Artykuły

Historia zagubionego anioła

"Szosza" Isaaka Bashevisa Singera w reż. Karoliny Kirsz z Teatru Żydowskiego w Warszawie, gościnnie w Klubie Dowództwa Garnizonu Warszawa. Pisze Iwa Poznerowicz w Teatrze dla Was.

Teatr Żydowski od połowy zeszłego roku ma kłopoty lokalowe i swoje spektakle wystawia gościnnie w kilku miejscach Warszawy. Dla dyrekcji i artystów oznacza to zamieszanie, spore utrudnienia logistyczne i niepewność jutra. Tym bardziej, że budynek przy Placu Grzybowskim został już poddany rozbiórce.

W takich warunkach została przygotowana, pod koniec zeszłego roku, premiera według ostatniej książki Izaaka Singera - "Szosza". Fascynująca, nieoczywista opowieść, trochę przypominająca klimatem sytuację teatru i jego artystów.

Singer opisuje historię młodego pisarza, Arona Greidingera, który w przededniu wojny błąka się po Warszawie, w poszukiwaniu... no właśnie, tak naprawdę Aron nie wie, czego szuka. Może spokoju, może spełnienia albo artystycznej weny. Syn ortodoksyjnych Żydów, mieszkaniec Krochmalnej, wychowywany na pobożnego chasyda chce wyrwać się z konserwatyzmu, w jakim dorastał. W swoich peregrynacjach po mieście zagłębia się w świat rozpusty i zepsucia, odwiedza stare przyjaciółki i kochanki, spotyka bogatego Amerykanina, który spełniając kaprysy swojej metresy wynajmuje teatr, aby Betty mogła zagrać główną rolę w sztuce autorstwa Greidingera. Tych dwoje zbliża się do siebie, aktorka planuje nawet wspólny wyjazd do Ameryki, jednak Aron cały czas myślami jest gdzie indziej. W jego głowie - od wielu lat - stałe miejsce zajmuje Szosza Schuldiener - towarzyszka jego dzieciństwa. Pisarz zabiera Betty na spacer po Warszawie, ale tak naprawdę ciągnie go na Krochmalną, do rodziny Schuldienerów, do Szoszy. Pamiętał ją jako dziwną, wpatrzoną w niego dziewczynkę. Na Krochmalnej spotyka dziecinną Szoszę ukrytą w ciele kobiety. Niezaradną, zagubioną, wymagającą opieki, ale nadal wpatrzoną w niego jak dawniej: bezkrytycznie i z miłością. Ich spotkanie po latach powoduje, że dla Arona biedny dom Szoszy na warszawskiej Krochmalnej wydaje się być tym miejscem na ziemi, do którego dążył, którego wiecznie szukał. Zapomina o innych kobietach. One były silniejsze od niego, tłamsiły go, a tu jest tylko ONA - TA JEDYNA, która wymaga opieki i wsparcia. Dla Arona, w porównaniu z otaczającym ich światem, a zwłaszcza zbliżającym się widmem Hitlera, Szosza jest najczystszym diamentem. Wbrew namowom Betty, która chce młodego pisarza zabrać za ocean, Greidinger decyduje się na ślub z Szoszą. Dopiero po tym fakcie zauważa uśmiechy swoich znajomych i zaczyna do niego docierać to, że wybranka nie jest tą przystanią, której tak niecierpliwie poszukiwał.

Cały zespół aktorski teatru, prowadzony przez Karolinę Kirsz - reżyserkę i autorkę scenariusza - bardzo dobrze wykonał swoje zadania. Dla mnie odkryciem tego spektaklu jest Małgorzata Majewska w roli Szoszy. Ta doświadczona aktorka teatralna stworzyła prawdziwą i autentyczną postać, o której trudno zapomnieć. W szarej sukieneczce z białym kołnierzykiem, z warkoczem, była uosobieniem dziewczyny pełnej niepewności i strachu, ale też dziecinnej miłości do Arona. Jej bohaterka żyła jakby zamknięta w swoim świecie, oddzielona od zepsutego otoczenia niewidzialną szybą. Szosza w jej interpretacji jest jak szary anioł stąpający po zabłoconym bruku ulicy Krochmalnej.

Piotr Sierecki jako Aron kojarzył mi się chwilami z romantycznym bohaterem poszukującym swojej Dulcynei, żeby za chwilę być zgorzkniałym, zepsutym do szpiku kości bywalcem domów pod czerwoną latarnią.

Rola Betty powierzona została Ewie Greś. Aktorka stworzyła postać kobiety, która doskonale zna życie, jego blaski i cienie, wie, co jest dla niej najważniejsze, ma świadomość tego, co może spotkać świat, gdy na jego czele stoi Hitler. Uwodzi Arona, może nawet zakochuje się w nim, ale przede wszystkim liczy na rozwój swojej kariery aktorskiej.

Spektakl rozgrywa się na prawie pustej scenie, jedynymi elementami scenografii są duże ruchome ławki, które zastępują krzesła, łóżko czy stoliki. To pozwala na prawie natychmiastową zmianę miejsca, ale też buduje atmosferę i wpływa na energię sugestywnie komponowanych sekwencji widowiska. Bardzo ważnym fragmentem scenografii są projekcje multimedialne. Znikające i przenikające się słowa opisujące Szoszę, a zwłaszcza pojawiająca się na filmie z ulic przedwojennej Warszawy, jakby wycięta z papieru, niby groteskowa postać Hitlera, która tak naprawdę przejmuje grozą.

Spektakl "Szosza" trwa ponad dwie godziny. Nie ma przerwy i to pozwala bez przeszkód zanurzyć się w stworzony przez Singera świat dawnej, żydowskiej Warszawy, w rzeczywistość, której już nie ma.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji