Artykuły

Współczesny i uniwersalny

"Wujaszek Wania" w reż. Waldemara Śmigasiewicza w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Olgierd Błażewicz w Głosie Wielkopolskim.

Kiedy publiczność wchodzi na widownię, aktorzy są już na scenie. Niespiesznie gromadzą się wokół stołu, w ogrodzie przed domem, który przez cały czas trwania spektaklu będzie tu tym jedynym miejscem akcji. Tak zawiązuje się ospale, rozmowa przy stole - jak to u Czechowa rwie się co chwilą poszczególne postacie nie podejmują ze sobą pełnego dwustronnego dialogu.

Wszyscy szamoczą się wewnętrznie, chcą innego życia Stary profesor (Michał Grudziński) tęskni za miastem, za rozgłosem. Tytułowy Wujaszek Wania (Witold Dębicki) ma już dość egocentrycznego profesora. Zabiegany doktor Astrow (Mariusz Puchalski) kocha młodą żonę profesora, Sonia (Pulina Chruściel) - Astrowa. Atmosfera jest duszna, wszyscy są spięci, z pozoru nic się nie dzieje, ale to zapowiada jakiś nieuchronnie czający się już za drzwiami dramat, w drugiej, pełnej już ekspresji, części spektaklu.

Czechowowski "Wujaszek Wania" Waldemara Śmigasiewicza jest bardziej mroczny i egzystencjalny, niż to wynikałoby z tekstu. Reżyser usunął z niego wszystkie sytuacje komediowe oraz całą jego otoczkę społeczno-rodzajową. Rzecz rozgrywa się tutaj poza czasem i miejscem akcji, którym nawet niekoniecznie musi być dawna Rosja. Śmigasiewicz zawęził wszystko do tego, co zachodzi między postaciami i maksymalnie zdyscyplinował aktorów (najbardziej chyba Michała Grudzińskiego), nie pozwalając im na żadne nie mieszczące się w poetyce tego przedstawienia chwyty i ozdobniki. Powstał z tego spektakl maksymalnie skupiony na samej istocie egzystencjalnego dramatu jednostek - niepogodzenia się ze swym losem, wewnętrznej szamotaniny i niemożności zmiany swego losu.

Spektakl Śmigasiewicza ma w sobie raczej coś z Dostojewskiego i Strindberga niż z komedii Czechowa. Ale jest to spektakl bardzo aktorski i ze świetnymi rolami, a śledzi się go, z rosnącym w miarę upływu czasu, zainteresowaniem.

To trochę inny Czechow, niż ten którego znamy z przestawień Janusza Nyczaka czy Eugeniusza Korina. Bardziej uniwersalny w swych treściach i współczesny. Niemniej bardzo trafna wydaje mi się w jego kontekście, przywołana przez reżysera w programie do przedstawienia myśl księdza Józefa Tischnera: "W teatrze jest bardzo łatwo roztoczyć przed ludźmi horyzont rozpaczy, a w tym horyzoncie szalenie trudno zarysować perspektywę nadziei".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji