Klisze pamięci
Animowanie historii jest zadaniem tyleż ambitnym, co trudnym: można się narazić i świadkom, i kronikarzom dziejów. Można przecież ubrać się w szatę belfra, co płytko i nieciekawie - choć w słusznej intencji-streszcza fakty i komentarze. Jeśli rzecz dzieje się w teatrze-jest nadzieja, że obraz ożywi słowo. Takie ogólnej natury refleksje pozostawia, niestety, najnowsza premiera w Dramatycznym, okolicznościowe wystawienie nowo napisanej sztuki z dziejów getta warszawskiego. Tekst, jak wolno przypuszczać ("Dialog" dopiero zapowiada druk) jest serią obrazów, odzwierciedlających świat Niskiej, Miłej i Krochmalnej tamtych czasów, narastanie tragedii, historię zagłady. A że uniwersum najtrafniej wyrazić można w jednostkowym losie - pojawia się też wątek: utalentowanej pieśniarki, artystki: Eldorado, która wobec świata zawiniła tym, że jest Żydówką i tym: jeszcze, że jest wybranką sztuki. Być może pierwowzorem tej postaci była: gwiazda getta, Wiera Gran, być może bardzo zdolna malarka Genia Seksztajn-Lichtensztajn, której drama- tyczna prośba o tzw. numer życia zachowała się w archiwum Ringelbluma:
"Jestem bodaj jedyną malarką spośród wszystkich żydowskich malarzy; i w ogóle żydowskich artystów, żydowskich twórców - ludzi sztuki, których już z nami nie ma. Sądzę, że naród żydowski w przyszłości nie powinien składać się wyłącznie z rzemieślników, jak: krawcy, szewcy, stolarze, lecz również z twórców i budowniczych kultury. Dlatego należy też ratować żydowskiego artystę, aby mógł później odtworzyć życie żydowskie za pomocą pióra i pędzla. ...Moje żądanie jest minimalne, dajcie mi możność życia, by móc dalej snuć nić żydowskiej sztuki".
Obraz tragedii. W naszym nieczułym, naznaczonym zbrodnią XX wieku odłożony na półkę Historii. To dlatego Jacek Buras napisał tę sztukę. Żeby wskrzeszać pamięć... Teatr nie ma pomysłu na to jak skroić tę materię. Malarskie sceny zbiorowe, krótki kameralny dialog, komentarz filozoficzny z ksiąg Talmudu - taki schemat obowiązuje do czasu, kiedy proporcje zmieniają się wyraźnie i los zbiorowości odsunięty zostaje w cień, żeby publiczność rozerwać bez umiarkowania pokazywanym programem knajpki "Eldorado". Trudno mówić o logice konstrukcji wieczoru, o artystycznym takcie - rapsod poplątany ze szmoncesem nie robi dobrego wrażenia. Na scenie panuje niczym nie uzasadniony chaos. Sygnały dziejów nie tworzą żadnych ciągów informacyjnych. Oto np. inż. Czerniaków pokazany wręcz jako kolaborant (gdzie szukać wytłumaczenia tego jednostronnego portretu człowieka, który pomylił się ale godnie?). Obwieszczenie Fischera o utworzeniu w Warszawie dzielnicy żydowskiej nadawane jest anonimowo, niemiecka obecność zminimalizowana, sprowadzona właściwie do jednej tylko, marionetkowej postaci SS-mana. Czy taki; jest obraz dziejów?
Natrętna ilustracyjność (oto Korczak, oto mur, oto tyfus) wyraźnie: nuży, sprowadzając zamierzony artyzm do wymiarów dydaktycznych. Aktorzy - na ogół pozostawieni są sami sobie, co nie zawsze przynosi: należyte efekty.