Artykuły

"Traviata" diabłem podszyta

Przed nocnym koncertem Gołdy Tencer wejścia pilnował podwójny zastęp "bramkarzy". Świetny recital piosenek żydowskich zakończyło "Miasteczko Bełz" i kilka bisów. Wcześniej tłumy obiegły Teatr Polski, gdzie muzykę synagogalną prezentowali amerykańscy kantorzy. W tym samym czasie komplet na widowni miała opera, gdzie dawano najnowszą inscenizację (premiera: 1 września) "Traviaty". To jest właśnie Wrocław!

Verdiowskiego dzieła nie było na afiszu festiwalu Wratislavia Cantans. Pan na dwóch dworach (operowych: w Łodzi i Wrocławiu), Sławomir Pietras, wie wszakże co czyni, otwierając sezon równo z festiwalem. No i miał na widowni trochę "festiwalowców", nie tylko przyjezdnych! A dostać bilet na to przedstawienie nie jest łatwo. W Polskę poszła już fama o pikanterii tej inscenizacji, przygotowanej przez Adama Hanuszkiewicza. Rzeczywiście, są tu frywolne fatałaszki, pejcze, wielki okrągły stół bynajmniej nie do jedzenia służący, a nawet gwałt.

Warto to zobaczyć, bo Hanuszkiewicz wyłożył dużo "nobliwie" omijanej przez innych prawdy o Traviacie-kurtyzanie. Wzmocnił dramat oddając reżyserię samej muzyce. Widać to najpełniej w ruchu bodaj najważniejszego elementu scenografii - huśtawki kołyszącej się niczym wahadło w zegarze życia. Gdy znika huśtawka ów rytm biegnącego czasu przejmują kapitalnie krynoliny. Jest w tej "Hanuszkiewiczowej" propozycji coś z głębokiego westchnienia Czechowa i zarazem jakiś Ibsenowski chłód. To po prostu teatr o człowieku.

Podobała mi się wrocławska orkiestra pod batutą Josego Marii Florencia Juniora. Wokalny poziom przedstawienia - dużo, dużo mniej. Dodam wszak lojalnie, że był na wysokości "średniej krajowej". Nie żałuję jednak, bo zobaczyłem duży talent aktorski Jolanty Żmurko (Violetta). Dla innych zaś na pewno był atrakcją taniec Jacka Gawronickiego (Alfred).

Najbardziej rozczarowała mnie scenografia, w której dopieszczono jedynie fantastyczne suknie na krynolinach. Było ich dużo, więc pewnie dlatego na równe potraktowanie huśtawki czasu już nie starczyło. Jedno wszak trzeba przyznać - scenografowie dobrze wyczuli inscenizacyjny zamysł przed-stawienia. Wiele też sobie obiecywałem, kiedy na scenie pojawił się stół! Wulkanu erotyzmu niestety nie było, jak niegdyś na stole u Bejarta. Proszę samemu to sprawdzić a przy okazji Hanuszkiewiczowy zamysł. Ten na pewno wart jest poznania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji