Artykuły

Już na niebiańskiej scenie

Jurek był człowiekiem wrażliwym, zawsze aktywnym oraz miłym, serdecznym kolegą. Przede wszystkim jednak - dobrym, rzetelnym aktorem. W kaliskim teatrze zagrał prawie 60. wyrazistych, nieobojętnych dla publiczności ról - zmarłego w marcu JERZEGO GÓRNEGO wspomina Zbigniew Kościelak.

W ostatnim czasie z zespołu kaliskiego teatru bezpowrotnie na niebiańską scenę do Bogusławskiego odeszło troje bardzo zasłużonych i lubianych aktorów starszego pokolenia: pani Kaja, czyli Kazimiera Starzycka-Kubalska, Wiesław Wołoszański oraz Jerzy Górny [na zdjęciu], który - zmagając się z wyrokującą o jego losie chorobą - długo "oszukiwał" śmierć i nadal grał w bieżących spektaklach.

Jurek zmarł w wieku 74 lat w niedzielę, 12 marca, w kaliskim szpitalu, do którego poszedł pod koniec tygodnia na krótkie, jak twierdził, kolejne odrestaurowanie swych sił, bo na poniedziałek, 13 marca, był umówiony w Kaliskim Towarzystwie Muzycznym, gdzie znów po latach zaczął z pasją działać, zaś we wtorek do repertuaru Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego wracał bajkowy "Pinokio", w którym on występował w roli ojca.

Był rodowitym kaliszaninem, absolwentem najsławniejszej kaliskiej szkoły - Liceum im. Adama Asnyka (matura 1950), choć gdy został aktorem, przez wiele lat pracował z dala od rodzinnego miasta, do którego na stałe powrócił w 1981 r.

Na artystyczną drogę - po studiach w warszawskiej szkole teatralnej - wszedł w Opolu w opromienionej jego sukcesem rolą Jana Kochanowskiego w sztuce "Droga do Czarnolasu". Teatr był jego wielką miłością, a temperament i szerokie artystyczne zainteresowania oraz zdolności organizacyjne (z nieodłącznym u niego elementem optymistycznego ryzyka) sprawiły, że pociągała go również estrada (z kabaretem i "piosenkami na niepogodę"), lubił konferansjerkę, organizowanie imprez i muzycznych festiwali, a także warsztatów operowych w Kaliszu. W latach 1985-1990 prezesował Kaliskiemu Towarzystwu Muzycznemu, zaś przez następne dwa lata był dyrektorem Kaliskich Spotkań Teatralnych, organizując jedyny tego rodzaju (połączony z sesją) "festiwal gombrowiczowski", którego gościem była wdowa po pisarzu - Rita Gombrowicz.

W okolicznościowej "cameracie" na jubileusz 40-lecia jego artystycznej pracy napisałem m.in.

Zawsze najbliższy był mu Kalisz,

gdzie jego artystyczny ślad

widać i z bliska i z oddali

przez tyle górnych Jurka lat.

Sądzę i mniemam, że jak mało komu

dane mu było bywanie z Muzami.

W życiu, w teatrze, a niekiedy w domu

i na estradzie - zawsze z gwiazdami!

Z Filipinkami jeździł po świecie,

jak wagabunda grał w kabarecie,

bywał prezesem, belfrem po trosze,

ucząc opery za trzy grosze.

Na scenach Gdańska i Opola

i tu, w Kaliszu, w iluż rolach

świadectwo dał, że ma swój sposób,

jak szewcem być własnego losu,

by przez najlepsze, górne lata

brzmiała "Jesienna Camerata".

Jurek był człowiekiem wrażliwym, zawsze aktywnym oraz miłym, serdecznym kolegą. Przede wszystkim jednak - dobrym, rzetelnym aktorem. W kaliskim teatrze zagrał prawie 60. wyrazistych, nieobojętnych dla publiczności ról. Wcielał się m.in. w sceniczne postaci Żyda w "Weselu", Oronta w "Mizantropie", Orgona w "Świętoszku", Peachuma w "Operze za trzy grosze", Sajetana Tempe w "Szewcach", Rejenta w "Zemście", także w farsowe role w komediach Harwooda i Cooneya. On sam za swój wielki sukces uważał rolę Hitlera w nagrodzonym na jednym z festiwali w teatrze nad Prosną "Przedstawieniu pożegnalnym".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji