Kurier warszawski Rok XXV. Nr 6 (262).
Wydaje się, że "dach nad głową" odzyskał także Maciej Prus. Po wycofaniu się "Bataxu" Wiktora Kubiaka z umowy o dzierżawie Teatru Dramatycznego, Prus jest znowu panem we własnym domu. A wystawił ostatnio w tym domu rzecz grywaną niezmiernie rzadko, choć owianą dramatyczną legendą: "Woyzecka" Georga Büchnera. Skąd ta legenda? Büchner, który zmarł mając zaledwie 24 lata, nie ukończył swego posępnego dramatu (opartego zresztą na autentycznym wydarzeniu). Wszystko wskazywało na to, że "Woyzeck" pozostanie zapomnianym rękopisem, tymczasem po trzydziestu dwu latach odnalazł go, dokończył i wprowadził na scenę K. E. Franzos. Wkrótce też uznano "Woyzecka" za jedno z najdoskonalszych, choć najbardziej ponurych arcydzieł XIX-wiecznej literatury niemieckiej.
W Dramatycznym przygotował dramat Büchnera Paweł Wodziński. Znacznie skondensował spory utwór, pozostawił wprawdzie wszystkie 25 scen oryginału, niektóre zaznaczył zaledwie jednym słowem, niektóre - jedynie szybko zanikającym obrazem. W rezultacie całość trwa niewiele ponad godzinę i myślę, że ta maksymalna kondensacja potęguje wrażenie, zagęszcza atmosferę, nasyca spektakl dramatycznymi emocjami, choć z drugiej strony - obawiam się, że jeśli ktoś w ogóle nie zna "Woyzecka", może mieć pewne trudności ze zorientowaniem się w meandrach jego akcji i filozofii.
Obsada trochę nierówna: młody student szkoły teatralnej, Paweł Burczyk, ma jeszcze zbyt mało doświadczenia i zbyt mało wyrazu, by udźwignąć trudną rolę tytułową; Danuta Stenka też nie przekonuje rolą Marii, lecz przede wszystkim dlatego, że postać niemal całkowicie pozbawiona przez reżysera tekstu pozostała ledwie naszkicowaną sylwetką. Obok nich: Ryszarda Hanin, Krzysztof Kołbasiuk, Jarosław Gajewski, Wojciech Duryasz...
Mimo wszystkich mankamentów obsadowych i reżyserskich jest to przedstawienie warte obejrzenia