Artykuły

Trening czyni mistrza

Od 11 kwietnia do kadry Drama Point dołączy Małgorzata Lipmann. Aktorka teatralna i filmowa, absolwentka i wykładowczyni Akademii Teatralnej w Warszawie, propagatorka Method Acting, której uczyła się w Instytucie Lee Strasberga w Nowym Jorku. W rozmowie z Pauliną Fonferek opowiada, czym jest metoda i jak wiele może dać w pracy aktora.

Na wyjazd do Instytutu Lee Strasberga zdecydowałaś się kilka lat po ukończeniu Akademii Teatralnej. Dlaczego akurat wtedy i dlaczego Nowy Jork?

- Byłam sześć lat po szkole. Od pięciu pracowałam w teatrze. Miałam poczucie, że stanęłam w miejscu. Chociaż bardzo dużo grałam, ciągle mi czegoś brakowało. Może wtedy repertuar nie do końca wymagał ode mnie tyle, ile bym chciała. Czułam chęć dotarcia gdzieś głębiej. I zawsze marzyłam o tym, żeby pojechać do Nowego Jorku. Sprzedałam samochód, wysłałam aplikację do szkoły, dostałam się i pojechałam. Za pierwszym razem na trzy miesiące.

Co sprawiło, że wyjechałaś drugi raz?

- Jeden wyjazd to było dla mnie za mało. Jeździłam tam, kiedy byłam na etacie w Teatrze Polskim i mogłam sobie na to pozwolić tylko w wakacje, w trakcie przerwy. Rok później zawalczyłam o to, żeby pojechać po raz drugi. Na tyle to zakiełkowało, że mam poczucie, że to rozwijam i kontynuuję. Od 2011 r. zapraszam do Polski Roberta Castle, reżysera, aktora i nauczyciela, który uczył się od Lee Strasberga. Dzięki temu mam poczucie ciągłego rozwoju. Właśnie zakończyła się kolejna edycja warsztatów z Robertem w Warszawie.

Jak, w skrócie, opisałabyś metodę Lee Strasberga?

- Method Acting, przede wszystkim, bazuje na pracy nad pamięcią zmysłową. Pamięcią emocjonalną, do której docieramy poprzez zmysły. To jest główny trzon, cała sekwencja ćwiczeń, które zostały stworzone przez Strasberga. Rozwijają naszą pamięć zmysłową, przez co pozwalają nam dotrzeć do stanów, emocji, które odczuwaliśmy w swoim życiu, które zapisują się u nas, jak ja to nazywam, na twardym dysku. Żeby dotrzeć do tego dysku potrzebujemy zmysłów, ponieważ świat odbieramy zmysłami.

Co spowodowało, że poczułaś, że ta metoda jest dla ciebie?

- Jak tam jechałam, to nie wiedziałam, w co będę wchodzić. Ale od pierwszych zajęć czułam, że to działa. Teraz, kiedy wykorzystuję te narzędzia, docieram do rzeczy, do których bym nie dotarła, pracując nad postacią tylko intelektualnie. Niesamowite jak bardzo się uruchamia moja wyobraźnia i podświadomość. Ile odkrywam i doświadczam dla swojej postaci. Nie wymyślam: kim była, co mogła przeżyć. Ja to odkrywam, ponieważ wpuszczam siebie w procesy, które są jej doświadczeniem. Bardzo realnie buduję jej świat. Wielu moich kolegów twierdzi, że robi to samo, tylko że intuicyjnie. Ale metoda daje bardzo konkretne ćwiczenia, dzięki którym kontaktuję się ze sobą, poznaję swoje możliwości. Tworzę własną paletę bodźców, których potrzebuję, żeby dotrzeć do takiej czy innej emocji. To brzmi jakoś matematycznie, ale chodzi też o to, że możemy sobie pomóc, kiedy intuicja i emocje tu i teraz zawodzą. To koło ratunkowe, z którego korzystamy za każdym razem, kiedy wynika taka potrzeba. Czasami autor nie daje nam wszystkiego. Dzięki metodzie i ćwiczeniom dostajemy możliwość zbliżenia się do postaci, z którą potem wychodzimy na scenę.

Pracujesz w Akademii Teatralnej. Prowadzisz tam zajęcia tego typu?

- Tak, od tego semestru zaczynam prowadzić zajęcia, które są oparte też na metodzie. Do tej pory asystowałam prof. Mai Komorowskiej i prof. Jarosławowi Gajewskiemu. Od kiedy obroniłam pracę doktorską, staram się poprowadzić swój tryb zajęć. Mam nadzieję, że się tam zakorzeni.

Jacy są studenci aktorstwa w Polsce? Czy są zainteresowani rozwojem, poznawaniem nowych metod, czy trzeba ich do tego przekonywać?

- Dopóki są studentami są bardzo zainteresowani. Zauważyłam taką prawidłowość. Studenci, z którymi pracowałam na uczelni w Warszawie czy w Olsztynie, bo też tam prowadziłam warsztaty, są bardzo otwarci, ciekawi i szukają. Gorzej jest później. Przychodzi moment, kiedy zaczynamy pracować zawodowo i przestajemy myśleć o treningu. To jest coś, na czym mi najbardziej zależy, żeby wpajać studentom, że trening jest potrzebny zawsze. Kiedy pierwszy raz jechałam do Nowego Jorku moi koledzy w teatrze patrzyli się na mnie bardzo dziwnie: a co ty do szkoły będziesz jechać? Przecież skończyłaś szkołę. Po co ci kolejna? Co ty tam będziesz robić? Będziesz się uczyć? Sporo aktorów ma takie poczucie: skończyłem szkołę i już wiem wszystko. Mam wrażenie, że w Polsce dopiero zaczyna się otwierać taka droga, że można pójść na warsztaty, trenować swój instrument, którym jesteśmy my jako całość. Np. w sytuacji, kiedy mamy mniej pracy albo przygotowujemy się do jakiegoś ważnego projektu. Wszędzie na świecie tego typu rzeczy się dzieją. W Polsce powoli zaczyna to mieć coraz większe zainteresowanie. Coraz więcej kolegów przyznaje, że chce się rozwijać. Że nie tylko samo wychodzenie na scenę jest dla nich ważne, ale też to, żeby trenować. Zawsze powtarzam, że żaden pianista nie gra koncertu bez przygotowania. Ćwiczy dopóki nie będzie się czuł na tyle pewny, że pójdzie i zagra. Tak samo jak maratończyk nie przebiegnie maratonu bez treningu.

Czy praca aktora za granicą bardzo różni się od pracy w Polsce?

- To zależy o jakiej zagranicy mówimy. Inaczej jest w Rosji, a inaczej na zachodzie. Mam doświadczenie głównie z ludźmi z Nowego Jorku. Coś, z czym w Polsce, na razie, rzadko się spotyka, to acting coach.

Kim jest acting coach?

- Trochę nauczycielem aktorstwa, ale bardziej trenerem. Mają ich największe gwiazdy w Stanach. To są osoby, z którymi aktorzy pracują, przygotowując się do castingu czy do zdjęć próbnych. Mają kogoś, kto z nimi pracuje różnymi metodami i prowadzi ich trening. Na różne sposoby pomaga dotrzeć do postaci. Zawsze jest łatwiej, jak się ma obok kogoś, kto pomaga, niż siedzieć samemu i próbować rozkminić, o co chodzi w tekście.

Czy jest coś, co wyróżnia polskich aktorów? Jest dla nas charakterystyczne?

- Trzeba by zapytać kogoś, kto patrzy na nas z boku. Robert Castle i jego żona Alejandra bardzo lubią pracować z polskimi aktorami, bo twierdzą, że mają oni ogromne możliwości. Że polskie szkoły dają dobre wykształcenie i warsztat. Chociaż mówią też, że czasami brakuje nam pewności siebie. W Polsce wciąż pokutuje nastawienie, że czekam, aż ktoś do mnie zadzwoni, aż dostanę etat w teatrze. Czasy się zmieniły i to nie jest tak, że wszyscy dostają etat. Trzeba samemu się uruchomić i zawalczyć o siebie.

Kiedy pojawiła się w tobie chęć dzielenia się doświadczeniem?

- Kiedy wracałam z Nowego Jorku, zastanawiałam się jak to jest, że u nas się z takich narzędzi nie korzysta. Dostaje się wiele innych, kształtuje się warsztat, ale bardziej metodą mistrz-uczeń. Nie dostajemy narzędzi, które są potem wprost do wykorzystania w pracy. Zrodziła się we mnie chęć podzielenia się tym.

Komu dedykowane są zajęcia, które poprowadzisz w Drama Point?

- Przede wszystkim aktorom, którzy chcą się rozwijać i trenować, ale tej metody używam też w pracy nie tylko z aktorami. Jednym z elementów jest ćwiczenie relaksacyjne, które wykorzystuje się w wielu różnych sytuacjach. Dające większą wiedzę na swój temat, możliwość skontaktowania się ze sobą, zakorzenienie się w sobie i swoich potrzebach. Będą to typowo aktorskie zajęcia, ale jeżeli ktoś

chciałby spróbować swoich sił, dotknąć tego świata, też serdecznie zapraszam. Chciałabym dać przestrzeń do szukania. Trochę tak, jak to jest w Actors Studio, gdzie przychodzą aktorzy i pracują nad scenami, monologami. Takie laboratorium, gdzie można pracować, coś więcej odkryć.

Przyjść z konkretnym materiałem pod konkretną pracę?

- Tak. Nie rozdam tekstów, z którymi będziemy ćwiczyć. Raczej będę namawiała, żeby uczestnicy pracowali nad tym, czego aktualnie potrzebują, dowiadywali się więcej na swój temat. Jakie mają mocne i słabe strony. Nad czym trzeba popracować, a czego nie trzeba specjalnie poprawiać.

Trzeba mieć jakieś specjalne cechy, żeby "method acting" była dla nas?

- Jeśli tylko jesteśmy w stanie się otworzyć na doświadczenie, podczas którego pracuje coś więcej niż sama głowa, a poprzez zmysły łączymy się z emocjonalnością, to nie, nie trzeba. Najcenniejsze jest to, że dzięki metodzie mamy w zanadrzu coś, czym możemy sobie pomóc. Jesteśmy stawiani w różnych sytuacjach. Czasami zostawieni sami sobie, bo reżyser z nami nie pracuje albo nie do końca się z nim zgadzamy. Żeby mieć pewność, że idziemy w dobrym kierunku potrzebujemy narzędzi, które mogą nas wspierać w takich sytuacjach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji