Artykuły

Zagrać ciszę

Wydawałoby się, że w teatrze raz na zawsze przeminęły czasy, kiedy, główną osobą był aktor, kiedy publiczność chodziła "na aktora". Jesteśmy w okresie królowania reżyserów, scenografów. Bramkuje nam tylko królowania kierowników literackich. O dyrektorach nie mówię, bo ci królują zawsze.

Czasem jednak zdarza się, że odżywają echa teatru aktorskiego. Sprawa nie jest łatwa, ponieważ aktor rozdarty przez kwadratowe koło - teatru, telewizji, filmu i radia rzadko potrafi się zdobyć na tak wielki i zakazem indywidualny wysiłek w teatrze, aby przykuć wyłącznie do siebie uwagę widza. Z konieczności bowiem formuła jego istnienia na scenie, planie, w studio musi być na tyle uniwersalna, a mówiąc bez ogródek sztampowa, aby pasowała wszędzie, aby przestawianie się na inny środek przekazu nie zabierało zbyt dużo czasu.

Ostatnio smak teatru aktora przypomniano nam w Teatrze Współczesnym przy okazji wystawienia "Jana Gabriela Borkmana" Henryka Ibsena. Oglądając to przedstawienie zapomina się o reżyserii Aleksandra Bardiniego, która przecież umożliwiła wyklucie się jeszcze raz tego typu teatru, i o scenografii Jana Banuchy, "umiejętnie potęgującej nastrój trafnie dobraną kolorystyką. Prawdę mówiąc, mało ważny staje się nawet sam wielki Ibsen - to znaczy ważny o tyle, o ile daje okazję zagrania. "Ważni są tylko oni - tercet: Jan Świderski (Borkman), Halina Mikołajska (Gunhilda, jego żona) i Zofia Mrozowska (Ella Rentheim) i częściowo - kiedy Ibsen daje mu okazję pojawienia się na scenie - Henryk Borowski.

Problematyka sztuki jest od nas odległa - inny system, inny świat. Cierpienia moralne rodziny bankiera Borkmana, który zbankrutował, ponieważ nadmiernie rozdął inwestycje, to dla nas - przyzwyczajonych do wielomilionowych afer skórzanych, mięsnych, włókienniczych, a nawet bankowych czy pieczątkowych - mówiąc językiem Wiecha:"małe piwo".

Zbankrutowany Borkman po wyjściu z więzienia więzi się sam w domu, nawet nie widuje się z żoną. Nikt do nich nie przychodzi. Tymczasem w moim, rodzinnym mieście żona jednego z "milionerów" - przestępców gospodarczych - siedziała w kawiarni, kiedy mąż siedział w więzieniu. Jej sukcesy towarzyskie były możliwe, a brylowanie do przyjęcia przez społeczeństwo. Znak czasu.

Aktorzy więc mieli przeciw sobie i tekst, który z jednej strony dawał okazję do wygrania się, ale z drugiej wymagał zwiększonego wysiłku, aby przekonać do jego wewnętrznej prawdziwości publiczność żyjącą wśród zupełnie innych mechanizmów społecznych.

Już łatwiejsze było przekonanie widzów do konfliktu między dwiema siostrami walczącymi o syna i siostrzeńca, pragnącymi w nim znaleźć lekarstwo na samotność, strach przed uchodzeniem życia.

Mimo wszelkich utrudnień aktorzy zatriumfowali. Ich kunszt pozwolił na zupełnie odmienne rozegranie obu głównych konfliktów. Utworzył się w ten sposób niezwykły kontrapunkt. W starciu kobiecym ważniejsza jest cisza od słów. Mikołajska i Mrozowska potrafią grać ciszę, potęgować napięcie, prowadzić starcie, kiedy się niby nic nie dzieje, kiedy milczą. Grają tylko oczy, twarz. Triumf oszczędnej mimiki. Trafne zestawienie obydwu antagonistek: Mikołajska drapieżna: Mrozowska słodka, nie widząca nawet swojego egoizmu, dla niej jest ważna tylko jej wewnętrzna prawda i potrzeba.

Konflikt Borkmana z rodziną, z samym sobą, z dawnym urzędnikiem (Borowski), rozegrany miotaniem się, krzykiem, na końcu cichnie. Krzyk pojawi się wówczas w konflikcie kobiet, spowodowany odejściem Erharda od matki i ciotki, a raczej ucieczką w ramiona ponętnej rozwódki (Zofia Saretok).

W roli Borkmana Świderski osiągnął rzecz chyba najtrudniejszą a przez to przyciągającą uwagę publiczności, niezwykłą precyzję w rozegraniu kwestii czasu. Borkman jest postacią przemieniającą się, i to w określonym kierunku. Na oczach widza odbywa przyspieszoną ewolucję. Na początku przedstawienia i przy końcu jest zupełnie kimś innym, mimo że pozostaje sobą. Na początku dobrowolnie zamknięty w pokoju na piętrze miota się. spręża w sobie, przygotowuje wraz z Foldalem-Borowskim plany, aby się odegrać, zatriumfować, kiedy go poproszą o powrót. Łudzi się, że jest nieodzowny. Foldal zaś łudzi się, że jest pisarzem. Lecz obaj pozbywają się złudzeń. Sprzyja temu wtargnięcie szwagierki - dawnej ukochanej, której Borkman wyrzekł się dla pieniędzy, dla kariery. Lecz wyjście z samotni, próba zetknięcia z życiem przyspieszają koniec. Głównym osiągnięciem Świderskiego jest pokazanie stopniowego opadania złudzeń, powolnego uchodzenia żywotności z człowieka, ze sceny na scenę zmniejszanie płomyka życia. Aż do końca, kiedy okazuje się, że to, co Borkman ukochał ponad wszystko, czemu się zaprzedał, jest nieosiągalne. Raj byznesu został raz na zawsze utracony.

Kiedy znowu zobaczymy tak gwałtowne starcie pełne ciszy, tak powolne uchodzenie życia, gdy aktorstwo przemienia się w artyzm?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji