Artykuły

F.Z.K. zobaczył

Jest w tej rzadko grywanej sztuce kwestia, która każe zadumać się nad granicami świata Ibsena, nad skalą, w jakiej rozpatrywać trzeba poczynania jego bohaterów. Oto wierzący we własne kłamstwa defraudant wykrzykuje tyradę o milionach leżących w sejfach bankowych; milionach, które go wołały, milionach przez niego puszczonych w ruch. Efektem tych operacji miał być powszechny dobrobyt, niesłychane podgrzanie koniunktury... Podobnie w innej sztuce Ibsena mowa jest o kilkuset egzemplarzach ulotki, co przesądzi o losach ludzkości. W obu przypadkach kryje się klucz do zrozumienia istoty ibsenowskiej dramaturgii. Skazany na kraj biedny i mały - Ibsen wyolbrzymiał i podnosił do potęgi pospolitość i codzienność. Ściany domów mieściły konflikty wymagające przestrzeni. Czas, redukowany wymogami sceny - odmierzał zegar historii. Przyjęcie tych założeń przesądziło o barwności i bogactwie psychik ibsenowskich bohaterów. O intensywności ich przeżyć i patosie gestu - nawet gdy jest nim gest kabotyna. Kłębiący się od namiętności "Jan Gabriel Borkman" to nie tylko zbudowany "po bożemu" dramat z trupem w finale, lecz przede wszystkim role, o jakich śnią aktorzy. Niedawno pewna utalentowana pani obwieściła w wywiadach zmierzch gwiazd. Zmierzch jej zdaniem nieuchronny, bowiem nikt już nie chodzi "na aktora", sam zaś mit dogorywa, stojąc w kolejkach po koszyki w Samie. Przedstawienie w Teatrze Współczesnym zadaje kłam tym twierdzeniom. Magnesem przyciągającym publiczność jest właśnie trójka wykonawców: Halina Mikołajska (Gunhilda), Zofia Mrozowska (Ella) i Jan Świderski (Borkman). Zajęcie pasjonujące to śledzenie nie tyle zwietrzałej akcji, co obserwacja, jak oni grają. A więc Mikołajska skupiona, zapiekła w swych nienawiściach, pozornie pogodzona z losem, lecz marząca o rewanżu, o zemście i odwecie. Jedynie skurcz, mimowiednie przebiegający przez jej twarz, zdradza stan chronicznego napięcia, w jakim żyje od lat. Inaczej zbudowała swą rolę Mrozowska. Świadomość nieuleczalnej choroby zwróciła Ellę ku przeszłości. Jedynie tam odnajduje uczucia, o które warto walczyć. Walczy więc z przeczuciem porażki. Gotowa jest uwierzyć nawet w mrzonki Borkmana, byle oddalić od siebie chłód samotności. Gotowa jest płacić za chwile spędzane z Erhardem... I wreszcie Jan Świderski. Poznajemy go w sytuacji dobrowolnego więźnia. Sytuacji, wykorzystanej przez Sartre'a w "Uwięzionych z Altony". Borkman Świderskiego to egoista karmiący się złudzeniami. Sąd i pięcioletni pobyt w więzieniu podsyciły jeszcze jego pogardę do ludzi. On sam uważa się za geniusza. Nadczłowieka, którego nikt nie potrafi zrozumieć, nikt nie ma prawa oceniać. Zamknięty w klatce ścian czeka na pokajanie się oskarżycieli. Ten były bankowiec jest bowiem irracjonalny w swych kalkulacjach. Wierzy, że nadal uczestniczy w grze. Dlatego miażdży ostatniego powiernika, buchaltera Foldala. Dlatego decyduje się wyjść z zamknięcia, by udowodnić niezmienność swej władzy, siłę autorytetu. Nie sobie: innym. A ci inni to cały świat, kończący się pryzmą ubłoconego śniegu...

Reżyseria Aleksandra Bardiniego punktowała aktorski charakter spektaklu: Fanny Wilton w interpretacji Zofii Saretok, Wilhelm Foldal - Henryka Borowskiego, debiut teatralny Joanny Szczepkowskiej w roli Fridy, epizod pokojówki (Łucja Żarnecka) - wszystko to przypominało tradycje świetnego rzemiosła scenicznego, w jakim specjalizował się teatr przy Mokotowskiej. Zawiódł jedynie Krzysztof Kołbasiuk, grający Erharda manierą odtwórców ról wiejskich chłopców w filmach o roku 1945.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji