Artykuły

Bo miłość zawsze zwycięża

Bardzo udana sobotnia premiera "Kawalera srebrnej róży" w Operze Wrocławskiej. Brawa na stojąco należą się Annie Bernackiej za rolę Oktawiana: i za śpiew, i za aktorstwo.

Gdy ten spektakl grano w czasach jego kompozytora - Richarda Straussa - tylu było chętnych, żeby zobaczyć to przedstawienie, że trzeba było podstawiać dodatkowe pociągi, które dowiozły widzów do opery. "Kawalerowi srebrnej róży" w Operze Wrocławskiej wróżę identyczny sukces. Ta przepiękna opowieść o miłości, intrygach, męskiej próżności, przebiegłości i upływającym czasie - który najbardziej boli kobiety - przyciągnęła w sobotę do opery we Wrocławiu tłumy (wszystkie miejsca były zajęte, trzeba było dostawiać krzesła na widowni).

Ponad 3-godzinny spektakl to uczta dla ucha i oka, a melodie walców jeszcze długo po wyjściu z opery rozbrzmiewają w głowie.

"Kawaler srebrnej róży" swój sukces zawdzięcza niewątpliwie fenomenalnej muzyce Richarda Straussa. Jednakże nie byłoby sukcesu wrocławskiego spektaklu, gdyby nie świetne kreacje naszych artystów.

Ale po kolei. Największe oklaski, krzyki "brawo, brawo!" i ukłony wędrują dla Anny Bernackiej. Głos - światowa klasa, najwyższy poziom. Genialnie poradziła sobie z bardzo trudnymi partiami wokalnymi i z pracą na scenie - możemy ją usłyszeć we wszystkich trzech aktach (prawdziwy maraton śpiewaczki). I co najważniejsze: panią Annę i słucha się z wielką przyjemnością, i z przyjemnością patrzy się, jak gra. Bo potrafi przepięknie grać: naturalnie, przez przerysowań. Aktorką jest świetną, zwłaszcza że miała bardzo trudną rolę: grała postać mężczyzny i kobiety.

Bardzo dobra była Joanna Moskowicz w roli Zofii, córki Faninala (w III akcie pokazała wielki kunszt i świetny warsztat).

Klasa sama w sobie to Meagan Miller (Marszałkowa, Księżna Werdenberg) - głos poruszający wszystkie komórki w ciele, i Franz Hawlata (miło było go słuchać i patrzeć, jak gra - aktorem jest zjawiskowym).

Muszę przyznać, że cały spektakl składał się z brylancików, które, choć występowały w niewielkich rolach, to błyszczały (świetna Jadwiga Postrożna jako Annina, Ewa Tracz - Panna Marianna Leitmetzer, Igor Stroin - włoski śpiewak czy przyciągający uwagę Aleksander Zuchowicz (oberżysta) i Edward Kulczyk (świetne aktorstwo i aż szkoda, że tak mało śpiewał, bo głos ma piękny).

Na koniec muszę się rozpłynąć nad scenografią (autor Lucas Noll) - była zaskakująca, zwłaszcza obrotowe lustra, symbol uciekającego czasu...

Spektakl szczerze polecam. Jest świetny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji