Artykuły

"Jezioro łabędzie" według Krzysztofa Pastora

- Naszym "Jeziorem łabędzim" chcemy dać szansę publiczności na rodzaj szlachetnej rozrywki - mówi choreograf Krzysztof Pastor przed premierą baletu w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej.

"Jezioro łabędzie" doczekało się setek przeróbek i interpretacji. Na scenie Teatru Wielkiego-Opery Narodowej zobaczymy opowieść o łabędziej miłości przeniesioną w czasy cara Mikołaja II. Premiera w sobotę.

Choreografię przygotował Krzysztof Pastor, dyrektor Polskiego Baletu Narodowego, ale w spektaklu znalazły się także najsłynniejsze "łabędzie" sceny pochodzące z kanonicznej wersji, opartej na spektaklu z Teatru Maryjskiego w Petersburgu z 1895 roku.

IZABELA SZYMAŃSKA: Czy "Jezioro łabędzie" jest testem dla zespołu?

KRZYSZTOF PASTOR:Jak każdy klasyczny balet jest bardzo wymagający, być może ten tytuł najbardziej. Tancerze muszą wykazać się niesłychaną dyscypliną, siłą - zarówno panie, jak i panowie. To także wyzwanie dla teatru. Jesteśmy dużym zespołem, mamy 85 osób, tymczasem w "Jeziorze..." samych łabędzi jest 30, a na wypadek gdyby ktoś zachorował, trzeba mieć drugą, trzecią obsadę. Jednak sprawność i dobra organizacja to jedno, ważna jest również interpretacja ról, to nie może być po prostu odtańczone. Każdy z łabędzi, które postrzegamy jako identyczne, musi mieć indywidualność. To z pozoru zaprzeczenie, ale jest ono wpisane w taniec, w którym wymagane jest podporządkowanie dyscyplinie i kreatywność. "Jezioro." jest tego ukoronowaniem.

Dlaczego właśnie "Jezioro łabędzie" stało się synonimem baletu, a nawet tańca?

- Myślę, że składa się na to wiele elementów. Widzę nawet po sobie, że ta praca sprawia mi ogromną satysfakcję, a przecież lubię eksperymentować, wystawiać współczesne balety. Z pewnością ważnym powodem tej popularności jest muzyka Piotra Czajkowskiego. Wiem, że jest grupa artystów, która specjalnie jej nie ceni, bo jest melodramatyczna. Dla mnie jest piękna. Myślę, że gdyby Czajkowski żył w naszych czasach, byłby takim kompozytorem jak Andrew Lloyd Webber, twórca największych musicali. Odczuwam też, co dla mnie cenne, że "Jezioro." napisał człowiek, który kochał balet.

Inną przyczyną są kostiumy. W "Giselle" paczka baletowa, czyli spódnica baleriny, sięga do połowy łydki. W "Jeziorze." jest krótka, stercząca. Ten łabędzi kostium przebił się do powszechnej świadomości. Widzowie z głębszą wiedzą baletową na pewno doceniają charakterystyczne elementy choreografii białych obrazów, jak choćby ręce łabędzi skierowane do tyłu, co nie jest podobno pomysłem Iwanowa, tylko reinterpretacją Agrippiny Waganowej, wielkiej rosyjskiej nauczycielki baletu.

Mało kto wie, że premiera "Jeziora." była klapą.

- Dziś trudno w to uwierzyć, prawda? 18 lat po premierze w Moskwie przygotowano kolejną w Petersburgu. Wprowadzono wtedy wiele zmian: nie tylko w libretcie, ale też przeredagowano partyturę dla choreografii Lwa Iwanowa i Mariusa Petipy. My też dokonaliśmy pewnych zmian w układzie muzyki, bo jest ona napisana numerami, więc właściwie można je grać w dowolnej kolejności.

Zdecydował się pan przenieść tę opowieść z baśni w realia historyczne lat 90. XIX wieku. Skąd pomysł na taką zmianę?

- Tak, Odetta, Odylia i Zygfryd, czyli główny trójkąt miłosny, to u nas księżniczka heska Alix, polska tancerka Matylda Krzesińska oraz carewicz Niki (późniejszy car Mikołaj II). Jest to pomysł Pawła Chynowskiego wynikający z jego znajomości baletu i zainteresowania historią. Rozmawialiśmy o tym od dawna i spodobał mi się jego projekt libretta. Jest także inna koncepcja potraktowania tańców narodowych, jak polonez, mazurek, czardasz, które w kanonicznym "Jeziorze." układają się w divertissement. Woleliśmy, żeby wynikały one z akcji. Np. nasz II akt zaczyna się manewrami wojskowymi. Niki i jego adiutant Wołkow prowadzą musztrę. Oficerowie, próbując rozweselić carewicza, chcą zatańczyć dla niego czardasza. Niki zgadza się i mamy taniec samych gwardzistów. Potem przychodzi car, jego surowy ojciec. Przyprowadza polskiego mazurzystę Krzesińskiego, jego córkę Matyldę i drugą balerinę Olgę, która zatańczy taniec rosyjski. Tak budowaliśmy tę narrację.

W Rosji film "Matylda", podejmujący wątek związku carewicza z polską tancerką (w tej roli Michalina Olszańska), już po trailerze został okrzyknięty skandalizującym, bo konserwatywna część Rosjan uważa, że nie można mówić o romansie świętego.

- W każdym kraju są tacy ludzie. Car Mikołaj II jest uznany za świętego Cerkwi prawosławnej, bo został brutalnie zamordowany. Ale w młodości, jeszcze jako następca tronu, miał kochankę i tego się protestami nie wymaże.

Na marginesie, ciekawa jest pozycja baletu w Rosji. Kiedyś z kolegą zastanawialiśmy się, z czego to wynika? Balet rozwinął się na dworze carskim. Potem przyszła rewolucja, która odrzucała dworską obyczajowość, przepych, dekadencję. Tymczasem balety klasyczne były kwintesencją tego wszystkiego, mogły się ciągnąć godzinami, by podziwiano kostiumy czy diamenty, którymi obwieszano tancerki, Matyldę zresztą też. A mimo to komunizm nie odrzucił baletu, przeciwnie - zrobił z niego sztukę dla mas.

I jaką znaleźliście odpowiedź?

- Popularność baletu w Rosji tkwi w tym, że on nigdy nie przestał być rozrywką. Doceniam spektakle, które są wyzwaniem intelektualnym, ale one jednak są dla niewielkiej grupy. Moim zdaniem na dole tanecznej piramidy powinien być musical, w środku balet klasyczny, a na samym szczycie awangarda. Naszym "Jeziorem łabędzim" chcemy dać szansę publiczności na rodzaj szlachetnej rozrywki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji