Artykuły

Zdzisława Donat: Gwiazdę kreuje publiczność

- Gorące brawa, bukiety kwiatów - tak publiczność Teatru Wielkiego dziękowała Pani za rolę Konstancji w "Uprowadzeniu z Seraju". A przecież, zdradźmy tajemnicę, przedstawienie mogło być odwołane...

- To prawda, zaatakowało mnie zapalenie tchawicy, ale wyciągnął mnie z tego mój bioterapeuta, w którego wierzę. Dosłownie po kilkudziesięciu minutach wszystko ustąpiło. Na drugi dzień mogłam śpiewać na scenie.

- Skoro mówimy o niebezpieczeństwach czyhających na głos... Jak śpiewacy chronią ten najdoskonalszy instrument świata?

- Niestety, nie ma idealnej recepty. Na przykład Amerykanie spokojnie piją mleko prosto z lodówki, coca-colę z lodem, ponieważ są przyzwyczajeni do tego od dziecka i nawet nie wiedzą co to angina. Dla mnie zimne napoje miałyby katastrofalny skutek, unikam więc ich szczególnie przed występem. W dniu przedstawienia staram się także nie mówić.

- Najwspanialsza Królowa Nocy z "Czarodziejskiego fletu" Mozarta - to Pani. W tej partii oklaskiwano Panią we wszystkich wielkich salach operowych świata. Ostatnio w La Scali. Jakie wrażenia przywiozła Pani z Mediolanu?

- Wspaniałe, ponieważ piękne było przedstawienie uznane zresztą za najlepszą inscenizację sezonu La Scali. Brałam udział już w kilkudziesięciu wersjach "Fletu" i muszę przyznać, że ta była zdecydowanie inna. Reżyser John Cox, niczym doskonały rzeźbiarz, nadał arcydziełu Mozarta wersję lekką, bajkową, z dyskretnymi akcentami dramatycznymi, wszystko w niezwykle dobrym guście. Orkiestrę prowadził uwielbiany od wielu lat przez tamtejszą publiczność Wolfgang Sawallisch, który w sposób sobie tylko znany potrafi pięknie podkreślić wzajemny stosunek instrumentów. Mówię o tym ponieważ sukces powinien być sprawiedliwie rozdzielony pomiędzy wszystkich, nie tylko wokalistów.

- Zatem jeszcze słowo o wykonawcach.

- W obsadzie znaleźli się Amerykanie, Rosjanin, Austriacy, Niemcy, Anglicy, tylko dwóch Włochów i dwóch znakomitych Szwedów, robiących już międzynarodową karierę. Myślę o pięknym barytonie - Hakanie Hagegardzie, znanym z filmowej wersji "Fletu" Bergmana. Drugi to Goest Winbergh - tenor, który śpiewał partię Tarnina.

- Czy w tej inscenizacji czuła się Pani jako Królowa Nocy najlepiej?

- To nie to. Spektakl miał po prostu inną stylistykę. Nadal jednak uważam za najbardziej interesujące i bardzo głębokie przedstawienie monachijskie, z którego inne teatry nawet kopiują ciekawsze pomysły reżyserskie. Wysoko też cenię wersję salzburgską Jean Pierre Ponelle'a, która od ośmiu lat cieszy się niezmiennym powodzeniem na Festiwalu.

- Zapewne wszystkie te inscenizacje znalazły się na wideokasetach. Dzięki magicznej taśmie można dziś, nie ruszając się z domu, obejrzeć najwspanialsze przedstawienia La Scali, Metropolitan... A u nas wciął jeszcze trudno o płytę.

- Coraz więcej spektakli zostaje utrwalonych na taśmach, które potem pojawiają się w sprzedaży. Natomiast La Scala od momentu zaistnienia tej techniki zapisuje dla archiwum teatralnego każdą próbę generalną i premierę. Taśma magnetofonowa, płyty mogą utrwalić tylko głos. a przecież opera jest pięknym, barwnym obrazem malowanym przez scenografa, kostiumologa, kreślonym gestami śpiewaków, tancerzy. Wideokasety są więc tym cennym wynalazkiem, dzięki któremu wielkie inscenizacje, wielkie interpretacje będzie można kiedyś podziwiać. I tylko żal. i trochę wstyd, że my nie mamy jeszcze telewizyjnych wersji naszych dzieł operowych.

- Co dziś się ceni najbardziej w wykonawstwie? Technikę, siłę głosu, interpretację? - Czasy, gdy zachwycały tylko olbrzymie głosy dawno minęły. Publiczność staje się coraz bardziej wyrobiona, szuka u śpiewaka tego, co składa się na artyzm, a wiec wspomnianej przez panią techniki, interpretacji i coraz ważniejszej - barwy. Jeszcze nie tak dawno, np. koloraturowy głos nie miał szczególnych szans. Dopiero Callas nadała, mu wyrazu, intensywności i na nowo odkryto przydatność tego gatunku głosu dla opery.

- Zapraszana jest Pani przez najznakomitsze teatry operowe. Każdy i występ przynosi entuzjastyczne recenzje, owacje publiczności. Czy jest Pani gwiazdą?

- Gwiazdę kreuje publiczność, która chce znaleźć w jej sztuce siłę wzruszenia, jakąś refleksję, czasami intymne doznania, w niej samej szuka fascynującej osobowości, w jej życiu prywatnym czegoś innego, odrębnego... Czy jestem gwiazdą? Doprawdy nie wiem.

- Od gwiazd już tylko jeden kroki do astrologii. Czy w życiu jest Pani rzeczywiście Rakiem jak na to wskazuje horoskop?

- Najlepiej czuję się w domu, to prawda.

- Najnowsze przedstawienie warszawskie, w którym śpiewa Pani Marcelinę, to "Fidelio" Beethovena, od 60 lat nie wystawiany w Teatrze Wielkim.

- A szkoda, jest to dzieło o wymiarze ponadczasowym, niosące bardzo szlachetne przesłanie etyczne. Z jednej strony poszanowanie wolności jednostki, z drugiej - wierną, pokonującą wszelkie przeszkody miłość małżeńską. Przyjęło się sądzić, iż Beethoven nie był człowiekiem teatru. Wspaniała dramaturgia muzyczna "Fidelia" jest najlepszym zaprzeczeniem tego obiegowego poglądu.

- Dziękujemy za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji