Zderzamy się z klęską europejskich ideałów
- Opowiadanie Bułhakowa zmusi nas do refleksji na temat tego, na ile jesteśmy gotowi oddawać swoją wolność w zamian za korzyści materialne. Chciałbym też, byśmy odczuli oglądając ten spektakl, że, w zasadzie bez względu na to, czy mamy poglądy prawicowe czy lewicowe - jeśli zaczynamy wierzyć, że mamy prawo narzucać je komuś siłą - to stajemy o krok przed totalitaryzmem - mówi reżyser Krzysztof Rekowski przed premierą "Psiego serca" w Teatrze Miejskim w Gliwicach.
W piątek kolejna premiera na deskach Teatru Miejskiego w Gliwicach. To "Psie serce" w reżyserii Krzysztofa Rekowskiego na podstawie opowiadania Michaiła Bułhakowa.
Bohaterem jest profesor Preobrażeński, który przeszczepia psu Szarikowi ludzką przysadkę mózgową od alkoholika i degenerata. Zwierzę zmienia się w człowieka, ale tym samym zyskuje najgorsze ludzkie przywary. Pies staje się działaczem, zwolennikiem władzy sowieckiej, zachowuje się jak aktywista nowego ustroju i doprowadza do obłędu swojego stwórcę. Utwór, w sposób zawoalowany, podejmuje krytykę rewolucji proletariackiej. Bułhakow napisał go w 1925 roku, ale tekst porusza wciąż aktualne problemy współczesnego świata.
Mamy tu opowiadanie fantastyczne, do tego pouczającą warstwę polityczną i wszystko ubrane w satyryczne ramy. Premiera w piątek 7 kwietnia o godz. 19 na dużej scenie, ale zaaranżowanej na małą. Kolejne spektakle w sobotę i niedzielę.
***
Rozmowa z Krzysztofem Rekowskim [na zdjęciu]
Marta Odziomek: Dlaczego tekst Bułhakowa jest dla pana tak interesujący?
Krzysztof Rekowski: - Przypomniał mi się niedawno w kontekście wielu napięć, które panują w naszym kraju i w Europie oraz niezałatwionych spraw. W związku z tym brzmi szalenie współcześnie. Doświadczamy przez niego - tak mi się wydaje - klęski ideałów europejskich, z którym to problemem dziś się zderzamy. Profesor Preobrażeński, który dokonuje eksperymentów na psie jest jednocześnie miłośnikiem kultury zachodniej, zna języki obce, jest wielkim amatorem opery, głosi idee tolerancji i szacunku. Jednocześnie odkrywamy, jak bardzo nie potrafi on tych ideałów zastosować w stosunku do drugiego człowieka. Wierzy w nie, ale jest niestety podszyty pogardą dla innego. Zatem, bezradność wobec zła wynikającego z ludzkich zachowań wydaje mi się dojmująca i o tym chcę powiedzieć w "Psim sercu".
Czy ma pan na myśli jakieś konkretne napięcia w Europie?
- Wzrost ekstremizmów, silne podziały społeczne, uproszczone postrzeganie skomplikowanego przecież świata, zagrożenie totalitaryzmem. Myślę, że opowiadanie Bułhakowa zmusi nas do refleksji na temat tego, na ile jesteśmy gotowi oddawać swoją wolność w zamian za korzyści materialne. Chciałbym też, byśmy odczuli oglądając ten spektakl, że, w zasadzie bez względu na to, czy mamy poglądy prawicowe czy lewicowe - jeśli zaczynamy wierzyć, że mamy prawo narzucać je komuś siłą - to stajemy o krok przed totalitaryzmem.
Czy pokazuje pan na scenie świat tu i teraz?
- Z kilku powodów nie przenoszę akcji opowiadania do świata dzisiejszego - między innymi z powodu rozwoju medycyny. Dziś odkrycia opisane u Bułhakowa nie są tak futurystyczne, jak były sto lat temu. Zachowujemy więc czas epoki, ale traktujemy wszystko jako rodzaj pretekstu do myślenia o świecie współczesnym.
W jakiej przestrzeni umiejscawia pan akcję spektaklu?
- Umownie rzecz dzieje się w pewnym domu-laboratorium, którego ściany są pozakrywane różnymi tkaninami - jak w czasie remontu. W rzeczywistości to dom, w którym chce się coś ukryć.
Co kieruje działaniami profesora, który bawi się w Boga?
- To rodzaj naukowca i celebryty, który zatracił pasję pomagania ludziom. To, co robi, czyli zajmuje się eksperymentami medycznymi, wykonuje dla pieniędzy i dla sławy.
Jaki jest pański Szarikow?
- Stawiamy pytanie o to, czy Szarikow to pies, czy nie pies. Jest jednocześnie znakiem nędzy i istoty wykluczonej, którą można bez obaw użyć do swoich celów. Z drugiej strony - ona również domaga się praw i idzie po swoje.
Zależy mi także na tym, by widz zauważył, że Szarikow jest lustrem odbijającym wszystkich wokół, z którymi miał do czynienia. Nie jest nikim sam z siebie. To, co się w nim rodzi, to wyciąganie lekcji ze świata, który spotyka.
Opowiadanie mówi o rewolucji. O jaką rewolucję panu chodzi?
- W oryginale mamy w tle Rewolucję Październikową, ale ja spróbuję tak ułożyć sensy, by widz myślał o rewolucjonistach jako o ludziach, którzy czują się wyklęci i w pewnym momencie idą po swoje!
Czy w świecie jest nadzieja na dobro?
- Przebłyski i szanse na nie pojawiają się wszędzie, ale pokazuję jednocześnie, jak łatwo potrafimy je marnować.
Co jest w pańskiej adaptacji najważniejsze?
- Zależało mi na podkreśleniu pochodzenia profesora - intelektualisty, wielbiciela tradycji i kultury europejskiej i skonfrontowania go z przedstawicielami świata poniżonego, wykluczonego, który gdzieś zawsze jest.
Mam nadzieję, że uda mi się utrzymać ten spektakl w tonie charakterystycznym dla Michaiła Bułhakowa. Że będziemy mówić o sprawach poważnych, ale i zdobędziemy się na dystans oraz śmiech. Liczę, że znajdziemy właściwe proporcje.