Artykuły

Krzyk pastelowy

"Malowany ptak" wg Jerzego Kosińskiego w reż. Mai Kleczewskiej, koprodukcja Teatru Polskiego w Poznaniu i Teatru Żydowskiego w Warszawie. Pisze Przemysław Skrzydelski.

Wszyscy myśleli, że "Malowany ptak" Mai Kleczewskiej będzie skandalem. Stało się inaczej.

Spreparowanie kolejnej teatralnej awantury nie byłoby w tym przypadku żadnym problemem. Trudno sobie wyobrazić bardziej brutalny tekst niż opowieść Kosińskiego. I przyznam, że sam się bałem, bo pół roku temu Kleczewska wróciła do swej dawnej poetyki - w warszawskim Teatrze Powszechnym wystawiła "Wściekłość" wg Jelinek, przedstawienie, na które jednym z pomysłów było pokazywanie filmowych zapisów realnych egzekucji dokonywanych przez dżihadystów. Kleczewska w najgorszej odsłonie.

W poznańskim Teatrze Polskim mamy lekkie zaskoczenie. Adaptacja napisana wraz z Łukaszem Chotkowskim ma w sobie więcej z rozważań wokół Holokaustu niż z epatowania przemocą. To kolaż przekazów i wspomnień, które są związane nitką fragmentów z "Malowanego ptaka". Komponowanie odniesień i scenicznych skrótów pozostaje tu strategią.

Kleczewska ucieka od dosłowności i publicystyki - jeśli pojawia się ta druga, to jako wskazanie na nietrafiony sposób rozmowy o Zagładzie, bo przecież ta niestety przebiega na co dzień w tej tonacji. Pewnie dlatego spektakl zaczyna się niespodziewanie 40-minutowym quasi-prologiem, w którym oglądamy coś w rodzaju typowej telewizyjnej debaty. Aktorzy-dyskutanci przerzucają się argumentami np. o Jedwabnem i właściwie nie dochodzą do wniosków albo nie potrafią ich ponazywać. W końcu znudzeni samymi sobą zamierają w dziwnym letargu.

W drugiej części niemal każdy obraz staje się elegią zapisaną językiem, który zastosowała reżyser dwa lata temu w znakomitym "Dybuku" z Teatru Żydowskiego, zresztą scenografia "Malowanego ptaka" stanowi dość wierne przeniesienie z tamtej realizacji i od razu narzuca percepcję. To drugi akord do Szymona An-skiego jako seansu pamięci i rozmowy z duchami?

Najlepsze są te fragmenty, w których gwałt i upokorzenie zostają opowiedziane wspaniałą choreografią Kai Kołodziejczyk. Z kolei jeśli Kleczewska wybrała tę drogę, odrzuciłbym wszelkie multimedia, które raz wpisują się w poetycki wymiar spektaklu, raz go niweczą. Odrzuciłbym też bezpośrednie odniesienia do postaci reporterki Joanny Siedleckiej, która akurat o dziś już powszechnie znanych nadużyciach Kosińskiego powiedziała najwięcej, i to już lata temu - i miała rację. Nie lepiej ironizować w sprawie Jana Grossa?

Ale mimo wszystko o jednym Kleczewska mi przypomniała: że ma swój teatralny świat. I warto, by wracała do niego częściej, choć może już przy wsparciu lepszej literatury lepszych autorów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji