Artykuły

Bez presji

- Kiedy szłam do szkoły teatralnej, przekonana byłam, iż moje miejsce jest przed kamerą. Zmieniłam jednak zupełnie zdanie, kiedy zaczęłam występować na scenie - mówi Karolina Sawka, tegoroczna dyplomantka Wydziału Aktorskiego łódzkiej filmówki.

W rywalizacji o główną rolę w ekranizacji Sienkiewiczowskiej powieści dla młodzieży pokonała kilkanaście tysięcy dziewcząt. Miała wtedy 8 lat. Film obejrzało ponad 2 min osób. Potem jednak nie kontynuowała filmowej kariery. Wróciła do nauki. A po maturze nie wybrała uczelni teatralnej, a Uniwersytet Warszawski. Dopiero później, kiedy nieco dojrzała, zdecydowała się na aktorstwo. Niedawno wystąpiła w spektaklu dyplomowym i kończy pisać pracę magisterską. Ma już też za sobą teatralny debiut. I choć kiedyś marzyła tylko o rolach filmowych, to teraz uważa, że teatr bardziej jej odpowiada.

Pochodzi ze Szczecina, przez ostatnie lata mieszkała w Łodzi, ale spotykamy się w Warszawie, gdzie odwiedziła brata. Wróciła właśnie z niedługiego pobytu w Barcelonie.

- To były takie krótkie wakacje. Zaraz po Festiwalu Szkół Teatralnych, który stanowi zakończenie roku akademickiego i podsumowanie czterech lat nauki w uczelniach aktorskich. Na tę okazję przygotowuje się spektakl teatralny, który prezentowany jest na festiwalu. Czynią to wszystkie szkoły teatralne w Polsce.

W Barcelonie była przez tydzień. Jak mówi, uwielbia podróżować. Ostatnio pokochała autostop. - Trzy lata temu pojechałam tak do Amsterdamu. Z przyjaciółką. I bardzo spodobała mi się ta forma podróżowania.

Rok później przejechała 1200 km. Do Rumunii, do Suczawy. - Tam również odbywał się Festiwal Teatralny - tym razem międzynarodowy Wracałyśmy przez Budapeszt, gdzie spędziłyśmy kilka dni, potem przejechałyśmy przez Pragę. A w tym roku wybieramy się autostopem do Lizbony. W Barcelonie byłam jednak samolotem. To wygodne, w trzy godziny człowiek znajduje się w innej rzeczywistości.

Nie obawia się jeździć autostopem.

- Na początku miałam obawy, zawsze podkreśla się niebezpieczne aspekty tego typu podróżowania. Jednak przejechałam już trochę kilometrów i nigdy nie spotkała mnie nieprzyjemna przygoda.

Jej zdaniem to najlepsza forma poznawania krajów, ludzi, kultur i obyczajów. - Spotyka się zwyczajnych ludzi, od których można się najwięcej dowiedzieć o ich kraju.

Zakłada, że wyprawa do Lizbony zajmie jej trzy tygodnie, a może nawet miesiąc. Ale bardzo jest jej ciekawa i podekscytowana, kiedy o tym mówi.

Inną formą wycieczek zaraził ją stryj Jerzy, zaklinacz koni i miłośnik rajdów. - To konne wojaże. Dwa lata temu byłam na Ukrainie, a konno przejechaliśmy także spory kawałek południowej Polski. Nie ma nic piękniejszego niż Beskid Niski przemierzany na koniku huculskim. Jest we mnie tęsknota za naturą, poznawaniem rdzennego klimatu miejsc, które odwiedzam. Zatem wypady typu All Inclusive czy Last Minute mnie nie interesują. Przynajmniej na razie.

Udział w spektaklu na Festiwalu Szkól Teatralnych to, jak tłumaczy, oficjalne zakończenie nauki na uczelni. Studiowała w Łodzi, w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera na Wydziale Aktorskim. - Do napisania pozostała mi tylko praca magisterska. Wybrałam temat łączący dziedziny, które mnie interesują. Piszę o dokumencie autobiograficznym, o tym, jak oddziaływać może on na relacje w rodzinie, o jego terapeutycznej roli. Zawsze interesowała mnie socjologia, psychologia społeczna, antropologia kulturowa. A za niedługą chwilę będę dyplomowaną aktorką. I zacznę szukać pracy.

Przekonuje, że ma już pewne plany i pomysły na przyszłość dotyczące pracy w teatrze, ale aby nie zapeszać, woli o nich w szczegółach nie mówić, przynajmniej na razie.

W Szczecinie mieszkała do matury. Po zdaniu egzaminu dojrzałości wyjechała do Warszawy na pierwsze studia. Rozpoczęła naukę na Wydziale Stosowanych Nauk Społecznych. - To kierunek interdyscyplinarny, łączący wiele dyscyplin związanych z socjologią.

Wcześniej jednak, jeszcze w szkole podstawowej, przeżyła przygodę z filmem. W wieku 8 lat wygrała casting do roli Nel [na zdjęciu] w drugiej ekranizacji powieści Henryka Sienkiewicza "W pustyni i w puszczy". W rywalizacji do głównej roli pokonała ponad 13 tys. dziewcząt, które próbowały sił w całej Polsce. - Zadzwoniono do rodziców i zostałam zaproszona na casting, ale pamiętam, że znacznie wcześniej uwielbiałam występować w przedstawieniach, przed kamerą, przed znajomymi. Duch aktorstwa zawsze we mnie siedział. Gdyby zatem rodzice tego nie czuli, to z pewnością by mi to odradzali.

Warto dodać, że ojcem Karoliny jest Henryk Sawka, znany rysownik i satyryk.

Doskonale pamięta pierwsze spotkanie z reżyserem. - Miałam powiedzieć wierszyk i coś zatańczyć. Potem zaproszono mnie ponownie, dostałam drobne zadania aktorskie. A później otrzymałam fragmenty scenariusza, poznałam mojego filmowego partnera Adama Fidusiewicza, były próbne sceny, charakteryzacje, praca przed kamerą. W sumie trwało to około miesiąca.

Wcześniej znała powieść Henryka Sienkiewicza ze szkoły. - Mieliśmy tę książkę opracować w ramach kółka teatralnego. I tam miałam grać postać Nel. Tym samym, choć w zarysie, wiedziałam, na czym to polega. A potem mnie to wciągnęło. Poznałam w szkole tę postać, tak więc kiedy usłyszałam, że będę występować w filmie jako Nel i że jadę do Afryki, to można powiedzieć, że byłam z tym wstępnie oswojona.

Dodaje, że oczywiście jako dziecko nie miała świadomości skali tego przedsięwzięcia. - Dopiero po premierze dotarło do mnie, czym to było.

Mimo wysiłku swój udział w filmie wspomina ciepło i pięknie. - To była przygoda na całe życie. I jak na małe dziecko, o dziwo, pamiętam bardzo wiele.

W Afryce spędziła w sumie sześć miesięcy, a potem był jeszcze miesiąc pracy w Polsce. - Cały czas była ze mną mama. Pierwszy miesiąc to był okres aklimatyzacji. I wtedy była przy mnie cała rodzina. Rodzice i trzy lata starszy brat Jakub. Mieszkaliśmy w RPA, w Johannesburgu w pięknej rezydencji z basenem, kortem, ogrodnikiem i kucharką. Zupełnie jak egzotyczne wakacje. Potem została tylko mama, która napisała tekst do zdjęciowego albumu "Spełnione marzenie" z planu filmowego. Tata czasem dojeżdżał i przywoził mi pierogi mojej babci, za którymi bardzo tęskniłam.

Kiedy już przyzwyczaiła się do miejsca i panujących w Afryce warunków, ruszyły zdjęcia. Jak mówi, atmosfera na planie była wspaniała i właściwie z każdej sceny ma jakieś wspomnienie. Podkreśla, że znała cały scenariusz na pamięć. To znaczy nie tylko swoje kwestie, ale każdej postaci z filmu. Jednak, jak dodaje, najprzyjemniejsze momenty to chwile spędzone z reżyserem Gavinem Hoodem. - Przed ciężkimi scenami dużo z nami rozmawiał, zbliżał się do nas. Ale w najbardziej kluczowych scenach niezastąpiony okazywał się Waldemar Dziki spiritus movens całej produkcji. Otaczał nas opieką i tworzył bliską relację, a jednocześnie ładował dobrymi emocjami. To była niesamowita praca.

Opowiada, że było wiele wspaniałych chwil, świetna ekipa, otwarta, dowcipna i wspaniali polscy aktorzy: Artur Żmijewski, Krzysztof Kowalewski, Andrzej Strzelecki, Przemek Sadowski i Konrad Imiela. Ale były także te mniej przyjemne. - Nie lubiłam grać ze słoniem. Miał tak mokrą, obślizgłą trąbę, jakby miał katar. Podobnie jak przygoda z małpą. I to pierwszego dnia zdjęć, przy pierwszym klapsie. Niosłam ją na rękach, a ona skoczyła i ugryzła mnie w ucho. Zdjęcia zostały przerwane, wszyscy się przestraszyli, że mnie to przerazi, zniechęci, ale tak się nie stało. Jedyną konsekwencją tego wydarzenia była utrata roli przez... małpę. Została zwolniona.

Z kolei na planie w Tunezji podczas kręcenia sceny z Mahdim statyści zażądali zakrycia mi głowy, gdyż kobieta, nawet jeśli jest tylko dziewczynką, nie może przed prorokiem wystąpić bez chusty.

Kilka miesięcy w Afryce na planie zdjęciowym wiązało się z długą przerwą w nauce. Jednak, jak wyjaśnia, nie było z tym problemu. - Nadrobiłam wszystko po powrocie. Uczyłam się indywidualnie. Miałam to szczęście, że chodziłam do niedużej szkoły społecznej, a moja klasa liczyła zaledwie 15 osób. Przyjaźniliśmy się, wiele z tych przyjaźni trwa do dzisiaj. Mój powrót nikogo nie szokował, nie było zawiści czy zazdrości, czułam raczej wsparcie.

Zresztą, jak dodaje, to nie były czasy kiedy media łapczywie angażowały się w życie prywatne, w dodatku mieszkała w Szczecinie. - Tak więc nic szczególnego się nie działo. Nie czułam tego oddechu popularności, ludzie nie zaczepiali mnie na ulicy. Zapraszano mnie czasem na jakieś wywiady, ale nikt mnie nie gonił. Nie miałam zniszczonego dzieciństwa, a raczej dopełnione.

Mimo młodego wieku po realizacji filmu wiedziała już, że chce być aktorką. - Na szczęście rodzice sprawowali nade mną pieczę i uzmysławiali mi, że nauka jest najważniejsza. I było tak aż do matury.

Nie od razu wybrała jednak szkołę aktorską. Na początek zdecydowała się na studia na Uniwersytecie Warszawskim. - Czułam, że to jeszcze nie mój czas, aby wkraczać w aktorską profesję. Uważam, że ten zawód opiera się na doświadczeniach życia prywatnego, poznawaniu ludzi, podróżach, aby mieć z czego czerpać i o czym opowiadać na scenie. Wtedy nie byłam jeszcze na to gotowa.

Po trzech latach obroniła pracę licencjacką. Nieco wcześniej jednak, na ostatnim roku, zaczęła uczestniczyć w zajęciach przygotowujących do szkoły aktorskiej. - Chciałam spróbować, dać sobie szansę.

W jednym czasie zdawała na trzy uczelnie, do Akademii Teatralnej w Warszawie, w Krakowie i PWSFTViT w Łodzi. Nie ukrywa, że podczas egzaminów czasami spotykała się z lekką złośliwością ze strony egzaminatorów dotyczącą roli "W pustyni i w puszczy". - Me rozumiałam, dlaczego ludzie, dla których granie w filmach to przecież chleb powszedni, reagują na mnie w ten sposób. A może to ja nie wykazywałam się odpowiednim poczuciem humoru.

Z czasem nabrała do tego dystansu. Zdała na Wydział Aktorski łódzkiej Filmówki. Jak wspomina, tam obyło się już bez złośliwości. - Me czułam presji ze strony kolegów, czy innych wymagań od wykładowców. To były wspaniałe studia. Wiele się nauczyłam. Jednak najlepiej uczyć się w praktyce. Tu nie ma drogi na skróty.

Dodaje, że ogromną zaletą Filmówki jest fakt, że tuż obok znajduje się wydział reżyserii, operatorski, organizacji produkcji, więc nabywa się wiele kontaktów. - Pod tym względem jest to chyba najbardziej wartościowe. Jeśli chodzi o naukę, to nie ma jednej ścieżki nauczania. Każdy z profesorów ma inną metodę, inną wizję aktorstwa.

Przyznaje, że przez cztery lata nauki na łódzkiej uczelni miała sporo pracy. - Me mieliśmy nawet przerw w niedzielę, byliśmy non stop w pracy. To był trudny okres, wymagający, ale też i wielka satysfakcja. Studia to z pewnością czas inspiracji. Od początku lutego br. pracowała nad spektaklem dyplomowym.

- To "Lovecraft", na podstawie biografii amerykańskiego pisarza Howarda Phillipsa Lovecrafta, jednego z pierwszych pisarzy grozy. Ten spektakl był formą eksperymentu wprowadzenia tego gatunku na deski teatralne.

Jak zauważa, było to duże ryzyko.

- Scenariusz pisany przez Roberta Bolesto był sporym wyzwaniem, ale też ogromną przyjemnością, bo dzięki otwartości reżysera, Łukasza Kosa, bez skrupułów mogliśmy proponować na scenie najdziwniejsze formy. W trakcie tej pracy porzuciliśmy wszystkie schematy, których uczyliśmy się pilnie w szkole, musieliśmy pójść na żywioł i ryzykować wyobraźnią, często jej abstrakcyjnymi skojarzeniami. Było to duże wyzwanie dla całego zespołu.

Znacznie wcześniej, w trakcie studiów, zaczęła już występować w Teatrze Fundacji Kamila Maćkowiaka w Akademickim Ośrodku Inicjatyw Artystycznych w Łodzi. Zaprezentowała się w przedstawieniu "Wywiad" wyreżyserowanym przez Waldemara Zawodzińskiego. -Na scenie gramy we dwójkę, z Pawłem Ciołkoszem, który okazał się ogromnym wsparciem przy tej pracy, a to bezcenne dla debiutantki na scenie. Jest znakomitym aktorem, a w dodatku wspaniałym człowiekiem. Spektakl opowiada historię dziennikarza politycznego, który przeprowadza wywiad z młodą gwiazdą filmową, zupełnie nie orientując się w świecie show-biznesu. Bohaterowie prezentują zupełnie inne środowiska, to historia dwóch zupełnie innych światów. Myślę, że to ciekawy i mądry spektakl.

Premiera odbyła się 29 października 2016 r. - Reżyser Waldemar Zawodziński to wieloletni dyrektor Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi. Prowadził u nas na uczelni zajęcia i wypatrzył mnie, zapraszając do współpracy.

Występuje także w Teatrze Szwalnia, ale tam, jak podkreśla, gra najczęściej drobne, epizodyczne role.

- Na obu scenach pojawiam się jednak regularnie.

Po zakończeniu studiów planuje przeprowadzić się do Warszawy.

- Brat wraca do Szczecina, a ja przejmuję po nim mieszkanie. Tak więc zamieniamy się miejscami.

Mając już doświadczenia z planu filmowego i ze sceny, nie potrafi jednoznacznie określić, co bardziej przypadło jej do gustu. - To zupełnie inne doświadczenia. Dwa odmienne światy. I zawody. Kiedy szłam do szkoły teatralnej, przekonana byłam, iż moje miejsce jest przed kamerą. Zmieniłam jednak zupełnie zdanie, kiedy zaczęłam występować na scenie. Ta intymność i fakt, że to się dzieje tu i teraz, przed tą konkretną grupą ludzi, dzielenie się spontaniczną energią, stwarza pewną magię. Tego nigdy nie uzyska się na planie filmowym.

W obecnej chwili swoją przyszłość upatrywałaby, jak tłumaczy, raczej na deskach teatru. - Ale z drugiej strony ten zawód ciągle zaskakuje, nie zamykam się, zatem wszystko jest możliwe.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji