Artykuły

Luz i mus

KACZMARSKI - jeszcze teraź­niejszość, a już legenda. Tak by­ło od zawsze, od kiedy się po­jawił jako apologeta i świetny tłumacz Wysockiego. Pamiętam jeden z pierwszych, już poza studencką sceną, występ na zadymionym pię­terku kawiarni "Bristol". Kaczmar­ski zdyszanym, chrapliwym krzy­kiem wyrzucił z siebie "Obławę". W "cudownych latach siedemdzie­siątych" (małe fiaty, coca-cola, wu­jek Gierek) powiało grozą. I nadzieją. Że są następcy pokolenia marca 68. A potem ten głos nowego pokolenia niepokornych, okazał się niewygodny. Jeszcze poru­szający do głębi spektakl "Muzeum" w Zachęcie (z Gintrowskim i Łapińskim) i już po­żegnanie na zupełnie innym pięter­ku, w Stowarzyszeniu Dziennikarzy, gdzie z Heniem Malechą prowadzi­liśmy we dwoje Niezupełnie Roz­rywkowy Salon Piątkowy. Jacek emigrował, jest teraz pracownikiem Radia Wolna Europa. Je­go wiersze, piosenki zostały. Dla pokolenia stanu wojennego są ma­nifestem niezgody na niemyślenie. I echem zjawiska artystycznego, którego nie znają. Nic dziwnego, że teatr odkrył Kaczmarskiego dla siebie. Pomysł chwytliwy, w zgodzie ze sceniczną modą na śpiewane kolaże. Niestety, to już wszystko, co teatrowi można zapisać na plus. Reszta jest nadużyciem - artystycznym i moralnym. Smutnym naigrawaniem się z rzeczy i miejsca.

Młodzi ludzie w Teatrze Drama­tycznym umyślili sobie zrobić aka­demię, ku czci. Wieczornicę, w któ­rej - jak pisze Jacek - złączą się i luz (takie to niby bezpretensjonal­ne), i mus (przecież gramy Kacz­marskiego...). Bezmyślnie kojarzone teksty rozdano aktorom równie bez­myślnie porozrzucanym po scenie. W dodatku (z dwoma może wyjąt­kami) zupełnie nie umiejącymi śpie­wać. Na domiar złego skazanymi na poruszanie się w materii muzycz­nej podejrzanego autoramentu - aranżacje zrobione są tak,że pozwa­lają z łatwością dramatyczny ,walc z "Obławy" zatańczyć w knajpie! Nic to- jest jeszcze "choreografia" - wykwit złego smaku, są pomysły inscenizacyjne, ilustracyjne wobec dramatycznych tekstów w sposób karykaturalny, wręcz niesmaczne (obnażony tors Rejtana, śmierć z kosą wchodzącą po straszliwej mak­symie: "żyjemy śniąc, śmierć"). Szkoda czasu, żeby pastwić się nad tym wieczorem zagranym w fał­szywej tonacji. Obowiązkiem jest przestrzec: wstęp wzbroniony! Kon­dycją teatru niechże będzie jego zmartwieniem, ale portret Kaczmar­skiego, zbrukany, zatruty - to już inna sprawa. Ten śpiewający bard był i jest kimś zupełnie innym. Je­mu - w tym co pisał - o coś szło. O co idzie teatrowi - poza kasą - nie wiadomo. Wiadomo tylko dlacze­go zawstydzona publiczność wymy­ka się chyłkiem...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji