Tak, ale proszę posłuchać: uratowaliśmy też wiele zagrożonych instytucji, jak Muzeum Techniki, Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Państwowy Instytut Wydawniczy, Teatr Żydowski. Tworzymy też nowe, ważne instytucje, o które od lat upominały się polskie środowiska kultury: Operę Królewską w Łazienkach, Instytut Architektury i Urbanistyki, Akademię Literatury, Instytut Dziedzictwa Narodowego za Granicą, od ponad roku działa już Centrum Badań nad Totalitaryzmami im. Pileckiego...

Sprawy kultury wybrzmiały też poważnie w przemówieniu Jarosława Kaczyńskiego podczas minionego kongresu Prawa i Sprawiedliwości.

- Tak, wszystko to, o czym mówię, jest dowodem, że nasz rząd uważa kulturę za jeden z priorytetów rozwojowych. Proszę zwrócić uwagę choćby na obecność kultury - o co bardzo zabiegał mój resort - w planie Morawieckiego. Kultura, przemysły kreatywne, ale także np. rewitalizacja zabytków i miast - to wielki współczesny czynnik rozwojowy.

Skoro poruszyliśmy kongres w Przysusze, padł tam intrygujący pomysł odbudowy zamków kazimierzowskich. Intrygujący, ale czy możliwy do zrealizowania?

- To pewien symbol przemian, jak najbardziej możliwy do zrealizowania. To pomysł Mateusza Morawieckiego współgrający z Narodowym Funduszem Ochrony Zabytków, także nową, pozabudżetową instytucją finansową stworzoną przez moje ministerstwo do wzmocnienia opieki nad zabytkami i wsparcia procesów rewitalizacyjnych.

My naprawdę jesteśmy w stanie realizować rzeczy niemożliwe (śmiech) - w ciągu miesiąca zakupiliśmy kolekcję Czartoryskich, którą poprzednia ekipa próbowała wykupić przez lata za większe pieniądze - bez efektów. A myśmy to zrobili sprawnie i szybko, łącząc wysiłki wielu osób i instytucji. I tak samo jesteśmy w stanie odbudować zamki - nie jest to w tej chwili priorytet naszych działań, ale pewien symbol, piękna wizja rozwojowa, do której będziemy dążyć. To wokół kultury integruje się obywateli, to dzięki niej można rozwijać nasz potencjał. I dlatego tak mocno na nią stawiamy.

Wspólnotę budujemy jednak na pewnych określonych wartościach. I tutaj

jak bumerang wraca pytanie o to, na jakie inicjatywy wykłada pieniądze MKiDN. Niektóre z nich, jak np. bydgoski Festiwal Prapremier ze skandalizującym spektaklem Olivera Frljicia, budzą uzasadnione kontrowersje.

- Współfinansujemy tysiące różnych inicjatyw i teatrów. Nie mamy wpływu na wszystko, na każdy spektakl, każdy koncert - to niemożliwe i po prostu wbrew rozsądkowi. W obszarze kultury musi być duży zakres wolności artystycznej. On nie jest bezwzględny - każda wolność ma swoje granice. Ale tę wolność zapewnić musimy i wtedy zawsze istnieje ryzyko jakichś nieodpowiedzialnych głupstw...

A jednak MKiDN wspiera warszawski Teatr Dramatyczny, na którego czele stoi Tadeusz Słobodzianek, autor antypolskiej "Naszej klasy".

- Resort wspiera setki różnych instytucji na zasadzie otwartych konkursów grantowych. W Polsce zdecydowana większość instytucji kultury, w tym Teatr Dramatyczny w Warszawie, jest samorządowa, MKiDN nie ma żadnego wpływu na ich funkcjonowanie. Powiem więcej - to dobrze, że tak się dzieje, bo sztuka musi opierać się na niezależności i autorskiej kreatywności. Możemy później, ex post, jako widzowie i urzędnicy oceniać i wyciągać różnorakie wnioski. Do tego oczywiście mamy prawo, mimo że wielu próbuje go nam odmówić. Krzyczą, że jestem "cenzorem" i wprowadziłem "stalinowskie czystki" - to autentyczne cytaty z wypowiedzi moich adwersarzy. Taki mamy klimat... Moja działalność polegająca na mecenacie państwa, zgodnie z tym, co zapowiedzieliśmy, przejawia się w pewnej korekcie w porównaniu z polityką poprzedników.

Z jednej strony - na prawicy - jest Pan krytykowany za zbytnią pobłażliwość, a z drugiej środowiska liberalne doszukują się u Pana cenzorskich zapędów.

- Działam tylko w tych momentach, gdy ewidentnie przekraczane są granice. To sporadyczne przypadki, takich kwestii jest niewiele, ale czasem trzeba to zrobić. To korekta, czasami zdecydowana, ale nikt nie wymusi też na mnie bezpośredniego administrowania sztuką.

Pojawiają się zarzuty, że MKiDN nie działa tak szybko, jak powinno, że kuleje tempo zmian.

- To niestety częsta postawa osób na prawicy. Ale gdy przyjrzymy się, czego dotyczą te uwagi, okaże się, że są to pretensje o to na przykład, że wciąż istnieją Paszporty "Polityki", że przyznawana jest Nagroda Nike, czy że w ogóle w przestrzeni publicznej udziela się Adam Michnik. Litości... Jesteśmy wolnym krajem. Nasi adwersarze budowali swoje instytucje przez całą III RP. My budujemy nowe od niedawna. To są procesy "długiego trwania". Tego nie zrobi się w rok. Czasem trzeba całego pokolenia. Zachęcam do bardziej wnikliwego zapoznania się z tym, co robimy. Budujemy nowe instytucje, stwarzamy warunki dla powstawania nowych hierarchii, mam nadzieję, że także dla tworzenia się nowych elit. Ale tego się na szczęście nie da zadekretować. Trzeba tylko solidnie i konsekwentnie pracować. Robimy wyraźną korektę, ale nigdy nie będziemy stosować zamordyzmu.

A co z projektami dotyczącymi kina historycznego, które z rozmachem opowiedziałoby o polskich bohaterach?

- Na razie są to raczej wysepki - jak film "Wyklęty", ale trudno określić te dzieła jako wyczerpanie tematu. Zrobiono w tym zakresie naprawdę wiele. Film "Wyklęty" został wsparty przez moje ministerstwo. Korekta wydatków publicznych, o której mówiłem, obejmuje wspieranie takich projektów filmowych, które są interesujące z punktu widzenia polskiego dziedzictwa. W zeszłym tygodniu podpisałem decyzję o wsparciu finansowym filmu o Legionach. Konkurs, który ogłosiliśmy, przyniósł efekty - scenariusze są pisane i będą zrealizowane. Oprócz tego przygotowujemy scenariusze filmów tzw. hollywoodzkich.

Postulat, by zapłacić na przykład Melowi Gibsonowi, by poważnie, z rozmachem, opowiedział o polskiej historii, wraca co jakiś czas.

- Od dawna mówi się o tym - dlatego chcemy to robić z renomowanymi producentami i artystami. Nie możemy jednak działać na skróty. Łatwo jest wydać wielkie sumy na filmy, które okazują się później po prostu gniotami. Mieliśmy w ostatnich latach takie przypadki...

To znaczy?

- Dużych produkcji z zagranicą. W kooperacji.

Panie Ministrze, ale czy możemy powiedzieć coś więcej o tych hollywoodzkich produkcjach?

- Za wcześnie na konkrety. Mogę powiedzieć, że jeden z tych filmów będzie dotyczył historii z I wojny światowej, a drugi z II wojny światowej. Będą tam wątki zagraniczno-polskie. Chodzi o to, by zainteresować tematem szersze grono odbiorców. Chcemy opowiedzieć m.in. o Powstaniu Warszawskim. Ale musimy to zrobić tak, by cały świat zainteresował się sprawą. Prezydent Trump nam tego nie wyreżyseruje, choć zaczął obiecująco

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji