Śpiewam dla ludzi
- Jestem artystą i śpiewam dla ludzi. Cieszę się, że moja praca została zauważona przez dyrekcję WOK-u i że będę mógł wystąpić przed jej publicznością - mówi śpiewak operowy Artur Ruciński przed prezentacją opery "Don Giovanni", która zainauguruje 27. Festiwal Mozartowski w Warszawie.
Tegoroczną, 27. edycję Festiwalu Mozartowskiego zainauguruje opera "Don Giovanni", w której główną partię zaśpiewa znany na całym świecie baryton Artur Ruciński. - Cieszę się, że będę mógł wystąpić przed warszawską publicznością, bo to właśnie tutaj rozpoczynałem swoją karierę - przyznaje muzyk w rozmowie z "Codzienną".
Kiedy poczuł Pan, że muzyka to ta dziedzina, której pragnie Pan poświęcić się bez reszty?
- Muzyka w moim domu była obecna od zawsze. Moi rodzice są artystami, moja starsza siostra również.
Czyli nie miał Pan wyboru?
- (śmiech) Właściwie wybór miałem - najpierw grałem na skrzypcach, później uczęszczałem do szkoły baletowej. Potem była szkoła średnia w klasie oboju, więc to właściwie przypadek sprawił, że zostałem śpiewakiem operowym. Ale jako człowiek głęboko wierzący uważam, że nie ma przypadków, i myślę, że jakaś dobra dusza popchnęła mnie w tym kierunku. W każdym razie - nie żałuję.
Dlaczego zdecydował się Pan przyjąć zaproszenie Alicji Węgorzewskiej do tego, by zainaugurować tegoroczny Festiwal Mozartowski?
- Ponieważ to właśnie tutaj - na deskach Warszawskiej Opery Kameralnej - zaczynałem swoją karierę. Świętej pamięci Stefan Sutkowski [założyciel WOK-u - przyp. red.] wyciągnął do mnie rękę, jeszcze jako do początkującego muzyka. Mój udział w tym koncercie jest swego rodzaju osobistym hołdem dla niego, a także dla samego teatru, który jest bliski mojemu sercu.
A jak odniósłby się Pan do toczącego się od kilku miesięcy konfliktu między przedstawicielami związków zawodowych a nową dyrekcją WOK-u? Niektórzy zarzucają Panu brak solidarności ze zwolnionymi z opery muzykami.
- Nie jestem stroną w tym konflikcie. Jeżeli związkowcy w operze teatru La Scala czy Metropolitan weszliby w konflikt z dyrekcją, to czy w związku z tym mam odmawiać występów na tych scenach Oczywiście, że nie! Jestem artystą i śpiewam dla ludzi. Cieszę się, że moja praca została zauważona przez dyrekcję WOK-u i że będę mógł wystąpić przed jej publicznością.
No właśnie, występuje Pan od wielu lat w największych i najbardziej prestiżowych salach koncertowych całego świata. A jak śpiewa się w Polsce? Czy występy przed polską publicznością mają dla Pana jakieś szczególne znaczenie?
- I to ogromne. Oczywiście nie mówię, że publiczność wioska czy hiszpańska jest gorsza od polskiej, ale tutaj jest moje serce. Ja się z Warszawy nigdy nie wyprowadzę, chyba że nasi wschodni przyjaciele zdecydują się kiedyś wkroczyć do Polski (śmiech). Ale miejmy nadzieję, że to się nigdy nie wydarzy. W tym miejscu pragnę także zaprosić czytelników "Gazety Polskiej Codziennie" na mój recital 26 stycznia, który odbędzie się w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej.
A jak Pan myśli, co współczesny meloman może wynieść z twórczości Mozarta, wydawałoby się tak odległej od naszych czasów?
- Przede wszystkim piękno tej muzyki, które jest nie do opisania. Geniusz Mozarta jest słyszalny w każdym jego dziele. Oczywiście te pierwsze jego dzieła, kiedy był młodym kompozytorem, są bardzo proste w formie, ale już tam słychać pierwsze echa jego ogromnego talentu. Dlatego zachęcam, szczególnie ludzi młodych, do obcowania ze sztuką, bo życie bez niej jest puste. A opera to świetna sposobność do rozpoczęcia swojej przygody ze światem sztuki, gdyż łączy w sobie wiele jej dziedzin.
"Don Giovanni" z udziałem Artura Rucińskiego zainauguruje Festiwal Mozartowski 12 czerwca o godz. 1930 w Filharmonii Narodowej.