Artykuły

Klasyka mniej poważna

Dla dorosłych i dla dzieci Wrocławski Teatr Lalek przygotował bajecznie kolorowy, dynamiczny, tryskający magią i dowcipem fajerwerk. "Czarodziejski flet" w reżyserii Marka Zakosteleckiego naprawdę czaruje. Trzeba od razu uprzedzić - nie mamy tu do czynienia z prawdziwym przedstawieniem operowym. Po wyjściu z teatru nie będziemy rozmawiać o wokalnych wyżynach osiągniętych przez Patrycję Łacinę-Miarkę w arii Królowej Nocy. To raczej wstęp do wizyty w operze. I próba zburzenia bariery, która od takich spektakli część widowni oddziela. Zakostelecky obala stereotyp, który mówi, że muzyczna klasyka oznacza przedstawienie trudne, poważne, a zatem śmiertelnie nudne. I - co ważne - robi to w lekki, bezpretensjonalny, nienachalny sposób, przekonując, że klasyka może nas bawić.

- Zróbcie poważną minę! - nawołuje widzów we wstępie Mozart (znakomity Grzegorz Mazoń, który jest tu narratorem, mistrzem ceremonii i dyrygentem-multiinstrumentalistą w jednej osobie) w srebrzystym fraku i trampkach. - I proszę być cicho, żadnego wiercenia się w fotelach - ostrzega, a potem wybucha kaskadą śmiechu, jak Amadeusz z filmu Milosza Formana. Wraz z nim publiczność.

Zakostelecky daje nam godzinny bryk, wyciąg z muzycznej i fabularnej treści "Czarodziejskiego fletu". I jakkolwiek na co dzień jestem przeciwko podobnym streszczeniom, to ta mnie urzekła od początku do końca. Dynamiczna akcja, pełna synchronizacja aktorów, poczucie humoru, umowność w rysunku postaci, fantastyczne, bajkowo przerysowane kostiumy i proste rozwiązania inscenizacyjne, które - o dziwo - wciąż działają.

Miałam wrażenie, jakby reżyserowi udało się w członkach zespołu obudzić to samo dziecko, które piszczało z ekscytacji na widowni, zrywając się do braw i okrzyków po każdej scenie. Wszystkim udała się trudna sztuka balansu między dystansem wobec własnych postaci a dziecięcą frajdą, jaką dawało im uczestnictwo w tej zabawie.

- Trochę to oldskulowe - skomentował (z sympatią) przedstawienie jeden z dorosłych widzów. Rzeczywiście - podobnie jak w przywiezionym z Warszawy na czerwcowy Przegląd Nowego Teatru dla Dzieci rewelacyjnym spektaklu "Kino Palące" - i tutaj Zakostelecky posługuje się ponadczasowym teatralnym językiem. Używa bardzo prostych technicznych zabiegów -jeżeli pojawiają się wizualizacje, to stosowane z rzadka i oszczędnie, plastycznie naśladujące ręczny rysunek. Cała reszta to ręcznie przesuwane zastawki, animowane w tradycyjny sposób elementy scenografii, niezwykle plastyczny kostium i praca z aktorem - zespół musi tu działać z zegarmistrzowską precyzją.

Okazuje się jednak, że te stare chwyty są w stanie unieważnić cały ten wirtualny, buzujący technologicznymi nowinkami świat, który zdominował wyobraźnię najmłodszych. Spektakl staje się dowodem, że magia teatru, wykreowana w tak prosty sposób, wciąż działa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji