Artykuły

"Peter Grimes" nad Bałtykiem

Latem 1941 roku znalazł się Britten w Kalifornii... I od tych słów wypada rozpocząć historię najsłynniejszej opery współczesności: "Peter Grimesa".

Latem 1941 roku znalazł się Britten w Kalifornii. Tu wpadł mu przypadkowo w rękę artykuł o XlX-wiecznym poecie angielskim George Crabbe'm, tu zabrał się do wyszukiwania i przeglądania, dzieł tego autora, tu przeczytał "Miasteczko" - poemat, którego fragment miał posłużyć mu za temat przyszłej opery.

Gdy w 1947 roku Britten powrócił do Anglii, przedłożył swe pomysły libreciście Montagu Slaterowi. Dyskusje i przeróbki oryginalnego tekstu zajęły 18 miesięcy. W styczniu 1944 roku zaczął Britten pisać muzykę, w lutym 1945 partytura została ukończona. Operę "Peter Grimes" postanowiono wystawić na uroczyste otwarcie (po wojennej przerwie) teatru operowego Sadler's Wells w Londynie; premiera doszła do skutku 7 czerwca 1945 roku.

Od tego czasu obejrzało już "Grimesa" kilkanaście scen zachodniej Europy i Stanów Zjednoczonych. Od Zagrzebia po Nowy Jork, od Zurichu po Sztokholm i wreszcie - w trzynaście lat od daty prapremiery, sławny utwór Brittena przygotowany został także i przez polskich artystów. Podczas II Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Współczesnej wystawiła go, zaproszona do Warszawy, Opera Bałtycka. Dyrygował Zygmunt Latoszewski, inscenizował i reżyserował Wiktor Bregy, dekoracje projektował Roman Bubiec.

Sala warszawskiej "Romy" wypełniona była po brzegi - a nie znalazł się tam chyba nikt, kto nie odczułby piękna, oryginalności i surowej dramatyczności muzyki "Grimesa". To rewelacyjna opera! Britten wprowadził "Grimesem" prawdziwą rewolucję w trochę zastygłe (w owym czasie) konwencje operowe, usiłował znaleźć drogę odrodzenia twórczości operowej i - chyba znalazł najtrafniejszą: na pierwszym planie postawił głos ludzki.

To może wydać się paradoksalne, ale głos w operze coraz częściej schodził... na drugi plan. Jednocześnie potęgowało się znaczenie partii orkiestralnych, wynajdywano coraz efektowniejsze, bardziej wyrafinowane pomysły instrumentacyjne... W "Peter Grlmesie" głos oczyszczony został z wszelkich orkiestralnych obudowań; najczęściej pojawia się w ogóle bez akompaniamentu. Chóry śpiewają w zasadzie a capella - jedynie w kilku scenach łącząc się z podkładem instrumentalnym. Soliści nie mają melodyjnych arii - nie demonstrują swych głosów w wirtuozowskich popisach, lecz w spokojnych, prostych recitativach, nie wymagających nawet specjalnie dobrych warunków głosowych. Kulminacyjny, wielki monolog "Grimesa" w ostatnim obrazie - to przejmująca, odtwarzana na tle zupełnej ciszy pół-aria, pół-recitativ przechodzący nieraz w szept, nieraz w krzyk... Pełna orkiestra daje o sobie znać właściwie tylko wówczas, gdy - zapada kurtyna. Cztery interludia (z których zrobił później Britten suitę koncertową) wiążą poszczególne obrazy; podkreślają ich nastrój, przygotowują słuchaczy do wydarzeń, jakie mają nastąpić.

Jak ta wspaniała, niezwykła opera wyglądała w interpretacji gości z Wybrzeża? Dyrektor Latoszewski dysponuje młodym zespołem, ma to swoje wady, lecz ma i zalety. Braki rutyny, obycia, swobody scenicznej - wynagradza świeżość, pasja i prostota środków wyrazu. Głosy są interesujące i choć aktorsko rzecz nie wygląda najlepiej - w sianie bałtycki "Peter Grimes" jest chyba jedną z najciekawszych premier operowych ostatnio w Polsce wystawionych. To wielki sukces Opery Bałtyckiej i dobrze się stało, że można go było pokazać w Warszawie podczas festiwalowych dni!...

Mnie osobiście raził fakt napisania partii Grimesa (śpiewał go Stefan Cejrowski) na tenor; u człowieka trochę prymitywnego, twardego, surowego widziałbym chętniej niższy głos. Ale - ostatecznie to kwestia prywatnych upodobań. Wiadomo zresztą, że Britten pisał tę partię z myślą o konkretnym wykonawcy (rewelacyjnym tenorze Peter Pearsie, którego miałem możność podziwiać kiedyś na koncercie, właśnie przy akompaniamencie Brittena) i - to chyba zadecydowało.

"Większą część życia spędziłem w bliskim kontakcie z morzem - pisał kiedyś Britten. - Dom rodziców w Lowestoft stał nad samym wybrzeżem i do przeżyć mojego dzieciństwa należały groźne sztormy, rzucające okręty na brzeg i wyrywające całe szeregi skalistych raf. Pisząc "Peter Grimesa" szło mi o to, aby przedstawić tak mi znaną nieustanną walkę mężczyzn i kobiet z żywiołem morza, któremu wydzierają i zawdzięczają życie - chociaż zdawałem sobie sprawę z trudności właściwego ujęcia, tak uniwersalnego tematu".

Okazuje się jednak - na przykładzie "Grimesa" - że nie ma takich trudności, jakich nie mógłby pokonać zdolny, wybitny artysta.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji