Artykuły

Rosyjska prasa o "Naszej klasie" Tadeusza Słobodzianka

Sztuka Słobodzianka, zapewne, nie wywierałaby tak bardzo silnego wrażenia, opowiadając tylko o jednym konkretnym epizodzie historii Holokaustu. Jak uprzedza sam autor: "Tło historyczne gra rolę drugoplanową - tematem głównym jest nienawiść we wzajemnych stosunkach". Reżyser Natalia Kowalowa nie wystawiła spektaklu historycznego, lecz antropologiczny - tak o inscenizacji "Naszej klasy" Tadeusza Słobodzianka w moskiewskim Teatrze Wachtangowa pisze Gleb Sitkowskij w "Wiadomościach".

"Za plecami uczniów - tablice z datami ich narodzin i śmierci"

Gleb Sitkowskij

Wiadomości [30.11.2016]

Słowo "Holokaust" w tłumaczeniu ze starogreckiego oznacza "całopalenie", a głównym zdarzeniem sztuki Tadeusza Słobodzianka "Nasza klasa", staje się właśnie całopalenie w dosłownym sensie. Jest w Polsce, niedaleko od Białegostoku i granicy białoruskiej, małe miasteczko Jedwabne. Tam w lipcu 1941 półtora tysiąca Żydów zostało zagnanych do stodoły i spalonych. Kto zagnał? Esesmani, gestapo, przeklęci faszyści? Ależ skąd, zwyczajni ludzie. Sąsiedzi Polacy, którzy przez dziesięciolecia mieszkali z Żydami w jednym mieście i chodzili po tych samych ulicach. Książka Jana Tomasza Grossa, gdzie zostały zebrane liczne dowody na to, że Polacy w czasie II Wojny Światowej niekiedy przerastali nazistów w okrucieństwie w stosunku do Żydów, wyszła w 2000 r. i była zatytułowana bardzo zwyczajnie - "Sąsiedzi". Bohaterami "Naszej klasy" są natomiast Polacy i Żydzi, chłopcy i dziewczęta, którzy początkowo siedzieli w jednej ławce, a później przeobrazili się w katów i ofiary.

Sztuka Słobodzianka, zapewne, nie wywierałaby tak bardzo silnego wrażenia, opowiadając tylko o jednym konkretnym epizodzie historii Holokaustu. Jak uprzedza sam autor: "Tło historyczne gra rolę drugoplanową - tematem głównym jest nienawiść we wzajemnych stosunkach". Reżyser Natalia Kowalowa nie wystawiła spektaklu historycznego, lecz antropologiczny.

"Burza" w Teatrze Wachtangowa nadchodzi wraz z deszczem z jabłek

Z 10 postaci "Naszej klasy" tylko Dorze (Daria Szczerbakowa) sądzona była śmierć w stodole. Drugiemu Żydowi, Jakubowi Kacowi (Eldar Tramow), wcześniej na rynku rozbili głowę przyjaciele z jednej klasy - Rysiek, Zygmunt i Heniek. Większa część bohaterów dożywa do głębokiej starości, a długość ich życia zostanie ogłoszona widzowi na samym początku spektaklu. Aleksandr Borowskij znalazł wyszukane rozwiązanie scenograficzne, łącząc tablicę kredową z tablica nagrobną. To znaczy, tablice te wyglądają jak szkolne, ale napisy na nich przypominają te na pomnikach nagrobnych: kredą zostały napisane wszystkie imiona postaci, a nieco niżej - daty narodzin i śmierci. Obok - kredowe sylwetki, które będą ścierane starannie w miarę przechodzenia kolegów z klasy na tamten świat. Zmarłeś - odejdź na bok i poczekaj na zakończenie historii. Martwi nie schodzą ze sceny, a obserwują, jak dochodzą do tablicy nagrobnej ich koledzy. Pierwszemu będzie sądzone zginąć na rynku w Jedwabnem w 1941, ostatniemu - umrzeć ze starości w Nowym Jorku w 2003.

W spektaklu opartym na sztuce Tadeusza Słobodzianka zostały wprowadzone odwołania do znanej książki Hannah Arendt "Banalność zła" (1963). Ale jeżeli Arendt próbowała pojąć, jak zło i nienawiść stają się zasadą życia dla tych, kto wcale nie urodzili się niegodziwcami (u podstaw jej książki legł reportaż z sądu nad Adolfem Eichmannem), to Słobodzianka zajmują nie przyczyny, a skutki. "Nasza klasa" - to sztuka nie o Holokauście, a o życiu po Holokauście. Nie o banalności zła, a o banalnej bezkarności zła. Ocaleni kaci w pokoju współistnieją z ocalonymi ofiarami, i miliony tych, którzy pisali donosy, umiera obok tych, którzy na podstawie donosu zostali wysłani do obozu. Myślicie, że to sztuka o Polakach? Nie, o Rosjanach także.

"Wesele Figaro" w Teatrze Wachtangowa obeszło się bez wesela i prawie bez Figaro

Reżyser Natalia Kowalowa trafnie uchwyciła beznamiętną badawczą intonację autora w stosunku do ludzkiej natury, ale, możliwe, że nie do końca potrafiła pokonać zwykłą pasję żywiołowej gry wachtangowskiej trupy. W spektaklach tego typu aktor powinien być czymś w rodzaju termometru, a tu prawie każdy szuka okazji, aby zapłonąć samemu. Ale entuzjastyczna przygrywka, która szczególnie jest zauważalna w pierwszych scenach, niezbyt szkodzi spektaklowi przygotowanemu według innych zasad.

"Nasza klasa" Słobodzianka - to oczywista parafraza wielkiego spektaklu Tadeusza Kantora 'Umarła klasa', a widz już na samym początku spektaklu rozumie, że przyjdzie mu stać się świadkiem historii, gdzie wszyscy umarli. Po finale pozbawionym wyjścia, spektakl nieoczekiwanie przechodzi w kod biblijny. Żyd, któremu najbardziej się poszczęściło, który uciekł z Polski jeszcze przed rozpoczęciem II Wojny Światowej, opowiada o tym, jak sam umierał i jak wokół jego posłania zebrały się dzieci, wnukowie, prawnukowie, zięciowie i dzieci. Wymienienie żydowskich imion zajmuje kilka minut czasu scenicznego, i można to ocenić jak prawdziwy happy end tragicznej historii. Przy okazji, ten szczęściarz, kolega z klasy, który potrafi płodzić i rozmnażać się, ma na imię Abram. Zupełnie jak biblijny patriarcha. Przecież pamiętacie.

***

"Wypadli z orbity"

Marija Chalizewa

"Ekran i scena" [14.11.2016]

W spektaklu Teatru imienia Jewgienija Wachtangowa "Nasza klasa" w reżyserii Natalii Kowalowej, jak i w sztuce Tadeusza Słobodzianka, akcja zaczyna się od pierwszych dni szkoły. Wzdłuż proscenium ustawiono szkolne tablice na drewnianych podstawach z kółkami, jest ich dziesięć - zgodnie z liczbą pierwszoklasistów. Na każdej nakreślono kredą imię i lata życia: czasem napotyka się na datę śmierci: 1941.

Sztuka Tadeusza Słobodzianka "Nasza klasa. Historia w XIV lekcjach", opublikowana w 2008, oparta jest na badaniach amerykańskiego historyka, socjologa i politologa polskiego pochodzenia Jana Tomasza Grossa zawartych w książce "Sąsiedzi". Gross, dowodzi w niej, że w przemocy wobec Żydów Polacy wykazywali gorliwość, często bez rozkazu. Książka spowodowała straszny szok i rozłam w polskim społeczeństwie, długo uznającym siebie jedynie za ofiarę - radzieckiej i nazistowskiej okupacji. W niedawnym wywiadzie dla niemieckiej gazety "Die Welt", Gross poszedł jeszcze dalej, oświadczając "...w rzeczywistości w okresie wojny zlikwidowali oni [Polacy] więcej Żydów, niż Niemców". Dramaturg Tadeusz Słobodzianek wybrał, jako miejsce akcji, jeden z męczeńskich punktów na mapie Polski - miasteczko Jedwabne, położone na przecięciu dolin zalewowych dwóch dużych rzek, Biebrzy i Narwi, niedaleko od Łomży (w tych okolicach w 1941 powszechnie miały miejsce rozprawy z Żydami). Autor pokazał losy dziesięciu kolegów z klasy - pięciorga Polaków, pięciorga Żydów - od szkoły podstawowej do chwili śmierci.

Turaj, w Jedwabnem, 10 lipca 1941 roku mieszkańcy miasta na czele z burmistrzem urządzili najprawdziwszą rzeź (zabójstwa były masowe, i pod względem liczby ofiar, i pod względem liczby prześladowców, nawet ksiądz nie przeciwstawiał się pogromom), a po wojnie wyryto na pomniku napis, że Żydzi Jedwabnego zginęli z rąk Niemców. Procesy przeciw zabójcom odbyły się tylko w latach 1949 i w 1953. Udało się wiarygodnie ustalić: pogrom żydowski, którego prawie nikt nie przeżył, został dokonany przez Polaków, jeden z nich nawet dobrowolnie ofiarował własną stodołę, w której Żydzi zostali spaleni. Niemcy później zarządzili odbudowanie "ofiarnemu gospodarzowi" nowej stodoły.

Wachtangowski spektakl, grany w kameralnej przestrzeni Nowej Sceny, skupiony jest, jednakże, nie na demaskacjach, a na psychologii, na próbie zrozumienia, jak antysemityzm, przenika do umysłów i czynów dzieci, jak nienawiść wyrasta z różnicy religii i do czego ostatecznie doprowadza. Młodzi aktorzy, wielu z nich to koledzy z roku, odgrywają jeszcze pierwsze "lekcje", wygłupiają się, z zapałem rysują na szkolnych tablicach. Ich bohaterowie uroczo opowiadają o rodzicach i o tym, kto jaki zawód zamierza wybrać w przyszłości, a wiatr historii już wieje każdemu z dzieci. Komuś sądzony jest ratunek - jak wysłanemu do krewnych w USA Abramowi Piekarzowi (Maksim Siewrinowskij), logicznie przemianowanemu w Ameryce na Abrama Bakera, sprawnie piszącemu na maszynie remington wzruszające listy do kolegów w Polsce. Komuś, jak Rachelce - Ksenia Kubasowa - przypadnie zostać uratowaną przez zakochanego w niej kolegę z klasy. Musi jednak ochrzcić się, zmienić imię, i przeżyć życie w otępiającej bezduszności. Jakub Kac zostanie zabity na podstawie fałszywych oskarżeń, Dora zostanie zgwałcona przez trzech kolegów z klasy i spalona w stodole z niemowlęciem na rękach. Nawet mało winna krucha Zośka - Polina Kuźminskaja, która ukryła u siebie kolegę z klasy Menachema, nie będzie szczęśiwa. Nawet Władkowi - Paweł Popow, który dwukrotnie uratował Rachelkę, który dla niej zabił ich wspólnego kolegę z klasy Ryśka, przeznaczona jest tylko niechęć żony i nieprzytomne pijaństwo.

Te cierpienia przekazywane są publiczności przez młode pokolenie wachtangowskiego teatru bez gwałtowności, aktorsko powściągliwie, z głębokim zrozumieniem, że i dzisiaj świat niedaleko odszedł od tych bestialstw.

Związek reżysera spektaklu Natalii Kowalowej z Taganką, gdzie pracowała, jako aktorka trzy dziesięciolecia, jest bardzo odczuwalny. Jakieś sceniczne zabiegi są - w sposób oczywisty stamtąd, z tej szczęśliwej teatralnej epoki. Jakub i Dora, którzy zostali zabici, po cichu odchodzą, ale pozostają na ławce na krawędzi sceny i - wydaje się - przeżywają wraz z pozostałymi wszystko, co nieprzeżyte i nieodczute, smucą się i uśmiechają, są przerażeni i współczują.

W spektaklu 'Nasza klasa' jest scena, kiedy ocalałej Rachelce - Mariance, zmuszonej do wyjścia za mąż za zbawiciela Władka, przynoszą w prezencie na wesele rzeczy z opustoszałych domów zabitych (znajdujący się już w innym wymiarze Dora i Jakub w imieniu wszystkich zlikwidowanych i pośmiertnie rozgrabionych, komentują każdą cukiernicę lub tacę: czyje to? i sami odpowiadają - moje, moje, moje), a ona wybucha nagle, poznając własny obrus. Ludzie zdolni są niekiedy do potwornych czynów - z banalnej chciwości chowając się za hasłami wrogości rasowej.

Polacy i Niemcy w rozprawie z Żydami nie pozostali osamotnieni. Przypomnijmy, masowe rozstrzeliwania Żydów w Budapeszcie, pod koniec II Wojny Światowej, na nabrzeżu naddunajskim także dokonywane były nie przez Niemców, a przez Węgrów. A ile jeszcze sąsiadów w różnych epokach zlikwidowało sąsiadów? I w bardziej bliskich nam czasach jest dosyć przykładów, jak Hutu i Tutsi w Ruandzie w 1994. Jedwabne - nie jest jedynym przypadkiem, nie jest jedynym przypadkiem, nie jest jedynym przypadkiem.

Lekcja czternasta i ostatnia - świat, jak stary Abram Baker w sztuce, zastygły nad maszyną remington, piszący teraz już nie listy, a zapisujący historię, która go przeraziła, ten świat, póki istnieje, powinien być przestrogą.

***

"14 lekcji o wydarzeniach w Jedwabnem"

Ksienija Kuzniecowa

"Literacka Rosja" [24.10.2016]

Na Nowej Scenie Teatru im. J. Wachtangowa odbyła się premiera spektaklu "Nasza klasa", opowiadająca o losach młodych ludzi, którzy zetknęli się z zabójczą maszyną historii, o zagładzie pokolenia i narodu.

Autor sztuki "Nasza klasa. Historia w 14 lekcjach" Tadeusz Słobodzianek opowiada o losach jednej klasy, pokazuje losy bohaterów od końca lat 20-tych do początku XXI wieku.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że będziemy świadkami lekkiej historii o miłości, nadziei i szczęściu. Ale każda proponowana lekcja to, przede wszystkim, lekcja życia. Kiedy stosunki społeczne zaczynają się zaostrzać, na rynku bezlitośnie mordowany jest Jakub Kac (Eldar Tramow). Staje się pierwszą ofiarą, których w całej inscenizacji będzie niemało. Przyszły strażak, marzący o ratowaniu ludzi w nieszczęściu, nie uratuje koleżanki z klasy, tylko z tego powodu, że jest Żydówką. Rozpoczyna się ludobójstwo Żydów: domy i mieszkańcy paleni są żywcem. Aby przeżyć, Rachelka (Ksenia Kubasowa) musi zmienić imię i wiarę. Bohaterka Kubasowej nie wybiera swojego losu, wychodząc za mąż za Władka (Paweł Popow), to raczej sposób, by przeżyć.

W ślubnym krzątaniu się znowu następuje zbliżenie pomiędzy kolegami z klasy, ale nie na długo. W pijackim odrętwieniu, a jest ono wyrażone w tangu, Zygmunt, w wykonaniu Władimira Łogwinowa, spotyka swoją ofiarę Jakuba. Wizja nie daje spokoju zabójcy. Rysiek (Jurij Polak), szydzący ze swojej kiedyś ukochanej Dory (Daria Szczerbakowa), także nie może uwolnić się od wyrzutów sumienia. Próbuje niedorzecznie usprawiedliwiać się, dlaczego mimo wszystko nie uratował jej z płonącego w domu. Spektakl wzywa do pamiętania o człowieczeństwie w każdym z nas, niezależnie od okoliczności, pokazuje, jak w podzielonym społeczeństwie, zwycięża racja większości, jak przyjaciele piszą donosy na przyjaciół, a później opłakują ich z byłym kolegą z klasy Abramem (Maksim Siewrinowskij), który wyemigrował do Ameryki. Punktem finałowym staje się monolog Abrama o okrucieństwie nienawiści rasowej, który zmusza widza do przebudzenia i zrozumienia, że sztuka o II Wojnie Światowej jest niezwykle bliska naszym czasom.

***

Nadezhda Titova

"W Teatrze Wachtangowa odbyła się premiera Naszej klasy"

http://www.e-vesti.ru/ru/nash-class-vakhtangova/

Dziesięciu bohaterów sztuki ma pierwowzory w ludziach z krwi i kości. Akcja sztuki zaczyna się w końcu lat 20-tych XX wieku, a losy postaci - polskich i żydowskich dzieci z jednej klasy - pokazane są aż do współczesności.

Kiedy wchodzicie na salę, widzicie 8 tablic kredowych z zarysami ludzkich figur i datami życia tych ludzi, stół i 10 taboretów. To jedyne dekoracje tego spektaklu, które doskonale uzupełniają grę aktorów. Sztuka rozbita jest na 14 lekcji - 14 historii o życiu dziesięciorga dzieci: rosną, przyjaźnią się i kłócą, kochają i nienawidzą, wreszcie stają wobec najtrudniejszych wyborów.

Tragiczne wydarzenia rozpoczynają się wraz z nadejściem II Wojny Światowej. W sztuce odnotowano i przestępstwa wojenne, i sceny kryminalne - przemoc i zabójstwa. Kulminacją staje się pogrom żydowski z 1941 roku, gdzie ginie część bohaterów sztuki. To kluczowy moment w życiu wszystkich bohaterów.

Należy zauważyć, że w sztuce jest bardzo mało dialogów. Większa mówiona część - to powiązane ze sobą monologi. Czas w sztuce płynie nielinearnie, martwi i żywi jednocześnie znajda się na scenie.

Jak powiedziała reżyser spektaklu Natalia Kowalowa: 'W 2000 roku wyszła książka J.T. Grossa "Sąsiedzi" o Jedwabnem. Spowodowała ona w polskim społeczeństwie szok, rozbijając je na dwa obozy: tych, co uznają winę Polaków i tych, którzy ja wypierają. Dla Polaków to historia ich kraju. Ale wszak i w historii naszego kraju są trudne karty. Dziś również przychodzi nam często dokonywać trudnego wyboru. Za swój czyn odpowiadamy sami. Jak postąpić tak, aby nie zachłysnąć się późnym żalem? Pracując nad spektaklem, często zadawałam sobie pytanie: "A co ja bym zrobiła na ich miejscu?". A usprawiedliwienie, które słychać u bohaterów sztuki "A co mogłem zrobić?", nie jest odpowiedzią. Także dla mnie - to historia ogólnoludzka. Wszędzie, gdzie człowiek zaciśnięty jest w pięści dyktatury, przestaje być człowiekiem - staje się wilkiem, otoczonym czerwonymi chorągiewkami: ze strachu sieje zło wokół siebie i w rezultacie nie może żyć sam. Myślę, że o złożonych lekcjach historii trzeba rozmawiać z ludźmi za pomocą języka teatru - bo jest on prosty i poglądowy: tu przed żywym człowiekiem (widzem) żywy człowiek (aktor) w ciągu paru godzin przeżywa całe życie, ujawniając tajne mechanizmy losu człowieka - związki jego przeszłości z teraźniejszością i przyszłością. Gra aktorów jest wzruszająca i wyrazista, wierzysz i przeżywasz te losy wraz z nimi. Kiedy oglądasz inscenizację, historia odchodzi na drugi plan, już nie zwracasz uwagi na narodowości i wyznanie, widzisz tylko ludzkie życia - złamane i wypaczone.

Jednym ważnym momentem inscenizacja różni się od napisanej sztuki - autor Tadeusz Słobodzianek poprosił reżysera o dodanie jednemu z bohaterów wypowiedzi, gdzie, według autora, została pokazana droga, jak wybrnąć z trudnych sytuacji: "Los Abrama - jest straszny, i tylko wielka wiara pomogła mu przejść przez to wszystko. I jeżeli my rezygnujemy z wiary, to życie traci wszelki sens".

Sztuka będzie ciekawa dla wszystkich, którzy pragną zobaczyć historię z drugiej strony, i których ciekawią mocne spektakle z istotnymi pytaniami.

***

"Szkoła życia w spektaklu "Nasza klasa. Historia w 14 lekcjach"

Olga Purczynskaja

"Artepriza"

Druga połowa lat 1920-tych. Pierwszy września. Uczniowie przyszli do szkoły. Poznają się, dzielą się wrażeniami, opowiadają o swoich marzeniach. Znajomy obraz, czyż nie? Z pewnością krótki scenariusz pierwszego szkolnego dnia większości ludzi wygląda podobnie, przy czym czas i miejsce akcji, przynależność narodowościowa i religijna uczniów nie mają specjalnego znaczenia.

I tak, w kilku słowach powyżej opisano początek spektaklu "Nasza klasa. Historia w 14 lekcjach" (według sztuki Tadeusza Słobodzianka). Premiera odbędzie się na Nowej Scenie Państwowego Teatru Akademickiego imienia Jewgienija Wachtangowa 14 października 2016 roku. Dwa dni wcześniej fragmenty inscenizacji (sześć lekcji) zostały pokazane dziennikarzom. Reżyser - Natalia Kowalowa. Scenarzysta - Andriej Borowskij. Kompozytor - Kławdija Tarabrina. Choreograf - Irina Filippowa. Podstawowy temat muzyczny, wykonanie piosenki - Daria Szczerbakowa.

Występują: Zośka - Polina Kuźminskaja, Rachelka - Ksenia Kubasowa, Dora - Daria Szczerbakowa, Jakub Katz - Eldar Tramow, Rysiek - Jurij Polak, Menachem - Władimir Szuliew, Zygmunt - Władimir Łowginow, Heniek - Aleksiej Gimmelraich, Władek - Paweł Popow, Abram - Maksim Siewrinowskij.

Jeszcze przed rozpoczęciem spektaklu widzowie trafiają do klasy. Na scenie - osiem tablic szkolnych, na których kredą zapisane imiona bohaterów i lata ich życia. Losy kolegów z klasy urodzonych w latach 1919 - 1920 ułożyły się różnie: jednym zostało przeznaczone długie życie, inni zginęli w czasie strasznych wydarzeń w Polsce w pierwszych latach II Wojny Światowej.

W najzwyklejszej klasie najzwyklejszej szkoły razem uczyły się dzieci z polskich i żydowskich rodzin. Każdy ma swoje myśli, uczucia, zasady moralne i etyczne, poglądy życiowe i światopogląd. Wiele czasu spędzali razem, przyjaźnili się, zakochiwali, powierzali sobie nawzajem najskrytsze marzenia. Ale dalej, niestety, coś poszło nie tak. Przedstawiciele różnych narodowości i religii nie starają się razem spędzać wolnego czasu na przerwach: Polacy, naśladując nową modę, wprowadzaną przez przedstawicieli władzy, głośno, na całą klasę, modlą się; Żydzi chcą normalnego, komunikacji międzyludzkiej, pilnie uczą się niedokończonego zadania domowego. W rezultacie - rozłam na dwa "obozy", stale znajdujące się w nieprzejednanym konflikcie.

Mija czas, dzieci kończą szkołę. Ich ostatni szkolny rok przypadł na 1936 rok, początek całej serii tragicznych wydarzeń, których skutki odczuwalne są do dziś.

Jak to zostało uznane na początku lat 2000-ch, w czasie II Wojny Światowej Polacy regularnie dokonywali masowych zabójstw Żydów, zamieszkałych na terytorium Polski. 10 lipca 1941 roku zapędzili około 1,5 tysiąca ocalałych po pogromach Żydów do stodoły i spalili żywcem. Pośród katów i ofiar znaleźli się i bohaterowie spektaklu. Ludzie, jeszcze zupełnie niedawno będący w przyjacielskich stosunkach, wspólnie uczący się na lekcjach, odwiedzających się w domach, stali się największymi wrogami. Okoliczności podzieliły polską młodzież na dwa obozy. Pierwsi dokonywali zabójstw lub po prostu bali się powstrzymać zabójców, drudzy ratowali przyjaciół-innowierców, ryzykując własnym życiem.

Natalia Kowalowa zbudowała kompozycję spektaklu tak, że pierwsza część jest "zbrodnią", a druga - "karą". Rzeczywiście, przerwę bezpośrednio poprzedza epizod pogromu w Jedwabnem.

Za każdym obrazem, stworzonym przez młodych aktorów Pierwszego Studia Teatru imienia Wachtangowa, stoi złożony los. Wszystkim bohaterom sądzone jest znalezienie się na rozstaju dróg, a ich dalsze życie pozostaje w bezpośredniej zależności od tego, jaką drogę wybiorą. I tak, Polka Zośka (Polina Kuźminskaja) ukrywa Żyda Menachema (Władimir Szuliew). Menachem, z kolei, ucieka od polskich "inkwizytorów", pozostawiając młodą żonę Dorę (Daria Szczerbakowa) i małe dziecko. Ich spotkał tragiczny los - matka i dziecko zostały spalone żywcem w stodole.

Polak Władek (Paweł Popow) uratuje swoją ukochaną Rachelkę (Ksenia Kubasowa), żeniąc się z nią. Ale przed tym żydowska dziewczyna musi zostać ochrzczona. Wraz z symbolem religii katolickiej otrzymuje ona nowe imię - Marianna. Tej rodzinie zostało przygotowane długie życie - umarli w odpowiednio w latach 2001 i 2002. Jakub Kac (Eldar Tramow) został zabity przez kolegów z klasy - Polaków, a Abram (Maksim Siewrinowskij) w latach szkolnych porzucił Polskę i przeprowadził się do Ameryki. Uciekł on od strasznego losu, ale nawet w dalekich Stanach przeżywa te okropności, które zwaliły się na przedstawicieli jego narodu.

Heniek (Aleksiej Gimmelraich), Zygmunt (Władimir Łowginow) i Rysiek (Jurij Polak) przeszli na stronę zła. Byli pośród tych, którzy gwałcił kobiety i palili Żydów.

Kiedy dzieci rozpoczynały naukę ,wydawało się im, że są jak jedna rodzina. Minęły lata i okazało się, że w życiu wszystko jest zupełnie nie tak, jak wydawało się za szkolną ławką. Z biegiem czasu zmieniły się pojęcia dobra i zła. Spektakl obejmuje długi okres czasu. Niestety, nie wszystko postacie dotrwają do końca. A w najbardziej tragicznych chwilach ich imiona po prostu zostaną starte ze szkolnej tablicy, wraz z "avatarem" i latami życia. Ale, opuszczając Ziemię, ci ludzie nie znikną z głów, dusz i serc swoich kolegów z klasy, będą obecni w ich domach na stałe.

Spektakl "Nasza klasa. Historia w 14 lekcjach" był przygotowywany pięć lat. W ciągu tego czasu w piwnicy wachtangowskiego Pierwszego Studia był on kilkukrotnie pokazywany widzom. Pośród publiczności pewnego razu znalazł się wnuk wnuka człowieka, wysłanego na początku lat czterdziestych do drugiego kraju, do cioci. Powrócić na czas do domu, do Jedwabnego, nie zdołał ze względu na chorobę. To uratowało mu życie. A jego dziadek, rabin, trafił w straszną "maszynkę do mięsa", był ze swoim narodem do samego końca, miał nadzieję, że uda mu się chociażby komuś pomóc, ale - niestety! - nie zdołał uratować nikogo i sam zginął ze wszystkimi.

Wielonarodowościowe miasto. Ludzie dzielą się na dwa "obozy". Jeden z nich (w pełni określony) nie może żyć spokojnie, dopóki jest drugi. Miedzy tym, w obu społecznościach znajdowali się prawdziwi przedstawiciele rodzaju ludzkiego, ratujący "nieprzyjaciołom" swojego narodu życie. Z jednej klasy (w rzeczywistości, świata w miniaturze) wyszli nie tylko kaci i ich ofiary, znaleźli się tam jeszcze i ci "mieszkańcy", którzy dokonali prawidłowego wyboru. .

Te 14 lekcji - to najbardziej skomplikowana i najważniejsza szkoła życia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji