Artykuły

Jak zatańczyć "mocium panie"?

Niebawem już owo sławetne fredrowskie "mocium panie" usłyszymy znów, po raz trudno dociec który, tym razem ze sceny gdańskiego teatru. Do tego, zawsze chętnie oglądanego, zawsze świeżego i aktualnego, pod wieloma względami spektaklu, do którego gdańscy aktorzy przygotowują się pod reżyserskim okiem samego Stanisława Hebanowskiego. Trudno rzecz osądzać na kilka tygodni przed premierą, trudno, po zaledwie małym fragmencie, który zaprezentowała wracająca na nasze ekrany w poniedziałek gdańska "Panorama". Wśród wykonawców Stanisław Michalski - Cześnik, Henryk Bista - pewnie Papkin i Elżbieta Goetel - Klara, a może piękna i młoda Podstolina. Wszyscy oni każą wierzyć, że będzie to uczta dla oka i ucha, że dowcip pana Fredry zabłyszczy w pełnej krasie, że wiersz giętki a cięty da wspaniałą chwilę tym, co usłyszą go pierwszy raz (czy są wśród nas tacy?), a tym bardziej reszcie czerpiącej radość z krotochwil fredrowskich w myśl jego zasady - "znacie, znacie? no to posłuchajcie..".

Póki co jednak - wypada się zadumać nad nośnością "Zemsty", nad mistrzostwem i talentem autora, którego tekst, tyle razy wracający na scenę sprowokował do odważnej próby przełożenia jej na język tańca. Na pierwszy rzut oka sprawa wydać się musi karkołomna, nawet dla najbardziej twórczego choreografa. No, bo jakżeż tu prezentować "Zemstę" bez owych sławetnych powiedzonek Cześnika, bez pobożnego "niech się dzieje wola nieba" Rejenta Milczka; wreszcie bez autoreklamy i nie-słychanego samochwalstwa Papkina. Jak pokazać całą złożoność intrygi i charakter postaci obrazowany przecież przede wszystkim słowem - bez tego słowa właśnie? Jak wreszcie zatańczyć najpiękniejszą scenę pisania listu przez Dyndalskiego, gdy pada owo "jak mi jeszcze kropla skapie to cię trzepnę tak po łapie aż pro formę wspomnisz sobie!"

Ano, właśnie; każdy z nas coś z tej "Zemsty" potrafi zacytować, niektóre z powiedzonek czy określeń weszły na trwałe do literackiej polszczyzny. Znam nawet takich, którzy całe sceny czy monologi cytują bezbłędnie i potrafią je wykorzystać, bo znają "proporcję, mocium panie!".

A jednak zamysł Conrada Drzewieckiego, jednego z najbardziej pomysłowych choreografów jest przedsięwzięciem udanym. Nie sposób powiedzieć, że tekst Fredry nie został w tańcu zubożony, że dowcip wszędzie trafia w sedno, że nie zaciera się komizm sytuacji. Na to chyba nie ma rady. Ale "Przypowieść sarmacka" - bo taki nosi tytuł baletowa wersja komedii Fredry - została podparta w sposób bardzo udany muzyką samego Moniuszki. Myślę, że ona, właśnie muzyka bardzo polska, bardzo bliska sercu, była główną inspiracją dla tej tanecznej opowieści. Fredro ożeniony z Moniuszką przez Drzewieckiego tworzą wcale udaną całość. Sielankowy polski dworek iście sarmackimi postaciom budowanymi tylko gestem, ruchem, mimiką, środkami aktorskimi, bez najważniejszego z nich, bez głosu - to naprawdę sukces choreografa i jego tancerzy. Bo dalibóg niełatwo chyba wytańczyć krew-kiego Raptusiewicza czy tchórzliwego Papkina. Jeżeli więc tancerze Polskiego Teatru Tańca - przede wszystkim Janicki, Kościelak, Pastor i Stróżański - stworzyli postacie pełne i tłumaczące swoje scenicz-ne działanie, ich zasługa podwójna. A jeżeli ich taniec zachęcił widzów do sięgnięcia po tekst komedii - nawet na zasadzie pana Jowialskiego: znacie? znacie - no to... Drzewiecki , powinien być zadowolony. Taka powtórka z ojczystej literatury nikomu nigdy na złe nie wychodzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji