Artykuły

"Ostry dyżur"

Do szpitala w jednym z miasteczek powiatowych naszego kraju przywieziony zostaje człowiek, którego uratować może tylko natychmiastowa operacja. Wszystko jest już do operacji przygotowane, personel z chirurgiem na czele - gotów, lecz operacja odbyć się nie może. Dlaczego? Oto kierownik miejscowych władz bezpieczeństwa sprzeciwia się przeprowadzeniu operacji przez jednynego w miasteczku dobrego chirurga, gdyż nie ma do niego zaufania. Chory jest poważną osobistością w życiu polityczny, zaś lekarz, który ma przeprowadzić operację, jest politycznie podejrzany, gdyż w latach zamętu i starć politycznych udzielał pomocy bandytom, za co siedział w więzieniu, a więc

Niczym tu jest jego nieskazitelna w dalszym życiu opinia, niczym jego praca, w której wykazał nieprzeciętne zdolności umiłowanie zawodu. Niczym odległość lat, atmosfera i warunku, w jakich ta pomoc była udzielana.

Kierownik pow. U.B nie ma do niczego zaufania i nie zgada się na dokonanie przezeń operacji, a inny chirurg, choć może o mniejszym zasobie wiedzy praktycznej, lecz posiadający to zaufanie, mieszka o kilkadziesiąt kilometrów dalej. Tymczasem, na skutek szalejącej wichury, połączenie telefoniczne jest z nim uniemożliwione, wysłany po niego samochód nie powraca, a drogocenne i ważne dla chorego minuty upływają. Aż wreszcie - natychmiastowe przeprowadzenie operacji staje się koniecznością. Lecz czy chirurg, doprowadzony do ostatecznego stanu zdenerwowania tą nieufnością i dalszymi jej konsekwencjami, może podjąć się operacji w warunkach, gdy każde nieopanowane drgnienie ręki może zadecydować o życiu lub śmierci pacjenta? Czy potrafi się opanować?

Na tle takiej właśnie akcji, trzymającej cały czas w napięciu uwagę widza, porusza Jerzy Lutowski w swej najnowszej sztuce pt. "Ostry dyżur" granej obecnie w Teatrze Narodowym, zagadnienia nader drażliwe, pomijane do niedawna wstydliwym milczeniem lub też krytykowane w bardzo dyskretny sposób.

Bolączki te - brak zaufania do człowieka - powstały na tle rozwiniętej aż do przesady, często źle pojmowanej czujności, i tak popularne lakiernictwo. A prócz tego zbyt pochopne branie na siebie odpowiedzialności. Z bolączkami tymi rozprawia się autor w nader interesujący sposób. Nie ubiera się w togę, nie prawi kazań "na temat", nie. Po prostu ukazuje nam w swej sztuce skromną galerię współczesnych nam ludzi - takich, jakich wokół siebie widzimy tysiące i każe nam się nad nimi zastanowić, a widz własną drogą dochodzi do odpowiednich wniosków. Bo widzi nie papierowe postacie, lecz ludzi żywych, a jeśli niektórzy z nich są papierowymi, to są nimi i w życiu. Bo ludzie nie zawsze są takimi, jakimi chcielibyśmy ich widzieć. Są zawsze i tylko ludźmi.

Są nimi i dr Osiński (Andrzej Szczepkowski), przeżywający ciężko swój "powrót do społeczeństwa", i Zofia - pielęgniarka (Danuta Szaflarska), która widzi jego zmaganie się z losem i ludźmi, a swoją wiarą w niego jako człowieka, dopomaga mu w otrząśnięciu się ze zwątpienia, i dyrektor szpitala - dr Machcewicz (Kazimierz Opaliński) - ze swą tragedią.

A inni? Czy kierownik Brosz (Edmund Fidler), który zależnie od okoliczności trzyma to jedną, to drugą stronę, aż wreszcie wycofuje się z charakterystycznym "Ja ni o nie mówię", nie jest postacią życiową? A robotnik Pierzchała (Mieczysław Czechowicz), stwierdzający początkowo, że "doktór to taaaaaaki człowiek", później zaś, na skutek echa przebrzmiałych zarzutów ma dla niego tylko określanie "drań" i frazesy o pracy społecznej i o tym że "nie wszyscy są jej godni" - czyż to nie żywy człowiek, jakich nieraz widzimy? A kierownik pow. U.B Wielgosz (Janusz Bylczyński), który jednym pociągnięciem pióra "przyjmuje na siebie" odpowiedzialność za życie lub śmierć jednego człowieka i zmarnowanie dalszego życia drugiego lub też Dąbek sekr. pow. K.P (Szczepan Baczyński) ,który z przekonaniem broni doktora, lecz kapituluje przed "władzą" - czyż nie są to ludzie z prawdziwego zdarzenia? Czy Anna - narzeczona doktora (Barbara Drapińska), troszcząca się tylko o okazję do zdobycia kliniki i stanowiska w Warszawie przez jej przyszłego męża, nie jest typową przedstawicielką wielu dziewcząt, w jej wieku?

Napiętą atmosferę sztuki rozładowuje nieco wścibska i wszystkowiedząca sanitariuszka Kłysiowa w pełnym humoru ujęciu Stanisławy Perzanowskiej.

I wszystko to - to ludzie żywi, ludzie dzisiejsi, których, codziennie spotykamy w życiu. Dlatego też sztuka "Ostry dyżur" warta jest, aby ją nie tylko, zobaczyć, lecz przeżyć i przemyśleć. Bo "Ostry dyżur" to rzeczywistość, a nasze życie i praca - nasz ostry dyżur w tej rzeczywistości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji