Artykuły

Okiem obserwatora: Rozkłady jazdy

"Rozkłady jazdy" Petra Zelenki i Michaela Frayna w reż. Adama Biernackiego w Teatrze Kamienica w Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk na stronie kulturalnie.waw.pl.

Są Państwo znużeni tym co się dzieje w "realu", czyli tym co obserwujecie na co dzień w życiu i we wszelkich mediach? Macie już dosyć informacji o dobrych zmianach i coraz lepszym i szczęśliwszym życiu? Czujecie się coraz bardziej zdołowani tą nieustającą walką o lepsze i godniejsze życie? Jeżeli tak, to mam dla Państwa dobrą wiadomość. Możecie się odstresować i beztrosko wyśmiać do woli, obserwując jak innym wali się świat na głowę, nic się nie udaje i w ogóle mają chyba gorzej od nas.

Ostatnia premiera w Teatrze Kamienica "Rozkłady jazdy" Petera Zelenki, w reżyserii Adama Biernackiego, daje widzowi taką właśnie możliwość. Duża część publiczności właśnie śmiechem reaguje na perypetie dwójki bohaterów granych przez Hannę Konarowską (Hania) i Sebastiana Cybulskiego (Sebastian).

Spektakl składa się z dwóch części, dosyć nierówno podzielonych pod względem czasowym. Pierwsza z nich trwa ok 25 min., druga - sporo ponad godzinę. Dlaczego? Takie pytanie słychać było w foyer w trakcie przerwy.

Wszystko wyjaśnia się w części drugiej, która wbrew obawom niektórych widzów wcale nie dłuży się, a wprost przeciwnie, wciąga do tego stopnia, że gdy następuje finał, odczuwa się zdziwienie: "Jak to? To już? Koniec? Szkoda!"

Rzecz dzieje się w teatrze, a widz ma możliwość obserwować akcję na zmianę: raz z pozycji tradycyjnej, tzn. od strony widowni, a raz "od kulis", a ściślej mówiąc, od horyzontu, czyli od końca sceny.

Bohaterami jest dwójka aktorów, którą łączy nie tylko gra w jednej sztuce. Czas akcji rozciągnięty jest na kilka lat, więc mamy możliwość obserwowania zmian jakie następują w ich życiu.

Właśnie fakt, że akcja sztuki toczy się w środowisku aktorów teatralnych stwarza dodatkowy smaczek dla wszystkich tych, którzy mają lub mieli do czynienia z tym środowiskiem. Trzeba przyznać, że Konarowska i Cybulski są po prostu w swoim żywiole. Rewelacyjne są te różnice w ich zachowaniu między chwilami, w których są "widoczni" dla publiczności, a tymi gdy są "schowani" za dekoracją / kurtyną / scenografią. To są ułamki sekund ale one stanowią o jakości spektaklu "Rozkłady jazdy".

Widz nie związany ze środowiskiem teatralnym, być może po raz pierwszy uświadomi sobie, że aktor bawiący go właśnie scenie, jest człowiekiem mającym w życiu prywatnym takie same, o ile nie większe problemy niż on. Jednak w teatrze panuje żelazna zasada - kilkakrotnie wypowiadana w czasie tego spektaklu - "nie przenosimy swoich problemów prywatnych, na grunt zawodowy!!!", i..., oczywiście, to właśnie jest powodem, dla którego widzowie "Rozkładów jazdy" zrywają boki ze śmiechu.

Twórcy "Rozkładów jazdy" oparli się na dwóch starych jak sam teatr i kino pomysłach: 1) pomieszania tekstu sztuki, z życiem i 2) mniejszej ilości aktorów chcących, bądź zmuszonych do równoczesnego odgrywania dużo większej ilości ról Według mnie, nie jest niczym nagannym czerpanie z najlepszych wzorców. I to jest kolejny powód dla którego polecam ten spektakl.

W pierwszym przypadku mistrzem wplatania w sztukę, zdań, czy całych etiud aktorskich sugerujących "prywatne zachowanie", był Adam Hanuszkiewicz i wiele "grepsów" i scen jest jakby żywcem wziętych z Mistrza Adama. Ale to bardzo dobrze!!! Są użyte w odpowiednich momentach, mają doskonałe uzasadnienie w logice wydarzeń i są wspaniale zagrane przez Konarowską i Cybulskiego. Oczywiście nie będę zdradzał, które momenty mam nam myśli, ale dla wielu widzów takie odkrywanie będzie stanowiło dodatkową frajdę. W tym miejscu należy zaznaczyć, że Konarowska i Cybulski nie są jedynymi osobami biorącymi udział w spektaklu.

A jeżeli chodzi o równoczesne granie kilku ról przez tych samych aktorów, to zawsze śmieszy, pod warunkiem, że jest zrobione perfekcyjnie. A w "Rozkładach jady" jest! Ogromne brawa dla dwójki aktorów, bo wyszli zwycięsko z tego trudnego sprawdzianu. Co prawda nie był on tak trudny jak ten, który zdaje Roger Westberg (Szwecja), w sztuce: Hamlet, A Stand Up, grając sam jeden całą sztukę, ze wszystkimi występującymi w niej postaciami, bez względu na płeć, wiek, pochodzenie, stan umysłu, czy stan materialny (bo ducha gra też). Jeden aktor, na pustej scenie, sam gra całą sztukę "Hamlet"!

Zelenka i Biernacki aż takich wymagań przed Konarowską i Cybulskim nie stawiają ale i tak zawieszają im poprzeczkę wysoko, chociaż wydaje mi się, że trudniejsze zadanie ma Konarowska. Jej roznamiętniona Bi, czy rozmemłany Sasza, to absolutne perełki. Można powiedzieć, wisienki na i tak smakowitym torcie, jakim jest gra tej dwójki w pozostałych scenach.

Duże brawa! Warto zobaczyć!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji