Sztuka dla sztuki
Na pewno można pogratulować Edwardowi Żentarze wyboru tekstu. "Sztuka" Yasminy Rezy to ciekawa propozycja, w sam raz dla widowni nastawionej na odbiór teatru w raczej lżejszej formie, ale niepozbawionego walorów intelektualnych.
Z mądrego wyboru sztuki nie wynika jednak tyle, ile można by się spodziewać. Yasmina Reza napisała komediodramat o trzech zaprzyjaźnionych mężczyznach, których drogi się rozchodzą, a powodem konfliktu jest bardzo drogi obraz kupiony przez jednego z nich. Obraz całkowicie biały.
Czy biały obraz jest sztuką przez duże "S"? Czy sztuka ma jakikolwiek sens, skoro na wycenionym na ogromną sumę obrazie nie ma nic? Czy nie przypomina to bajki o nowych szatach króla? Serge, Marc i Yvan próbują ze sobą rozmawiać, choć te akurat pytania nie padają, bo refleksję zbyt szybko zastępuje irytacja. W "Sztuce" bowiem w gruncie rzeczy nie chodzi o plastykę, ale o sztukę rozmowy, o sztukę kontaktu między ludźmi, o sztukę przyjaźni.
Wszystko to, a pewnie i coś jeszcze, to walory tekstu. Niewiele z tego widać w realizacji teatralnej. Publiczność się śmieje, ale też raczej z żartów słownych niż z działań aktorskich. Chyba, że są to działania mocne i grube.
Edward Żentara nie zdecydował się, czy wystawia farsę, komedię czy dramat. Z niedookreślenia postaci wynika mniejszy (w przypadku Tomasza Piaseckiego) albo większy (jak u Mariana Jaskulskiego) chaos stosowanych środków aktorskich. Nie wiemy więc, czy Yvan Mariana Jaskulskiego jest pokręconym kretynem, którego Serge i Marc tolerują koło siebie z bliżej nieznanych powodów, czy człowiekiem wrażliwym, dopełniającym trójstronną przyjaźń elementami autotematycznego, pogodnego humoru. Trudno powiedzieć, czy Marc Tomasza Piaseckiego cierpi, bo nadwerężona została jego dominująca pozycja, czy może zachwiała się jego wiara w racjonalność postępowania przyjaciół. Nie wiemy w końcu, czy wypowiadający się okrągłymi zdaniami Serge Edwarda Żentary rzeczywiście jest takim bufonem, czy to tylko aktorska nieumiejętność wzbogacenia postaci o ludzkie rysy.
Nie najszczęśliwiej została rozwiązana przestrzeń dużej sceny grudziądzkiej. Reżyserujący "Sztukę" Edward Żentara, na wyrost chyba przewidując trudności z identyfikacją trzech miejsc akcji, zastosował anachroniczną technikę licznych wyciemnień oddzielających od siebie kolejne sceny. W przedstawieniu dominują więc monologi. "Sztuka" jest także o zanikającej sztuce rozmowy, gdyby więc nie przypadkowość efektu i niedopracowana współpraca aktorów - byłby to wyraźny trop interpretacyjny.
Publiczność grudziądzka odebrała "Sztukę" ciepło, ze śmiechem. Pewnie dlatego, że jest to trochę historia typu: spotykają się trzy przyjaciółki, a w dodatku blondynki - tyle że tu rzecz jest o mężczyznach. I w dodatku o mężczyznach dyskutujących o współczesnej sztuce.