PiS nie rozumie polskiego zamiłowania do wolności. Na słowo „cenzura" polski artysta idzie na barykady
Sprawy Opola i Starego Teatru pokazują, że artystyczna ławka PiS-u jest tak krótka, że właściwie przypomina taboret.
Wiadomo, że naród to wspólnota wyobrażona, ale to, co PiS wyobraża sobie o Polakach, świadczy o tym, że ich imaginarium odleciało na husarskich skrzydłach gdzieś, gdzie nie wiadomo, gdzie to jest. Na pewno daleko od problemów dni codziennych w naszym kraju
Nie mówię nawet o zajmowaniu się objawieniami fatimskimi w Sejmie. Tam, gdzie przeciętny polski obywatel spotyka się z rozwiązaniami PiS, wybuchają protesty. Zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej — protest. Metropolia warszawska — protest. Sędziowie, ekolodzy, rodzice wobec reformy edukacji - protest. Ten ostatni zignorowany przez władze, ale obserwatorom polskiego życia publicznego radzę kupić 1 września zapas popcornu. Jest więcej niż jasne, że będzie się działo, kiedy w życie wejdzie ten siejący chaos pomysł na codzienność rodziców.
O jakiej grupce tu mowa
W zeszłym tygodniu zareagowali artyści. Muzycy zbojkotowali Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu. Zespół aktorski Narodowego Starego Teatru w Krakowie protestuje jednogłośnie przeciwko nowym dyrektorom tej sceny, Markowi Mikosowi i Michałowi Gielecie. W Poznaniu artyści organizują aukcję na rzecz festiwalu Malta, któremu minister Gliński odmawia gwarantowanej umową dotacji.
Prezes Kurski może nakupić kwiatów dla wszystkich polskich piosenkarzy — fundusz reprezentacyjny TVP jakoś to zniesie. Tylko że większość artystów tych kwiatów nie przyjmie. Okazuje się, że ławka PiS-u jest krótka i na placu boju zostają Jan Pietrzak i Zenek Martyniuk (przy całej mojej miłości do disco-polo — nie taka jest tradycja opolskiego festiwalu).
Podobnie jest w świecie teatralnym. Kiedy minister Gliński podpisał nominacje nowych, oprotestowywanych dyrektorów Starego Teatru, natychmiast zawiązała się Gildia Polskich Reżyserów i Reżyserek Teatralnych. Niemal stu reżyserów jednogłośnie zaprotestowało przeciw decyzji ministra.
Opisując konflikt wokół Starego Teatru, prawicowi publicyści pisali o grupce protestujących. Serio? Cały zespół aktorski, niemal wszyscy aktywni zawodowo reżyserzy, głosy wsparcia z innych teatrów. To zasadniczo całe środowisko.
Sprawy Opola i Starego Teatru pokazują, że artystyczna ławka PiS-u jest tak krótka, że właściwie przypomina taboret.
Sami o sobie u siebie
O ile PiS i akolici potrafią wykorzystywać brzydkie cechy naszej wspólnoty, uderzając w antyuchodźczy taraban, o tyle kompletnie nie rozumieją polskiego ducha i zamiłowania do wolności. Na słowo „cenzura" polski artysta reaguje słusznym gniewem i idzie na barykady.
Uderzenie po kieszeni też jakoś łatwiej znieść, kiedy ubierze się je w heroiczną opowieść o niezłomności. Takie są nasze polskie geny. Za to nas lubię.
Należy dodać, że wizja polskiego teatru proponowana przez prawicę jest zupełnie niezgodna z wolnościową, anarchizującą wyobraźnią polskich twórców.
Prawica, kiedy zajmuje się teatrem czy artystami, pozostaje w stanie permanentnej schizofrenii. Z jednej strony mówi o demonicznych siłach, które niszczą narodową substancję. Z drugiej — szydzi, podkreślając, że protestuje grupka.
Wynalezienie następcy Klaty to był naprawdę ruch lewą ręka za prawe ucho, i to ucho Wandy Zwinogrodzkiej. Oczywiście, z braku kadr może się skończyć tak, że prawicowi publicyści, jak zrobił to już Bronisław Wildstein w „Trójce", będą czytać własnymi ustami własne biografie na antenie własnego, czyli publicznego, radia. Albo jak w przypadku Starego Teatru, wyszukują znanego-nieznanego przedstawiciela kultury anglosaskiej (Gieleta).
W popularnym facebookowym komiksie łysy chłopak puszcza wulgarną wiązankę do dziewczyny. Ta odpowiada mu: „Zachowuj się, Jasiu, nie jesteś w internecie". PiS jak Jasiu myli rzeczywistość ze swoimi wyobrażeniami o nieistniejących twórcach wśród nieistniejącego narodu.