Artykuły

"Czarownice z Salem": niegrzeczne dziewczynki

"Czarownice z Salem" Arthura Millera w reż. Mariusza Grzegorzka w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Maciej Kędziak w portalu onet.pl.

Salem to stan umysłu, Salem to symbol poddania się zbiorowej histerii. Salem jako wylęgarnia hipokryzji, kłamstwa i różnorodnych metod manipulacji - tak pokazano je w łódzkim przedstawieniu. Urojenia, niczym zaduch, unoszą się w tamtejszym powietrzu. I tak już gęstym od paranoi. To małe, amerykańskie miasteczko z dramatu Arthura Millera znajduje się w każdym w nas - pod warunkiem, że damy się zmanipulować. A przykładów tych, którzy powędrowali w stronę Salem, nieustannie przybywa.

Polowanie na przysłowiowe czarownice ma miejsce na każdym etapie dziejów. Wychodząc z małego miasteczka, w którym grupa młodych dziewczyn twierdzi, że opętał je szatan, przez opętanych ideowo, kończąc na politykach, odprawiających modły nad społeczeństwem. Najgłośniej robią to przed wyborami. Wtedy ich pacierze są najbardziej żarliwe.

Podobnie jest z Kościołem, który stygmatyzuje opinię społeczną. Wpływa silnie na poglądy, wskazując, że wszystko inne, co nie wychodzi z jego nauki, należy potępiać.

Tak jak w Salem, w którym Abigail Williams, Merey Lewis, Mary Warren, Betty Paris oraz Susanna Walcott poddały się demonowi. Miller wykorzystał autentyczną historię. W 1692 roku w Salem Village i Salem Town, które obecnie znajdują się na terenie stanu Massachusetts w USA, złożona z około 80 mężczyzn i kobiet grupa została oskarżona w procesie sądowym o czarnoksięstwo.

Salem potraktowane zostało przez Grzegorzka jako przestrzeń metafizyczna. Obszar, który skupia te wszystkie, związane z szatanem urojenia. Miejsce pełne niepokoju. Z drugiej strony kuszące, wciągające i uzależniające. Bo przecież zakazany owoc smakuje najlepiej.

Jak wszystkie realizacje teatralne, ale i filmowe tego reżysera, również ,,Czarownice z Salem" noszą piętno jego kreacji w całej warstwie scenograficznej oraz muzycznej. To kusząca i porywająca wizja. Grzegorzek, który jest autorem dekoracji i kostiumów do spektaklu, szatański świat przedstawił niczym atrakcyjny jarmark - pełen błyskotek, mieniących się w świetle białego słońca oraz czerwonego księżyca. Szatan kusi u niego tym samym, czym klejnot pozostawiony w pełnym świetle. Może nas całkowicie zaślepić. Nie brakuje wymownej i dosłownej religijnej symboliki, która prawie zawsze jest obecna w twórczości tego reżysera. A wszystko skąpane, w momentami teledyskowym, kiedy indziej melancholijnym świetle, które w tym przedstawieniu przygotowała wybitna filmowa operatorka, Jolanta Dylewska.

Spektakl powstał w koprodukcji Łódzkiej Szkoły Filmowej i Teatru im. Stefana Jaracza. Stąd, w jego obsadzie zarówno wykładowcy obchodzącego 70 urodziny wydziału aktorskiego tej uczelni, jej absolwenci oraz studenci. Opętane, to z wyjątkiem Agnieszki Więdłochy, która skończyła łódzką filmówkę w 2009 roku (tutaj w roli Abigail), 4 studentki wydziału aktorskiego - Paulina Walendziak, Elżbieta Zajko, Anna Paliga i Izabela Dudziak. Nie tylko każda z osobna ciekawie, zaskakująco potęguje w sobie rzekome opętanie, przekracza kolejne kręgi diabelskiego pokuszenia, by dotrzeć do apogeum. Grupa studentek wraz z najbardziej doświadczoną, Więdłochą wspólnie stworzyła kogoś, o kim możemy powiedzieć, że jest jeszcze jednym, nieopisanym w sztuce bohaterem - opętanym, osaczonym, szalonym. W grupie stają się najbardziej sugestywne. Ucieleśniają emanację tego wszystkiego, co zburzyło monotonną codzienność małego Salem. Dzikie, momentami zwierzęce, bezbłędne w igraszkach z diabłem.

Są z jednej strony pogubione, przestraszone tym, co dzieje się z ich ciałami i umysłami, kontrolowanymi przez siły nieczyste.

Z drugiej, oglądamy sprytne, potrafiące perfekcyjnie udawać, a do tego zepsute - w kategoriach panującej w Salem, wywodzącej się z nauki pastora Parrisa (w tej roli Michał Staszczak) pobożnej moralności. Niegrzeczne dziewczynki, które postawiły na nogi lokalną społeczność.

Dramat Millera ukazał się w 1952 roku. Odczytywany był jako alegoryczna ilustracja tego, czym zajmowała się powołana przez senatora Joseph'a McCarthy'ego komisja. Miała ona demaskować wszelkie działania komunistycznego podziemia, którego obecność stwierdzono na ternie USA po II wojnie światowej. Jej prace, polegające m.in. na przesłuchaniach i śledztwach, określano polowaniem na czarownice.

Grzegorzek, dokonując współczesnej interpretacji sztuki, pozostaje daleki od polityki. A przynajmniej nie eksponuje takiej właśnie wymowny przedstawienia. To nie znaczy, że takie jego odczytanie, pozbawione jest całkowicie sensu. W momencie zaognionej sytuacji na pograniczu: kościół - społeczeństwo - państwo, każda sztuka, której tematem jest religia, będzie przywoływać odpowiednie skojarzenia. Nie jest to jednak, jak chociażby w przypadku głośnej ,,Klątwy", spektakl interwencyjny. Grzegorzek pozostaje wierny temu, co w teatrze interesowało go zawsze najbardziej. Po raz kolejny przemierza labirynt, jaki kryje się wewnątrz człowieka. Najbardziej lubi on pełne sprzeczności korytarze. Takie, jak u pięciu młodych mieszkanek Salem. Zafascynowane nadprzyrodzonymi umiejętnościami czarnoskórej niewolnicy Tituby, rozsmakowały się w opętańczych zabawach w lesie. W rezultacie czego stanęły przed obliczem sądu.

Grzegorzek akcentuje w swojej sztuce to, co nazywamy zbiorową histerią. I pomimo tego, że bliżej nam zawsze do racjonalistów - tak przynajmniej wolimy o sobie myśleć, to lubimy igrać z tym, co niepoznane. Ulegać sile wyobraźni, potęgowanej przez fantazję, dowody na istnienie zła czy tzw. obcego. Niech więc, po spektaklu w łódzkim teatrze, podniesie rękę ten, kogo nigdy w życiu, chociaż raz, nie kusiło.

Najbliższe przedstawienia ,,Czarownic z Salem", 20, 21 i 23 kwietnia w Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji