Artykuły

Peter Grimes w Operze Bałtyckiej w Gdańsku

Premiera opery Benjamina Brittena "Peter Grimes", którą Opera i Filharmonia Bałtycka zaprezentowała na Międzynarodowym Festiwalu Muzyki Współczesnej w warszawie, stała się wydarzeniem kulturalnym na dużą skalę. Jest to bowiem pierwsza nowoczesna opera, jaką wystawiono w Polsce, a pod względem realizacji spektaklu, ekspresywności jego oblicza - chyba jedna z najlepszych, jakie oglądaliśmy na scenie Teatru Wielkiego w Gdańsku.

Co składa się na nowoczesność?

Przede wszystkim samo spojrzenie Beniamina Brittena na operę. Konflikt libretta nie stanowi tu jedynie pretekstu do muzyki, ale zostaje właśnie dzięki muzyce wysunięty na pierwszy plan. Britten unika momentów popisowych. Śpiewak w jego operze musi być jednocześnie doskonałym aktorem i dopiero całość utworu mówi o jego wartości. Britten rezygnuje z uwertury, wprowadza natomiast między poszczególnymi scenami interludia, które same już stanowią klejnociki muzyczne. Polifonia jest tu śmiała, niekiedy zaskakująca. Kiedy przed premierą rozmawiałem z dyrektorem artystycznym opery, który sprawuje w tym spektaklu kierownictwo muzyczne - znanym dyrygentem polskim dr Zygmuntem Latoszewskim, muzyk wyraził obawy co do tego, jak przyjmie polski widz i słuchacz operowy, przyzwyczajony bądź co bądź do klasyki - nowatorstwo Brittena. Obawy okazały się płonne i to już przemawia na korzyść widza. Rozmawiałem zresztą w dniu premiery z widzami z wszystkich rzędów sali i balkonu. Niektórzy przyznawali, że na początku muzyka wydała im się niezrozumiała. W miarę jednak, jak rozwijała się sensacyjna akcja - muzyka stawała się jakimś dopełnieniem wrażenia optycznego, a w końcu zespalała się w jedną całość z wydarzeniami na scenie. Kiedy przy opuszczonej kurtynie wybuchało następnie dramatyczne interludium, stanowiło ono przedłużenie wrażenia odebranego z akcji. W ten sposób byliśmy świadkami udanego eksperymentu zapoznania widza operowego z nowoczesną muzyką.

Oczywiście - nowoczesność Brittena zamyka się w tej dość pokaźnej grupie, którą krytycy określają nawet neoklasycyzmem. Nie jest to więc jakieś daleko posunięte eksperymentatorstwo formalne, ale szukanie form muzycznych najlepiej oddających treść konfliktu rozgrywającego się na scenie. Mimo to takie epizody - jak duet śpiewaczy bez podkładu muzycznego, lub dialogi operowe o dużym ładunku ekspresji prowadzone przy akompaniamencie jednego wysokiego tonu, przypominającego dźwięk syreny - to są na pewno zjawiska dla naszego odbiorcy nowe i zaskakujące.

Wątek dramatyczny, który, jak powiedziałem już, stanowi tu naczelną funkcję, jest bardzo interesujący. Około roku 1830 w małym miasteczku rybackim, w hrabstwie Suffolk, żyje samotny rybak Peter Grimes. Skrycie kocha się w nauczycielce - Ellen Orford. Jest jednak za biedny, aby móc przedsięwziąć jakąś decyzję w tym kierunku i dlatego postanawia przede wszystkim wzbogacić się. Samotnemu rybakowi jest jednak trudno pracować - dlatego bierze sobie do pomocy chłopca z przytułku dla sierot. Ale chłopiec ów nie wytrzymuje tak ciężkiej pracy i umiera. Wówczas Peter Grimes bierze drugiego. Nie jest złym człowiekiem, ale ciężka praca i odizolowanie się od ludności miasteczka wywołały u niego kompleksy i szorstkość w obejściu. Na pewno więc nowy jego pomocnik nie jest szczęśliwy pod jego opieką, a ciągłe bicie powoduje takie zastraszenie dziecka, że przy zejściu z urwiska nadbrzeżnego - spada. Peter Grimes jest w rozpaczy. Nie uważa się za winnego, chociaż za takiego uważa go niemal całe miasteczko. Kto jest naprawdę winien śmierci chłopca? Chyba owe stosunki, które izolują biednego rybaka i każą mu za wszelką cenę dorobić się, aby stanąć na równej płaszczyźnie społecznej z innymi. Peter Grimes ma jednak dwoje przyjaciół - Ellen, która po tym wypadku przychodzi go pocieszyć i byłego kapitana marynarki Balstrode, który nie traci zaufania do swego przyjaciela po tym drugim wypadku, ale nie uznaje go za pozbawionego winy. Każe więc wziąć mu łódź i odpłynąć na pełne morze i nigdy nie wracać... Na morze spada mgła i sylwetki Ellen i Balstrode'a giną za mlecznym całunem. W oddali buczą syreny statków...

Tak kończy się dramat.

Trzeba dodać, że w operze tej wystąpiło doskonale zgranie aktorstwa z wokalistyką. Stefan Cejrowski, występujący w głównej roli Peter Grimesa - istotnie pobił własne sukcesy, tworząc jednolitą artystycznie postać doskonałego śpiewaka i aktora. Reżyseria Wiktora Brégy i ciekawa scenografia Romana Bubieca podkreślają walory dramaturgiczne opery. W sumie spektakl, za który kierownictwu artystycznemu opery i zespołowi należą się solidne brawa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji