Artykuły

Bój się ludzi, a nie duchów

- Nie da się upamiętnić ofiar bez opowiadania o ich oprawcach. Na szczęście osoby, które widziały spektakl, mówią, że udało nam się zachować złoty środek. Po wyjściu z teatru, częściej niż strach, towarzyszy im pytanie: skąd się bierze w człowieku zło? - rozmowa z Patrycją Babicką, pomysłodawczynią i autorką tekstów do spektaklu "Pitawal - historie kryminalne Krakowa w piosenkach", wystawianego przez Teatr Bagatela.

W ciągu 15 lat zabił około sześciu tysięcy osób. Co roku na jego koncie przybywa co najmniej 500 kolejnych ofiar. Mimo to nadal jest bezkarny.

- Jest, i wszystko wskazuje na to, że nadal będzie. Ponieważ ludzie, którzy mogliby go powstrzymać uważają, że jest problemem "raczej teoretycznym".

Mówimy o...

- Krakowskim smogu.

Umieściłaś go wśród bohaterów spektaklu "Pitawal - historie kryminalne Krakowa w piosenkach". Znalazł się tam obok seryjnych morderców, kanibala, dzieciobójcy i naśladowcy Kuby Rozpruwacza.

Nie przesadziłaś?

- Wiem, że niektórzy się uśmiechają, kiedy tym słyszą, ale porównanie smogu do seryjnego mordercy nie jest tylko metaforą. Zabija na raty i mało spektakularnie, ale efekt jest taki sam, kolejni ludzie tracą życie. Wprawdzie nie można go postawić przed sądem tak jak innych bohaterów "Pitawalu", ale może za jakiś czas ktoś odpowie za to, że go nie powstrzymał.

Skąd pomysł, żeby przenieść historie kryminalne na scenę?

- Kilka lat temu usłyszałam historię kobiety, która na początku XX wieku mieszkała przy ul. Długiej w Krakowie. Udowodniono jej zamordowanie kilku mężczyzn. Podobno motywem zbrodni była miłość. Mordowała kochanków, którzy chcieli od niej odejść i chowała ich zwłoki pod podłogą. Długo nie mogłam o tym zapomnieć. Jakiś czas później spotkałam się towarzysko z Anią Rokitą, która jest moją przyjaciółką i aktorką Teatru Bagatela. W trakcie rozmowy wpadłyśmy na pomysł, że stworzymy wspólnie piosenkę. Od razu przyszła mi do głowy ta nieszczęsna kochanka z ul. Długiej. Napisałam tekst pt. "Królowa os". Paweł Penarski skomponował muzykę, a Ania ją zaśpiewała. Efekt był tak ciekawy, że Ania pojechała z nią na eliminacje do Przeglądu Piosenki Aktorskiej i zakwalifikowała się do finału. Po PPA schowałyśmy ją do szuflady.

Kiedy ją z tej szuflady wyciągnęłyście?

- Dwa lata później. Poznałam wtedy człowieka, który pracował w archiwum kryminalistyki. Usłyszałam od niego wiele historii podobnych do tej z "Królowej os". Pomyślałam, że opowieść o zbrodniach może być ciekawym tematem na spektakl.

Opowiedziałam o tym Ani. Zaczęłyśmy grzebać w historiach pitawalowych z całej Polski. Kiedy zaczęłyśmy je analizować, okazało się że 80 procent najciekawszych spraw zdarzyło się w Krakowie i jego okolicach. Ostatecznie wybrałyśmy 13 z nich. Napisałam teksty, Piotr Krakowski i Paweł Penarski skomponowali muzykę, a Ania wykonuje wszystkie piosenki i równocześnie reżyseruje spektakl. Ruchem scenicznym zajął się Piotr Skalski.

Która z tych historii najbardziej cię poruszyła?

- Każda z nich była szokująca. Kiedy już myślałam, że człowiek nie może zrobić drugiemu człowiekowi niczego gorszego, pojawiała się kolejna historia, która udowadniała, że nasza wyobraźnia w zadawaniu cierpienia jest nieograniczona. Gdybym musiała koniecznie wybrać, byłyby to dwie historie. Jedna jest powszechnie znana. Druga została zamknięta w archiwum i najprawdopodobniej zostałaby zapomniana.

Opowiesz?

- W czasie II wojny do Krakowa przyjechał Niemiec Franz Tham, członek NSDAP Razem z kochanką, Anną Motak, zamieszkali przy ul. Kieleckiej. Anna zwabiała do ich mieszkania młode kobiety. Franz je zabijał, ćwiartował i... zjadał. Robił też z nich wędliny, które wysyłał do Rzeszy i częstował nimi celebrytów z krakowskiego SS. W 1943 r. oboje stanęli przed sądem. Franzowi udowodniono zamordowanie 32 kobiet, co oznacza, że mogło ich być znacznie więcej. Anna Motak została uznana za współwinną tych zbrodni. Sąd skazał ich na karę śmierci. Dwa dni później zostali rozstrzelani. Ocena Franza wydała mi się jednoznaczna. Był mordercą i kanibalem. Z Anną Motak było inaczej. Zaczęłam się zastanawiać, co nią powodowało. Strach o własne życie? Miłość do Franza? Prawdopodobnie była prostytutką, którą on wyciągnął z ulicy. Może go do szaleństwa kochała, a może po prostu dawał jej jakiś rodzaj poczucia bezpieczeństwa. Przecież trwała wojna. Możliwe, że ona też w jakiś sposób była ofiarą Franza. Prawdopodobnie na własne życzenie, ale jednak.

Nie zasłużyła na tak surową karę, jak jej kochanek?

- Nie chcę umniejszać jej winy, ale wydaje mi się, że nie można między nimi postawić znaku równości. Praca nad "Pitawalem" zajęła mi dwa lata. Starałam się jak najwięcej dowiedzieć o każdym z bohaterów. Przeglądałam akta, czytałam zeznania świadków, oglądałam materiał zdjęciowy. W przypadku najbardziej odległych zbrodni opierałam się na opisach zgromadzonych przez historyków. Nie tylko chciałam mieć jak największą wiedzę na temat samych zbrodni, ale usiłowałam lepiej poznać ludzi, którzy się ich dopuścili. Nie próbowałam rozgrzeszać żadnego z nich, ale nie chciałam ich też osądzać.

Jakkolwiek dziwnie to może zabrzmieć, byłam ich ciekawa.

A druga historia?

- W tym przypadku ofiarą był dziewięcioletni Wojtuś.

Nazwałaś go najmłodszym krakowskim samobójcą.

- Nie mam stuprocentowej pewności, czy był najmłodszym samobójcą, po prostu nigdy wcześniej nie słyszałam, żeby dziecko w takim wieku samo, w świadomy sposób odebrało sobie życie. Wydarzenie miało miejsce w latach 70. Chłopca wychowywał samotnie ojciec, Bogdan M. Z akt wynikało, że Wojtuś miał kilkoro rodzeństwa. Kiedy rodzice się rozwiedli, sąd zdecydował, że chłopiec zostanie z ojcem, a resztą dzieci miała się zaopiekować matka. Mężczyzna był alkoholikiem. Pił, bił i znęcał się psychicznie nad synem. W trakcie dochodzenia sąsiedzi zeznali, że "krótko go trzymał". Wojtuś chodził ciągle "głodny, brudny i siny". Któregoś dnia wszedł na dach kamienicy, w której z ojcem mieszkali, i skoczył. Zginął na miejscu.

Ojciec poniósł karę?

- Nie. Śledczy uznali, że nikt Wojtusiowi w skoku nie "pomógł". Nie dociekano, co spowodowało, że dziewięcioletnie dziecko nie chciało dalej żyć. W każdym razie ja nie znalazłam tego w aktach. Sprawa została szybko zamknięta.

"Pewnie chciałbyś, człowieku, złapać takiego tatę. Usta mu zakneblować, związać tym, co bił batem" - śpiewa Anna Rokita.

- Myślę, że większość osób, które poznały tę historię, miałaby taką ochotę. Mój odbiór na pewno wzmocnił fakt, że sama mam kilkuletnią córkę. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której ktoś próbowałby jej zrobić krzywdę.

Bohaterką "Pitawalu", która skrzywdziła dziecko i stanęła za to przed sądem, była Rita Gorgonowa. Została skazana w jednym z najgłośniejszych procesów 20-lecia międzywojennego.

- Rita Gorgonowa była guwernantką w domu lwowskiego architekta Henryka Zaremby i równocześnie jego kochanką. Została oskarżona o zamordowanie jego córki, 17-letniej Lusi Zaremby. Kobieta nigdy nie przyznała się do winy, a prokuratura nigdy jej tej winy nie udowodniła. Śledztwo oparte było na poszlakach. Mimo to sąd pierwszej instancji skazał ją na śmierć przez powieszenie. Wyrok zmienił krakowski sąd, skazując ją na osiem lat więzienia.

Im więcej grzebałam w tej historii, tym mniej miałam pewności, czy to Gorgonowa zabiła Lusię. Z jej procesu zrobiono medialne show. Rozprawy były tak popularne, że zaczęło na nie sprzedawać bilety. Możliwe, że została skazana na śmierć pod wpływem nacisku ze strony opinii publicznej, a nie dlatego, że zgromadzono w tej sprawie wystarczający materiał dowodowy.

"A publika wola:

To ona

To ona

To ona

Medea, erynia, gorgona."

- Dokładnie. Tłum nie miał wątpliwości, że jest winna. Gdyby nie obecni na sali policjanci, najprawdopodobniej doszłoby do samosądu. Dwa lata temu wnuczka i córka Gorgonowej chciały wznowienia procesu i jej zrehabilitowania. Ostatecznie chyba nic z tego nie wyszło, bo nie było nowych dowodów w sprawie i pewnie już ich nie będzie. Od czasu zabójstwa minęło blisko 90 lat.

W 100 procentach winny zarzucanych mu zbrodni był natomiast Karol Kot - 18-Iatek, który w latach 60. zabił dwie osoby, a 10 innych próbował zabić. Opowiadasz jego historię z perspektywy matki.

- Gdybym oddała głos jemu, a nie matce, to prawdopodobnie byłaby to opowieść o fascynacji śmiercią i krwią. Nastolatek atakował nożem staruszki i dzieci, czyli osoby, które były słabsze od niego. Nazywano go wampirem z Krakowa, ponieważ zlizywał z noża krew swoich ofiar. Nie chciałam o tym wynaturzeniu opowiadać.

Część winy przypisałaś jego matce.

- Raczej zastanawiałam się, czy sposób, w jaki go wychowywała, mógł mieć wpływ na to, kim się stał.

I?

- Myślę, że bez względu na to, jak wyglądała ich relacja, na pewno zadawala sobie pytania: "Co zrobiłam nie tak?", "Jak to się stało, że mój syn stał się potworem?", "Co mogłam zrobić, żeby do tego nie dopuścić?". Jego historia stała się dla mnie okazją, żeby się zastanowić, co czują rodzice morderców. Na ile wychowanie i to, w jaki sposób traktowali swoje dzieci, mogło mieć wpływ na to, kim się stali. Czy matka może ponosić winę za to, co zrobiło jej dziecko? Te pytania nie dotyczą tylko historii Karola Kota i jego matki, ale człowieka w ogóle. Ale wśród sprawców zbrodni, o których śpiewa Ania, są też takie osoby, których większość z nas nie podejrzewałby nawet o złe intencje.

Na przykład zakonnice, które przez 20 lat więziły jedną z nich i niemal zagłodziły ją na śmierć?

- Zakonnica nazywała się Barbara Ubryk. Jako 19-latka wstąpiła do Klasztoru Karmelitanek przy ul. Wesołej w Krakowie (obecnie ul. Kopernika - przyp. red.). Przez 20 lat była więziona w celi bez okna. O jej sytuacji ktoś poinformował sąd anonimowo. Kiedy została uwolniona, była naga, brudna i skrajnie wychudzona. Jej stan psychiczny był tak dramatyczny, że natychmiast trafiła do szpitala psychiatrycznego, w którym spędziła ostatnie 30 lat swojego życia.

Dlaczego została uwięziona?

- Jest wiele interpretacji tego wydarzenia. Jedna z nich mówi, że została zamknięta, bo była nimfomanką i siała w klasztorze zgorszenie. Inna, że była chora psychicznie, zanim wstąpiła do klasztoru, a w klasztorze ta choroba się po prostu ujawniła. A jeszcze inna, że została zgwałcona przez księdza i przełożone ją uwięziły, żeby nie wyszedł z tego jakiś skandal.

Nie wiem, która z wersji jest prawdziwa. Faktem jest, że przez 20 lat nikt jej nie pomógł, mimo że o jej sytuacji wiedziały nie tylko wszystkie zakonnice, ale również przełożeni klasztoru, spowiednicy, ogrodnik itd.

Historia ta miała miejsce w drugiej połowie XIX wieku. Dlaczego znalazła się w "Historiach kryminalnych"?

- Podobnie jak w przypadku Wojtusia, wiele osób wiedziało o tragedii i nikt z tą wiedzą nic nie zrobił. Nikt też nie został ukarany. Sąd uznał, że postępowanie sióstr, dla których "dobre imię klasztoru" było ważniejsze od tragicznego losu Basi, nie podpada pod żaden paragraf. Włączyliśmy tę historię do spektaklu, bo chcieliśmy Basię Ubryk w jakiś sposób upamiętnić.

Nie bałaś się, że upamiętniając ofiary, równocześnie upamiętnisz ich katów?

- Nie da się upamiętnić ofiar bez opowiadania o ich oprawcach. Na szczęście osoby, które widziały spektakl, mówią, że udało nam się zachować złoty środek. Po wyjściu z teatru, częściej niż strach, towarzyszy im pytanie: skąd się bierze w człowieku zło?

"Bój się tego, że byś umiał zabić, gdybyś pragnął. Jeśli myślisz, że byś nie mógł, rozmijasz się z prawdą". Myślisz, że w każdym człowieku drzemie potencjalny morderca?

- Wiedziałam, że o to zapytasz.

Masz gotową odpowiedź?

- Nie mam. Myślę, że w każdym z nas istnieje jakiś mrok. Ilu z nas miałoby odwagę pomóc Basi Ubryk albo Wojtusiowi? Czy każdy z nas byłby w stanie zabić? Czy ja bym była w stanie zabić? W tej chwili moja odpowiedź brzmi "zdecydowanie nie", ale udzielam jej, pijąc dobrą kawę w miejscu, w którym nic złego mi nie grozi. Kto wie, co by było, gdyby...?

***

PATRYCJA BABICKA

absolwentka Polonistyki i Teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim, Laboratorium Dramatu Tadeusza Słobodzianka i Public Relations w Wyższej Szkole Europejskiej. Jako dramaturg debiutowała w 2008 roku "Dramatem sensacyjnym" na tamach "Dialogu". Jej ulubioną formą jest piosenka.

Spektakl "Pitawal - historie kryminalne Krakowa w piosenkach" można zobaczyć w Teatrze Bagatela w Krakowie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji