Artykuły

Monotonia bywa zdradliwa

Skandalista R. W. Fassbinder na łódzkiej scenie. Mocny początek nie do końca równego dzieła.

Pod włos wziął publiczność Jakub Porcari w najnowszej premierze Teatru Nowego w Łodzi. Reżyserując "Krople wody na rozpalone kamienie" obszedł się z widownią po macoszemu, dzięki czemu stał się bliski twórczym tezom forsowanym przez Reinera Wernera Fassbindera, autora sztuki, słynnego na równi z działalności teatralnej i filmowej. I mimo akcentowania własnych pomysłów, do tej samej rzeki wchodzi częściej.

Spektakl zaczyna się od mocnego i intrygującego pomysłu, który rozbudza nadzieje na równie intensywną rozgrywkę aż po "pseudotragiczny" finał. Na przyciemnianej scenie toczy się pozornie beznamiętna rozmowa między głównymi uczestnikami dramatu: 35-letnim Leonardem, hedonistą, cynicznym libertynem (w tej Karol Śmiałek) a Franzem, nieco nieśmiałym i niedojrzałym dwudziestolatkiem o mentalności ofiary (Piotr Trojan).

Porcari sięga po charakterystyczną dla filmów Fassbindera i do dziś trudną do zaakceptowania przez widzów propozycję gry aktorskiej. Brak reakcji ze strony rozmówców podkreślić ma samotność światów, w jakich każdy z nich żyje. Aktorzy przede wszystkim obserwują widownię, niemal nie gestykulują, nie wykonują żadnych zbędnych czynności. Radykalna oszczędność tak w grze, jak scenografii, w pozytywny sposób drażni widza. Odkrywa przed nim sztuczność zdarzeń, a uwagę jego kieruje w stronę słów i skrywanych za nimi emocji oraz walki pozorów. Dość umownie zostało potraktowane mieszkanie Leonarda (scenografię i kostiumy przygotowali Jakub Porcari i Patrycja Płanik, obsługująca też kamerę). Po kamiennym postumencie, ustawionym na środku sceny, rytmicznie spływa woda, której szum odmierza czas, sypialnię zastępuje zaś pionowa zastawka z rzucanymi na nią obrazami z kamery. Do sypialni tej najpierw uda się nieśmiało Franz, by ulec Leonardowi, w niej baraszkować będzie później ze swą dotychczasową dziewczyną Anną (Kamila Salwerowicz), która z kolei ulegnie Leonardowi. Zestawienie obrazu z kamery z żywym planem konfrontuje ze sobą relacje łączące poszczególne postaci, ale daje też interesujące od strony plastycznej efekty.

Spektakl cechuje skandalizująca bezpośredniość w ukazywaniu prywatności (vide Franz zabiegający o względy Leonarda). Także niektóre rozmowy toczone są z uwzględnieniem obecności widowni, co redukuje emocjonalny kontakt między nią a postaciami. Ten powszechny chłód skontrastowany jest z prowadzoną na wysokim diapazonie emocjonalnym rozgrywką, w której odsłaniając swe erotyczne pragnienia mężczyźni, rozdzielą między siebie role kata i ofiary.

Jednak już ta pierwsza scena, której zuchwałe przedłużanie (znów ukłon ku praktyce twórczej Fassbindera) podkreślić ma nudę egzystencji, staje się własnym wrogiem. Scena rozpada się i zaczyna przypominać dość ponure stand-up comedy. Zwłaszcza, gdy Piotr Trojan, którego Franz znajduje się w pozycji pozornie nieświadomego młodzieńca, nie wiedzieć czemu (chyba nie, aby podkreślić czarny humor scen) zaczyna sięgać po środki właściwe dla zniewieściałego i mizdrzącego się chłoptasia. Niewystarczająco wprawna ręka reżysera nie panuje nad cyzelowaniem emocji pośród scenicznej monotonii do końca spektaklu.

Ciekawym sposobem na zarysowanie psychicznej dominacji Leonarda są wprowadzone jako interludia recytowane i śpiewane rockowe songi, które zyskały w Śmiałku charyzmatycznego wykonawcę. Trudno jednak zrozumieć pomysł "serialowej" gry Kamili Salwerowicz, której Anna jest jednak postacią o wiele bardziej złożoną, niż bohaterka oper mydlanych. Przeciwwagą dla niej jest niemal uzależniona od Leonarda Wery, którą przejmująco, przy minimum aktorskich środków, zagrała Monika Buchowiec.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji