Artykuły

Stuhr I Wielki i księżniczka Burgunda

Jerzy Stuhr to wielki - bez przesady - aktor, pedagog i reżyser. I te jego talenty znakomicie zrealizowały się w "Iwonie, księżniczce Burgunda" - spektaklu, który zrobił ze swoimi studentami podczas zajęć w krakowskiej PWST. A następnie pokazał i grał w nowohuckim Teatrze Ludowym (premiera 3 marca 1990), a teraz przeniósł na mały ekran. Ze znakomitym efektem.

Premiera telewizyjna "Iwony" - podobnie jak teatralna - to bardzo dobre widowisko. Co się na to złożyło?

Przede wszystkim osobowość i rola Jerzego Stuhra, który zagrał Króla. Ale nie tylko. Najważniejsze to bardzo precyzyjne dopracowanie w każdym słowie, w każdym detalu, ruchu i geście role studentów. Kreacja ich opiekuna nie tkwi w pustce.

Wiele miesięcy laboratoryjnej pracy nad tym tekstem odłożyło się we wszystkich aktorach. I tu święci triumfy Stuhr-pedagog. Jego praca pedagogiczna dala przeobfity materiał dla Stuhra-reżysera.

Ma się wrażenie, że kamery uchwyciły część większej, głębokiej całości. Ale ta reszta też magnetycznie działa na widza.

Reżyser utkał to przedstawienie scenka po scence, gag po gagu. Wszystko w tym tele-spektaklu gra i co najważniejsze - WSPÓŁGRA. Tworzy całość. I role tzw. wiodące i drugoplanowe. I rola Króla. I efektowna, metaforyczna i jakże trafna w swej stylizacji scenografia Jana Polewki.

Tytułowe arcytrudne zadanie aktorskie Iwony (trudno to określić zwyczajnie jako rolę) wypełnia Ziuta Zającówna. Robi to z wielkim skupieniem. Uwaga - to jest Ktoś, kogo chce się oglądać, kto potrafi zaistnieć dla widza - bez słowa, ale wymownie.

Szambelan (Krzysztof Górecki) to skończony, ukształtowany aktor- tylko angażować i od razu rzucać na głęboką wodę różnych ról. Warunki ma takie, że może grać postacie o dużej rozpiętości wieku i stylistyki.

Jak się rzekło - role główne mają bardzo dobry akompaniament w rolach mniejszych. Na przykład znakomity jest epizod z udziałem karykaturalnych, groteskowych ciotek Iwony (Jadwiga Lesiak i Maja Wiśniowska). Dziewczyny dały popis wyczucia efektu, konwencji. Ale lista komplementów (zasłużonych) jest długa.

Lecz pierwszy i najważniejszy z nich to spostrzeżenie, iż "Iwona, księżniczka Burgunda" to naprawdę dobre przedstawienie. Prawdziwy Gombrowicz - ot co! Zrobiony z modelowym wyczuciem sensu i efektu poszczególnych kwestii, scen, ról i całości dramatu. Telewizyjną całość - nie dość, że mądrą, to szalenie efektowną i zabawną! - skomponował Stanisław Zajączkowski. Niech żyje!

PS: Szkoda tylko, że w taki sam sposób - w formie telewizyjnego spektaklu - nie zostało utrwalone przedstawienie warszawskiej PWST w reżyserii Mariusza Benoit. Było tam parę ról (Szambelan. Król, Filip...), do których teraz możemy wrócić tylko pamięcią. Ale taki jest los teatru... Czasem to zmienia Teatr Telewizji. Na szczęście.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji