...jakby srebra stołowe w zastawie
Daremnie usiłowano wtłoczyć manifestacje krakowskiego życia kulturalnego w Panoramę Trzydziestolecia. Na nic wysiłki. Sztuka Krakowa wykipiała z jej wąskich ram, jak rosnące ciasto z dzieży. Nie tylko dlatego, że tak licznie była reprezentowana. Również, a może przede wszystkim dlatego, że przedstawione w Warszawie realizacje sceniczne nie należą do zjawisk powszednich w naszym teatrze. Mam na myśli zarówno "Lillę Wenedę" Skuszanki, jak "Końcówkę" Becketta Krasowskiego, czy ,,Exodus" Krzysztofa Jasińskiego z Teatru STU.
Na szczęście występy Krakowa poślizgiem stopiły się niejako z dorocznymi Spotkaniami Teatralnymi, które - zapoczątkowane tak wybitnymi zjawiskami, jak "Wyzwolenie" Swinarskiego i "Noc listopadowa" Wajdy w wykonaniu zespołu Teatru Starego - mogły uchodzić za dalszy ciąg prezentacji dorobku artystycznego polskich Aten.
O niektórych przedstawieniach ("Lilla Weneda", "Exodus", "Noc listopadowa") udało się napisać wcześniej, wkrótce po premierach. O "Wyzwoleniu" jeszcze nie. A jest to zjawisko niespotykanej bujności artystycznej i wielkiej konsekwencji intelektualnej. Gdyby nie lęk przed wyjałowieniem pewnych określeń - można by i należało powiedzieć o tym przedstawieniu, że jest odkryciem "Wyzwolenia", odkryciem skomplikowanych jego treści i znaczeń, odchodzących dość daleko od tych, jakimi nas dotąd raczono. Pod pokrywką emfazy i grandilokwencji, utrzymywanych zawsze w tonie serio (nawet wówczas, gdy je obracano w drwinę), często nie zrozumiałych, za to wypowiadanych z powagą i wzniosłością - dostrzegł Swinarski jasny przewód myślowy artysty szukającego swojej identyczności, usiłującego określić się, artysty, którego wyzwolenie następuje poprzez świadomość.
Swinarski podszedł podejrzliwie do stylistyki, która z całą powagą i dosłownością traktowała wszelkie symbole, owe laury i wieńce, Erynie, ukształtowane na wzór secesyjny; nie chodzi tylko o zabiegi mające "uduchowić" Konrada, co pozwalało unikać precyzowania jego myśli i uczuć, zawartych zarówno w jego własnych słowach, jak i w słowach Masek. Bohater "Wyzwolenia" był - chcieliśmy, czy nie - traktowany, jako kontynuator postaw Jego poprzednika z "Dziadów", z góry naznaczony mistyką symbolu "44". Każde jego słowo było jakby dalszym ciągiem sporu o rząd dusz. Didaskalia, stanowiące założenie utworu przyjmowane były jako formalny punkt wyjścia z pominięciem intelektualnych konsekwencji.
Inaczej u Swinarskiego. Próba przygotowywanego przedstawienia - jak objaśnia na wstępie Wyspiański - jest u niego nie tylko klamrą, otwierającą i zamykającą spektakl, lecz również kluczem do ucieleśnienia Konrada i jego protagonistów. Zabieg taki odbiera teatrowi sztuczną wzniosłość, nie pozbawiając Konrada
tragicznej wzniosłości w zakończeniu. Symboliczne, czy uogólnione postacie Muzy, Prezesa, czy Przodownika ukonkretnia reżyser, charakteryzując, je na podobieństwo osób z krakowskiego świata kulturalnego anno 1902. Muza np. w świetnym wykonaniu Anny Polony to jakby ożywiona Helena Modrzejewska (w persyflażu ). Prezes przypomina ówczesnego hrabiego rektora Stanisława Tarnowskiego. Przodownik zaś to Lucjan Rydel, Pan Młody z "Wesela" z nie odłącznym ćwikierem na nosie. Jest jeszcze Skarga z obrazu Matejki (Kaznodzieja) jest przyjaciel poety Wilhelm Feldman. Posłużył się Swinarski kluczem, którego dostarczył Boy do rozszyfrowania "Wesela".
Owa materializacja, czy ucieleśnienie symboli lub pojęć zostało uogólnione przez Kazimierza Wiśniaka, który wprowadza cały arsenał równie konkretnie określonych dekoracji - na scenie oglądamy cokół pomnika Mickiewicza z krakowskiego Rynku wraz ze zdobiącymi go alegorycznymi figurami. Cała plastyka przedstawienia jest jakby wywiedziona nie tylko z didaskaliów, lecz również z treści utworu, z treści niezauważanych dotąd, czy pomijanych informacji, które pozwalają ukazać ironiczny stosunek Wyspiańskiego do otaczającej go rzeczywistości unikając drwiny. Przeciwieństwem jakby tego "teatru" z przebierańcami są sceny z Maskami. Swinarski nie traktuje ich wcale, jak odbicia myśli, wahań i zwątpień Konrada, czyli poety. Widzi w nich polemikę, czy dyskusję, traktowaną "na wpół serio, na wpół drwiąco" z ludźmi, z przedstawicielami ówczesnego społeczeństwa, reprezentującymi różne poglądy, postawy i idee. Swinarski uwierzytelnia to wprowadzając na scenę policjanta austriackiego, który po chwili wkłada fartuch lekarski, aby się zająć "chorym" już Konradem. Jest nawet ku uciesze widowni zramolały najjaśniejszy pan!... Nie ma zaś Masek, nie ma symboli. Jest życie, konkretne, jak nasze, dzisiejsze. I w nich właśnie, w tych rozmowach można i należy szukać klucza do współczesności ostatniej realizacji "Wyzwolenia".
Wszystko to jest niejako produktem ubocznym walki, jaką toczy poeta - Konrad o świadomość własną, o miejsce sztuki w życiu narodu. Bo ten temat i jego dialektyka są tematem najważniejszym. Triumf Swinarskiego polega na tym, że mimo nieufnego, czy krytycznego traktowania tekstu - czyni w końcu Konrada postacią tragiczną, rozdartą między niemocą "czynu" a poezją. Jerzy Trela gra Konrada tak, że w ostatniej scenie wywołuje prawdziwy ścisk gardła.Trudno o większy sukces i aktora i reżysera.