Artykuły

Zaułek pamięci

"Wszystko o mojej matce" Tomasza Śpiewaka w reż. Michała Borczucha z Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie na 37. Warszawskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Szymon Spichalski w Teatrze dla Was.

Na scenie stoi kilka dużych brył o nieregularnych kształtach i powierzchni. Wszystkie skąpane są w szarym, przytłumionym świetle. Z offu wydobywa się głos kobiety przypominającej sobie zapach ciała swojego męża czy miłą woń perfum, którymi skropił się anonimowy pasażer autobusu. Scenografia Doroty Nawrot staje się przestrzenią, w której rozgrywa się przed widzami seans pamięci. Masywne bloki są klockami, z których twórcy próbują ułożyć wspomnienia z dzieciństwa.

"Wszystko o mojej matce" powstało w oparciu o sylwetki mam Michała Borczucha i Krzysztofa Zarzeckiego. Rodzicielka tego pierwszego zmarła w 1986 roku, kiedy przyszły reżyser był zaledwie dzieckiem. Matka aktora odeszła, gdy syn przystępował do matury w 1998. Obie historie zostały złączone w ramach jednego przedstawienia. Pójście takim tropem mogłoby sugerować, że spektakl przybierze formę teatru dokumentalnego. Kilka lat temu do Polski przyjechała Iben Nagel Rasmussen z monodramem "Księga Estery". Słynna aktorka przeplatała opowieści o swojej matce z aluzjami do Biblii. Rodzinne przeżycia nabierały wymiaru mitycznego, choć Rasmussen pozostawała blisko zasady scenicznego dokumentu.

Krakowscy artyści nie podążają jednak w podobnym kierunku. "Wszystko o mojej matce" jest - i owszem - swoistym hołdem złożonym rodzicielkom reżysera i aktora. Przede wszystkim jest to jednak przedstawienie o pamięci i sposobie jej funkcjonowania. Spektakl rozpoczyna się scenką będącą rekonstrukcją wydarzeń sprzed 31 lat. Matka Borczucha pracowała w nieistniejącej już firmie "Miraculum" na krakowskim Zabłociu. Zespół aktorski odtwarza gwar powtarzających się rozmów o filmie "Iluminacja", o wyjeździe do Zakopanego, o tym jak ważny jest chleb na stole Do Zofii Borczuch przylgnęła zaś łatka "kobieta z wąsem". Strzępy pamięci unoszą się między postaciami uwijającymi się w białych kitlach.

Pojawia się tu i strach przed rozpadem ciała, który próbuje się ukryć pod warstwą makijażu. Jest wreszcie udręka starszej, schorowanej kobiety, pogrążonej w cierpieniu i szarej codzienności (znakomity monolog Moniki Niemczyk). W innej sekwencji pojawiają się wspomnienia reżysera dotyczące eksplozji w Czarnobylu, kiedy radioaktywna chmura docierała nad Kraków. Skąd ten temat? Bo akurat ten dzień zapadł mu szczególnie w pamięci. Wielkie bloki umieszczone na scenie mogą w tej chwili przywodzić na myśl masywne ściany reaktora. W ogóle padające tu skojarzenia mają swoją określoną logikę. Niebieskie oczy matki kojarzą się z niebieskim odcieniem buteleczki perfum, itd. W spektaklu "Wszystko" najciekawsze są te sekwencje, w których próbuje się opisać przeszłość. Uchwycić jej ulotność, niczym w filmie Almodovara pod tym samym tytułem. Twórcy patrzą na nią z różnych perspektyw, próbują złapać jej realny kształt, co kojarzy się z doznaniami filmowego Estebana. A i jakieś cienkie nitki wiążą ten spektakl z "Pachnidłem".

W drugiej części spektaklu następuje przełamanie. Historię matki Zarzeckiego poznajemy pośrednio ze scenek, jakie on sam próbuje zainscenizować przy udziale pozostałych aktorek. Kobiety postrzegają swoje zadanie czysto warsztatowo: jeśli zbierają grzyby, to po co? Czy to coś mówi nam o tej postaci? Punkt ciężkości przedstawienia zostaje przesunięty na problem aktorstwa, teatralności. Z jednej strony Zarzecki jest zmuszony skapitulować przed próbami uobecnienia wydarzeń z przeszłości, bo nie potrafi nawiązać kontaktu ze swoimi współpracownicami. Matkę widziałby w Helenie Rasiakównie - w jednej ze scen tak układa jej ciało, jakby próbował odnaleźć w niej odzwierciedlenie swojej rodzicielki. Ale w aktorkach, które miałyby zagrać Krystynę Zarzecką, nie ma dostatecznie dużo wzruszenia, jest tylko niechęć do przymusu odtwarzania. Jedna z nich wprost pyta, czy aktor-reżyser nie boi się po prostu, że jego prywatna historia nie zostanie wykorzystana przeciwko niemu. Chcąca przeprowadzić z nim wywiad dziennikarka pyta go o szczegóły wyglądu jego matki, na co mężczyzna nie jest w stanie odpowiedzieć.

Jest więc krakowskie "Wszystko o mojej matce" opowieścią o kobietach dążących do samodzielności, upodmiotowienia? Tutaj dramaturgia zanadto się rozjeżdża, próbując połączyć dwa oddzielne tematy. Uparte podkreślanie teatralności odbiera siłę wyrazu pierwszej części spektaklu. Być może to także wina przeciągających się i czasem nieco banalnych dialogów, którym aktorzy, mimo wysiłków, nie zawsze umieją nadać przykuwającą uwagę dynamikę. Ale jest jeszcze część trzecia - z będącą w ciąży Martą Ojrzyńską. Na filmowej projekcji aktorka opowiada o swoim pobycie w Kalifornii, o trudach porodu, o dojrzewaniu do bycia matką. Tutaj udaje się twórcom znaleźć klamrę dla całego widowiska. Role społeczne mieszają się z aktorskimi. Pamięć powraca jedynie w formie niewielkich tropów, dla których nie ma miejsca na uobecnienie.

Efektowne wizualnie (świetna praca Nawrot i Sobiszewski) widowisko ma przemyślaną konstrukcję, chociaż nieco kuleje w nim dramaturgia. Cały spektakl jest sprawnie skonstruowany oraz zagrany, stanowiąc swoisty hołd złożony kobietom w ogóle. Szkoda, że uparte odsłanianie szwów teatralności, sceniczny autotematyzm trochę osłabiają wymowę spektaklu. Pokusa dekonstrukcji zawsze jest duża - niestety przez nią nawet misternie ułożone klocki lubią się czasami przesunąć lub nawet rozpaść.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji