Artykuły

Robespierre: kobiety profanują przestrzeń publiczną swoimi organami

"Żony stanu, dziwki rewolucji, a może i uczone białogłowy" Jolanty Janiczak w reż. Wiktora Rubina w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Mike Urbaniak w Wysokich Obcasach - dodatku do Gazety Wyborczej.

Bezkompromisowe i waleczne kobiety nie nadają się na narodowe sztandary. Radykalne działaczki uznaje się za wariatki szkodzące wręcz sprawie, o którą walczą. Tak było kiedyś i tak jest dzisiaj

"Nie potrzebujemy więcej wrogów rewolucji. Mądre kobiety nigdy nie przedkładają swoich interesów ponad wspólne sprawy. To, że już was do Zgromadzenia wpuszczono, było przełomem dziejowym. Rewolucja wymaga wspólnego stanowiska przeciw tym, którzy przywłaszczyli ogromny kapitał, a wy mi ją rozpierdalacie na niuanse, na swoje swobody!" - wykrzykuje z wysokiej mównicy grany przez Rolanda Nowaka Robespierre. Ta ikoniczna postać Wielkiej Rewolucji Francuskiej głosząca chwilę wcześniej, że kobiety "profanują przestrzeń publiczną swoimi organami", nie mówi nic, czego nie słyszelibyśmy dzisiaj. Mądre kobiety nigdy nie przedkładają swoich interesów ponad wspólne sprawy. Robią to tylko (skąd my znamy tę śpiewkę?) kobiety głupie i agresywne, ten - jak to określił onegdaj biskup Tadeusz Pieronek - "feministyczny beton, na który kwas solny nie pomoże".

Ale zostawmy mądrości kościelnych szowinistów i mizoginów i wróćmy do teatru, gdzie "żony stanu, dziwki rewolucji, a może i uczone białogłowy" dają im odpór. Mówią, że mają dość i biorą sprawy w swoje ręce. To na wskroś polityczne dzieło stworzył w Teatrze Polskim w Bydgoszczy nasz najradykalniejszy feministyczny duet teatralny, czyli Jolanta Janiczak i Wiktor Rubin.

Ona - dramatopisarka, on - reżyser teatralny, para w życiu i w pracy, od dobrych kilku lat rozmontowują na scenicznych deskach patriarchat.

Robią to zwykle, tworząc spektakle oparte na biografiach wielkich kobiet, czego najznamienitszym przykładem jest ich powstający przez kilka sezonów w Teatrze im. Stefana Żeromskiego w Kielcach tryptyk, na który składały się "Joanna Szalona; Królowa", "Caryca Katarzyna" i "Hrabina Batory". Pierwsze przedstawienie poświęcone było kastylijskiej królowej Joannie (grała ją znakomicie Agnieszka Kwietniewska), zamkniętej przez pół wieku w twierdzy Tordesillas, kiedy o jej koronę walczyli trzej mężczyźni: ojciec, mąż i syn. Drugie przedstawienie z fenomenalną kreacją Marty Ścisłowicz w roli Katarzyny II stawiało fundamentalne pytania o kobiece ciało w kontekście polityki i władzy. Trzecie i ostatnie zajmowało się, na kanwie historii siedmiogrodzkiej arystokratki Elżbiety Batory (ponownie Agnieszka Kwietniewska), fizycznym starzeniem się, jakże inaczej traktowanym w świecie mężczyzn i kobiet.

Tym razem Janiczak i Rubin wzięli na warsztat żywot Théroigne de Méricourt (w tej roli porywająca Sonia Roszczuk), feministycznej działaczki rewolucji francuskiej, która jednak z jakiegoś powodu nie jest wymieniana jednym tchem z Robespierre'em i Dantonem. Dlaczego? Bo bezkompromisowe i waleczne kobiety nie nadają się na narodowe sztandary. Radykalne działaczki uznaje się za wariatki szkodzące wręcz sprawie, o którą walczą. Tak było kiedyś i tak jest dzisiaj. Czyż nie za taką właśnie większość uznała Annę Zawadzką, która rok temu w jednym z kościołów głośno protestowała podczas mszy, kiedy księża odczytywali list biskupów w sprawie zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej? Czy nie lepiej kulturalnie podyskutować? Jakiś felieton może napisać albo debatę urządzić? Otóż Janiczak z Rubinem mówią, że nie, że to nie działa, że nie można w nieskończoność uczestniczyć w jałowych dysputach w telewizji, że grzeczne feministki w pięknych ubrankach są nieskuteczne, że naszymi tekstami politycy i biskupi rozniecają ogień w kominkach swoich pałaców.

Théroigne de Méricourt, a może to już sama Sonia Roszczuk, pyta na koniec swoje koleżanki aktorki: "Wierzycie, że teatr naprawdę może wszcząć jakąś rewolucję, choćby najmniejszego kalibru? Wierzycie, że to, co robicie, naprawdę otwiera komuś oczy?". Ona sama zdaje się już w to nie wierzyć. "Duszno mi, muszę wyjść" - rzuca na koniec. I wychodzi z transparentem na ulicę, a za nią widownia. Legalny spektakl zamienia się w nielegalne zgromadzenie. To jest chyba dzisiaj jedyna skuteczna metoda walki o swoje prawa.

"Żony stanu, dziwki rewolucji, a może i uczone białogłowy" Jolanty Janiczak w reżyserii Wiktora Rubina będzie można zobaczyć 8 kwietnia na Warszawskich Spotkaniach Teatralnych i 19-21 kwietnia w Teatrze Polskim w Bydgoszczy

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji