Artykuły

Autokefalia

Ten numer "Przekroju" ma Państwu towarzyszyć na wakacjach, a u mnie może nie smutno, ale jednak na poważnie będzie, jakbym nie ja pisał, więc czytajcie bliżej września, bliżej sezonu grypowego. Wtedy ten felieton może będzie już uroczo nieaktualny (czego mu życzę), bo wszystko się " jakoś ułoży" - pisze Maciej Stroiński.

Gdy to piszę, Klata wylatuje ze Starego Teatru i chyba faktycznie wyleci. Nie wiem, co będzie dalej, ale wiem, co chciałbym, żeby było. Żeby nie wyleciał, i więcej: żeby zmienić, "poprawić" samą procedurę. Bo nie o Klatę chodzi, tylko o zasadę. Nasi decyzyjni są, jak powiedziała kiedyś Staniszkis, "didżejami procedury", coś przecież wymyślą.

W sprawie konkursu na dyrektora w teatrze narodowym niby wszystko wiadomo, są "regulaminy", ale jak przychodzi co do czego, nikt za nic nie odpowiada. Komisja nie, bo to jednak minister mianuje, minister nie, bo to jednak komisja rekomenduje, kandydat na dyrektora artystycznego nie bierze odpowiedzialności za proponowany program, bo go nie napisał, a kandydat na dyrektora głównego po to ma kandydata na artystycznego, żeby on świecił oczami. Sto procent spychologii. Tylko najbardziej zainteresowani, aktorzy i widzowie, mają "nic" do powiedzenia. To znaczy jeśli mają, to mogą "sobie mówić".

Świadomie podaję "komisję" i "widzów" jako zbiory rozłączne, bo - jak zauważył ustępujący Klata - nie ma pewności, czy członkowie komisji coś z bieżącego repertuaru w Starym zaliczyli. Na pewno to czy tamto zaliczył Radosław Krzyżowski, bo w tym zagrał.

Wszystko rozbija się o to, czy aktorów i widzów, albo szerzej: ludzi, traktować jak dorosłych, czy nie. Jeśli teatr jest przedszkolem, a czasem tak wygląda, to dla ich, artystów, dobra nie należy robić pajdokracji. Czują Państwo bezczel tego zdania? Porównywanie zawodowców do dokazujących dzieci. Według mnie to właśnie, to porównanie, wykonują w swoich głowach różni decyzyjni, jako milczące założenie, któremu właśnie zrobiłem tę krzywdę, że je wypowiedziałem.

Jest też możliwość, że artyści, choć są "artystami", jednak wiedzą, co robią, bo robią to prawie codziennie, po prostu z zasiedzenia wiedzą. I może to oni mogliby się wypowiedzieć w kwestii? Więcej niż wypowiedzieć: opowiedzieć. To się nazywa samorządność i oznacza, że sam wybierasz, kto ma tobą rządzić. Brzmi groźnie? Tak działają wybory powszechne, ale tak też działa uniwersytet, da się.

Nawet można by to nazwać po religijnemu, orientalnie - autokefalią, nie mylić z autofekalią. Mówiąc po polsku: "swoją głowę mam". Od tego są rady artystyczne, ciała decyzyjne, związki zawodowe, żeby nic o nas bez nas. Mamy odpowiednik tego na scenie, gdzie aktorzy coraz częściej mówią we własnym, niefikcyjnym imieniu, od Klaty (Wróg ludu) przez Strzępkę (O dobru) po Frljicia (Klątwa). Mają coraz większą autonomię w ekspresji i nikt im tego nie odbierze, choćby straszył Szekspirem.

Postawmy sprawę na ostrzu noża. Jeśli "naród, c'est moi", to albo-albo: albo minister osobiście, by tak rzec: własnoręcznie, dokona wyboru i będzie na niego, albo niech się wybierają sami. Obecnie jest jak z władzą u nas w ogóle, której "nikt nie wybrał". Nowy dyrektor w Starym to efekt chyba jakiegoś konklawe, że Duch Święty rozdaje karty.

Gdyby Stary Teatr miał wybory z wnętrza, Klata nie wyleciałby, a nawet gdyby, mieliby wedle życzenia, sami musieliby firmować swój wybór, wybronić go, uwiarygodnić. Tymczasem, ponownie, nie ich cyrk i nie ich małpy. Nikt nie powie: moje. Wszystko należy do bliżej niesprecyzowanego narodu, czyli do nikogo. To wszystko jest banalne, bo jest prawdziwe.

A teraz będzie jak na Oscarach, rozpłaczę się, choć przez papier nie widać. Bo Stary Teatr i jego los bardzo leży mi na sercu, zdążyłem pokochać. Wszyscy się pytają, co ja o tym, co się dzieje, myślę, i nie wiem, co odpowiedzieć, by nie być niegrzecznym, więc nic nie odpowiadam. "Przykro" to nie jest to słowo. Zobaczymy, co będzie, trzeba przeżyć to rozstanie. I znowu: nie chodzi tylko o Klatę, również o aktorów, którzy mogą zechcieć migrować, o reżyserów, o spektakle. Niech, za przeproszeniem, robią, co chcą, tylko niech nie zapomną, że nas, widzów, uwiedli, a to też zobowiązanie.

Przy okazji objawia się nowy trend w kulturze. Ostatnio na przedzie orkiestry szli celebryci, ale nawet oni się przejedli. Celebryta, jak wiadomo, znany jest z tego, że jest znany - i to właśnie już było. Teraz pałeczkę przejmują znani z tego, że są nieznani. Na przykład nowa dyrekcja w Starym Teatrze. Może coś jest na rzeczy z tym konklawe, że gdy pada nazwisko, wszyscy pierwsze słyszą. Takie prawo każdej rewolucji, że zaczyna od zrobienia próżni. Tylko żeby jej samej potem nie zassało!

Czego życzę świeżakom? Szczęścia, przyda się. I żeby wreszcie ustalili między sobą, kogo chcą zaprosić i kto chce być zaproszony, i żeby to nie była ta lista co we Wrocławiu. Czego życzę widzom? Strzępki, jak zawsze, ale też żeby dyrektorzy nic nie musieli ustalać, żeby samo się bez nich ustaliło. Żeby rewolucja pożarła własne dzieci jeszcze przed narodzeniem. Nie życzę im źle - właśnie to by było dobrze. Bo teatru, a na pewno Starego Teatru, nie robi się na siłę.

**

Maciej Stroiński - krytyk teatralny ze wsi, nauczyciel na UJ. Znany również jako Stroix.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji