Artykuły

Sprawa smaku

Sztuka dramatyczna i prozatorska Ireneusza Iredyńskiego skupia się wokół kilku symboli kulturowych i stara się wydobyć z nich współczesne znaczenia, nierzadko to symbole kompromitujące. Odbywa się to na klasycznej płaszczyźnie: jeden przeciw wszystkim, więc jest jakby romantycznej proweniencji, z zaznaczeniem chyba pochodzenia polskiego. Płaszczyzna ta jest zawieszona w próżni czasoprzestrzennej, a przez to wypreparowana z "mięsa" codzienności. Więc konstrukcja kostyczna, trochę szkieletowa. Tak to widzę i opisuję...

Szczególnie odnosi się to do pierwszej sztuki Iredyńskiego "Żegnaj, Judaszu", z następnymi jest może lepiej, lecz nie zawsze. Pisanie autora "Manipulacji" podoba się i chyba tak być powinno. Zaspokaja utajone u widza i czytelnika emocje i - co istotne - kompleksy. Wyraźnym konturem oddziela intencyjne dobro od praktykowanego zła. Jest to ukryte moralizatorstwo z wyraźną puentą: jak być powinno, a nie jest.

Wspomniana sztuka "Żegnaj, Judaszu" dosięgła desek teatru zielonogórskiego, w ten sposób obowiązkowy przedmiot: dramaturgia czterdziestolecia - zaliczony.

Dlaczego ta rzecz, a nie bardziej świeża? - pytanie ciekawe, ale odpowiedź nie leży w moich kompetencjach. W tym miejscu, aby nie rozważać, bo wyjdę na uzurpatora cudzych idei, podeprę się protezą, czyli cytatem z arcyciekawej, acz kontrowersyjnej książki Jerzego Adamskiego "Dno oka", str. 50 i 51: "Nasza krytyka nie ma czasu, nasza krytyka uprawia recenzje w gazecie. I nic poza tym. To bowiem recenzja daje władztwo w teatrze. A nie spory intelektualne. Ale bez sporów intelektualnych teatr więdnie, publiczność marnieje, repertuar SIĘ wali. Bez sporów intelektualnych teatr staje się sklepikiem."

"Żegnaj, Judaszu" to rzecz o zdradzie, wiwisekcja zdrady, anatomia zdrady. Lecz ona nie dotyczy (zdrada) prvncypiów, ale imponderabiliów. Dramatu nie odczyta się inaczej, nawet gdyby nie wiem, jak się chciało. Idee istnieją umownie, czyli autor umówił się z widzem, że słuszność jest po stronie bohaterów, bo oni tak chcą: koniec i kropka. Konspirują przeciw bliżej niezidentyfikowanemu reżimowi, na którego straży stoi sprawna policja wyrywająca między innymi paznokcie. Można powiedzieć, że ból przy wyrywaniu paznokci powoduje, iż powstają słuszne idee. Skromne przesłanie. Judasz Iredyńskiego zaprzecza swemu judaszostwu, ale do pewnego momentu. Jest lojalny, twardy, bohaterski i - w tym powszechnym znaczeniu - męski. Takim go też widzimy na zielonogórskiej scenie w wykonaniu Andrzeja Bysia, może z pominięciem ostatniego przymiotnika, gdyż emploi tego aktora jest nieco inne. Chłopięce i jeszcze niedojrzałe. Przy czym to ostatnie stwierdzenie winno mieć wydźwięk pozytywny. Takie rozwiązanie zakłóca powszechne wyobrażenie o Judaszu, jakie przekazuje literatura i kultura, Ale to dobrze; Andrzej Byś buduje postać Judasza inaczej i robi to na tyle ciekawie, a oprócz te go aktorsko dobrze, że interpretacja zyskuje jeszcze jeden wymiar. I jeszcze jedno: ten aktor gra oszczędnie i do siebie. jest skupiony, introwertywny. I może taki powinien być Judasz, gdyż zdrada ze swoimi komplikacjami uderza w niego, on musi w sobie dźwigać jej konsekwencje. Tak zbudował tę rolę Andrzej Byś i taka w związku z tym była koncepcja reżysera, Zbigniewa Lesienia. Właśnie w przypadku tej postaci jakże jasno wynika, ile może reżyser. Precyzyjnie i czysto określić aktora na scenie. Ta dwuaktowa sztuka jest dynamiczna, bez zbędnych pauz. I klarowna inscenizacyjnie. Aktorzy nie robią zbędnych kółek, aby wypowiedzieć kwestię, nie biegają tam i z powrotem, jak było np. przy okazji "Rozmów przy wycinaniu lasu", aby wydukać zdanie współrzędnie złożone. Widać dobrą robotę reżysera z aktorami, czego do tej pory brakowało w tym teatrze. A przede wszystkim reżyser wiedział, co zrobić z materiałem dramatycznym i co w związku z tym ma do powiedzenia na pewne tematy. Trochę skromne treści Iredyńskiego zyskały ciekawą formę spektaklu.

O pozostałych rolach można powiedzieć to, co powyżej. Młodziutka Blada Karoliny Jóźwiak (niepotrzebnie zaznaczono w prospekcie i do tego w nawiasie: adeptka) jest - nie waham się użyć - dojrzałą rolą; chociaż jest mimowolnym przeciwieństwem autorskiej charakterystyki postaci. Mariusz Szaforz zagrał na jednym, ale interesującym pomyśle. Wiesław Wołoszyński, po niefortunnym początku sezonu, został wreszcie obsadzony właściwie. Trochę gorzej niż zwykle wypadł Hilary Kurpanik. Nie był dość przekonywający, przecież ta postać uzmysławia Judaszowi, jak łatwo zamienić stronę prawą na lewą, czyli konspirację na legalność, sen na jawę. To tylko podobno sprawa smaku, że na koniec użyję formuły Zbigniewa Herberta i - o, słabości! - zacytuję go:

"To wcale nie wymagało wielkiego charakteru / mieliśmy odrobinę niezbędnej odwagi / lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku." (Wybór wierszy, PIW 1983, s. 195)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji