Artykuły

Reminiscencje - ponad przeciętność

"Andorra. Babylon" grupy 400ASA z Zurychu, "From Poland with Love" Teatru Łaźnia Nowa i "Przyszłość świata" Komuny Otwock na 31. Międzynarodowych Krakowskich Reminiscencjach Teatralnych. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Ostatni dzień Reminiscencji nie przyniósł rewelacji, nie zmienił dotychczasowej oceny. Jedynie, kończący festiwal, ostry występ Komuny Otwock ożywił nastrój.

Reminiscencyjna niedziela to przede wszystkim Łaźnia Nowa. Najpierw "Andorra. Babylon", zapowiadana jako "wyprawa na polsko-szwajcarskim pograniczu teatru i filmu". Istotnie, na ekranie wyświetlano film, będący zapisem szwajcarskiego spektaklu wykorzystującego konwencję kina niemego - dwoje siedzących na fotelach inwalidzkich szwajcarskich aktorów wchodziło w interakcje z trojgiem aktorów polskich, a wszyscy - z wyświetlanym filmem. Założenia zostały więc spełnione, ale tylko tyle dobrego można powiedzieć o tym przedsięwzięciu, które wyglądało na pospiesznie i chaotycznie sklejone. Tematem miał być antysemityzm (czy szerzej - lęk przed obcym), ale oprócz złośliwości prawionych przez Polaków pod adresem Szwajcarów ("przyjechały cztery szwajcarskie sery i nic nie rozumieją") żadnego zetknięcia się z obcym nie było. Nawiasem mówiąc, jeszcze nigdy nie widziałam udanego "międzynarodowego projectu", może to więc choroba genetyczna?

Melodramat

Po "Andorze" - nowa premiera Łaźni, "From Poland with Love". Przedstawienie zaskakująco tradycyjne i solenne, choć - wydawałoby się - tekst Pawła Demirskiego wcale do takiej solenności nie nakłania. Demirski napisał dramat o luźnej strukturze, "do wycinania, przepisywania itd.", składający się ze scen malujących nieprzyjemny obraz współczesnej Polski. I ludzi - nieporadnych, biednych, tęskniących za lepszym losem, nieumiejących odnaleźć się w rzeczywistości. Ale nie jest to obraz sentymentalny, raczej pełen ironii takiego rodzaju, który nie wyklucza zrozumienia. Wydawałoby się, że Piotr Waligórski jest idealnym reżyserem "From Poland"; kilka miesięcy temu, podczas Genius Loci, pokazał kilka scen z tego dramatu (i innych tekstów Demirskiego) i był to pokaz bardzo udany. Wydobył z tych tekstów ostrość, groteskowość, wykazał się też umiejętnością obserwacji codziennych, banalnych zachowań i przełożenia ich na scenę. Tymczasem w gotowym przedstawieniu zalet tych jak na lekarstwo.

Spektakl przerodził się w melodramatyczną niemal historię o niełatwej miłości ludzi zagubionych, która pretenduje, nie wiedzieć czemu, do roli syntezy sytuacji współczesnego Polaka. Zabiegi rozbijające narrację, czyli występy wokalne dwójki eleganckich dresiarzy (w dresach biało-czerwonych), niczemu tu nie służyły, a nawet irytowały, tak samo jak nadużywanie Chopina, czy wirującej biało-czerwonymi światłami dyskotekowej kuli. Żaden ironiczny dystans z tego się nie wytworzył, bo porządnie opowiadana historia ciągnęła w swoją stronę. Sceny zgrabnie następowały jedna po drugiej, co ułatwiała funkcjonalna scenografia Małgorzaty Szydłowskiej (kilka pomieszczeń w jednej przestrzeni), każda miała puentę, każda wybrzmiewała. Ale ta "porządność" okazała się dla przedstawienia zabójcza, bo przecież nie o gładką opowieść Pawłowi Demirskiemu (i chyba reżyserowi również) chodziło. Aktorzy grali tak, jakby "From Poland" było realistycznym, wręcz pełnym tragiczności, dramatem, na co w sztuce niewiele materiału, więc szukanie prawdy psychologicznej przyniosło efekt odwrotny - scenicznej sztampy.

Terroryzm ironicznie

Na zakończenie w Rotundzie Komuna Otwock pokazała najnowszy spektakl - "Przyszłość świata". Sięgnęła do przeszłości, do sprawy Baader-Meinhof, pary najsłynniejszych antykapitalistycznych terrorystów lat 60. Ta ikona anarchistów poddana została w spektaklu rozmaitym zabiegom, bo Komuna Otwock to zespół świadomy złożoności świata. "Oniryczno-taneczna farsa multimedialna z muzyką disco-punk na żywo" potraktowała temat terroryzmu ironicznie, a własny wizerunek zespołu, gniewnych młodych ludzi groźnie skandujących i poddanych niby-wojskowemu drylowi - autoironicznie. Co nie wyklucza oczywiście zaangażowania.

Reminiscencje w tym roku były bardzo ciekawe. Znalazło się na nich kilka przedstawień słabszych, ale całkowitych wpadek (pomijając "Andorrę") nie było. A rewelacyjny "Lód" Alvisa Hermanisa i "Delirium" [na zdjęciu] szwajcarskiej Plasmy to spektakle daleko wykraczające ponad przeciętność, nawet tę lepszego gatunku. Nie każdy festiwal może się takimi przedstawieniami poszczycić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji