Artykuły

Wielka woda w operze, czyli dramat celebrytki

Jezioro w operze? Jak najbardziej, w specjalnym basenie, z prawdziwą wodą, w objętości 18 metrów sześciennych! Do tego olbrzymi byk, dwa diabły i lalka na cztery metry, co to okiem mrugnie, rzęsą zatrzepocze, a nawet zaśpiewa...

Wszystko to już 20 grudnia na pre­mierze "Traviaty" Verdiego. Szyku­je się wielkie wi­dowisko, łączące karnawał wenecki z tym z Rio. Ale po­za efektami dostać mamy też opowieść psychologiczną.

Już tylko niecały miesiąc został do premiery jednej z najsłynniejszych oper wszech czasów - historii śmier­telnie chorej kurtyzany Violetty, zako­chanej w młodym arystokracie. Zes­pół z Odeskiej działa intensywnie - trwają muzyczne próby chóru i soli­stów, technicy sprawdzają, jak działa­ją największe elementy scenografii. Basen z jeziorem jeszcze do operowe­go gmachu nie dotarł, ale, co powta­rzają wszyscy, to on ma być najwię­kszym wyzwaniem.

Szeroki na 10 metrów, długi na 12 metrów, wysoki na 15 centymetrów.

Biust ledwo mieści się w gorsecie

Z prawej strony głównej sceny, w miej­scu, z którego w trakcie przerwy wy­jedzie jezioro, teraz stoją inne elemen­ty scenografii, głównie z "Upiora w ope­rze" (będzie jeszcze grany do mikoła­jek). Ale wśród "upiornych" dekora­cji znajduje się też już nowy przybysz - olbrzymia lalka, zwana przez techni­ków żartobliwie "Laleczką", albo "Ba­bą". Ma blisko cztery metry wysoko­ści, oczy zielone (wielkości sporej pił­ki), rzęsy na prawie pół metra, czer­wone usta i duży biust ledwo miesz­czący się w gorsecie. Lalka w "Travia­cie" będzie śpiewać, a jakże, ruszając ustami, mrugając rzęsami. Pod warun­kiem że ktoś, kto będzie siedział w jej środku, nie pomyli kolejności.

Zaglądamy do wnętrza "Baby": pięć linek, przy każdej odpowiednie napi­sy: oko, powieka, usta. Jest też wielka korba do kręcenia głową. Lalkę robił Maciej Luściński z Wrocławia, do­świadczony lalkarz, który przygoto­wał m.in. wielką Smoczycę do musi­calu "Shrek" w Gdyni.

Na scenę na próbę wyciągnięto już część premierowej scenografii - specjalne podwyższenie dla śpiewaków-bohaterów "traviaty", którzy cieszą się karnawałem, wznoszą toasty. Aktorzy jeszcze w prywatnych strojach, ale podwyższenie już trochę karnawałowe. Za ich plecami - wielki futrzany byk z trzymetrowym ogonem, z obu stron podwyższenia - monstrualne twarze dwóch diabłów z olbrzymimi nochalami i rogami.

Ołówki na scenie, miliony dolarów z sufitu

Reszta scenografii i kostiumów pochowana jest jeszcze w magazynach. Pię­tro wyżej w jednym z pokoików stoją ciasno ustawione... ołówki i pajacyki. Groteskowe miny w typie Pucinelli, śmiejące się usta, feeria kolorów.

Jak karnawał, to karnawał. Ołów­ki mają takie specjalne uprzęże - sta­tyści, ale też chórzyści nałożą je na sie­bie, wyjdą na scenę i można będzie od­nieść wrażenie, że to prawdziwe ołów­ki po niej pląsają - śmieje się Maria Mitrosz, inspicjent (w białostockiej ope­rze od początku; ledwie po miesiącu szkolenia wrzucona została na głębo­ką wodę i, jako inspicjent, sama pro­wadziła wszystkie operowe przedsta­wienia). Od niedawna dołączył do niej Radosław Zabłocki, młody chórzysta. Maria Mitrosz też jest śpiewaczką z za­wodu, wcześniej śpiewała w operze w Poznaniu, zaśpiewa też jedną z ról w"Traviacie". Talent śpiewaczy w przy­padku inspicjenta ma znaczenie - in­spicjent musi znać nuty, więc najle­piej, jeśli jest to śpiewak właśnie.

Ołówków jest 25 sztuk, pajacyków - 22, plus dwie pary bliźniąt.

Wraz z innymi strojami bohaterów "Traviaty" - kostiumów w tej operze jest w sumie 180. Tyle samo butów. Zmieniane są nieustannie, na niektóre przebiórki aktorzy mają ledwie 15 sekund - opowiada Anna Jakubowska-Podsiad, producent wykonawczy "Traviaty". - Sporo rzeczy udaje nam się kupić tanio, choćby jakieś espadryle za 20 zł, niektóre buty uda się wykorzystać z poprzednich przedsta­wień. Ale stroje głównych bohaterów muszą już być bogate, inaczej źle wy­glądałyby na scenie. A to, jeszcze przed rozpoczęciem szycia, oznaczało jeż­dżenie od hurtowni do hurtowni. Każ­dy materiał trzeba wziąć do ręki, zo­baczyć w różnym świetle, jeśli się te­go nie sprawdzi pod różnym kątem, na scenie efekt może okazać się mizer­ny, bo inaczej załamuje się tam świat­ło. Niektóre materiały firma, która wy­grała przetarg na kostiumy, ściągała aż z Portugalii. Jedna z sukien głównej bohaterki - Violetty - jest na przykład ze złotego materiału, obszytego ceki­nami i koralikami. Są futerkowe ele­menty strojów, koronki robione na szy­dełku - ręczna misterna robota.

Tymczasem na scenie trwa próba. Na podwyższeniu - soliści wznoszą to­ast. Niżej - dziesiątki chórzystów krą­żą po scenie. Szef opery, Roberto Skol­mowski, reżyserujący "Traviatę", tłu­maczy:

Kochani! W trakcie przedstawie­nia spadnie na was karnawałowy zło­ty deszcz. Na razie go sobie darujemy. Ale wy musicie zachowywać się tak, jakby już na was spadał. Z życiem! Wy­obraźcie sobie, że właśnie leci na was kilka milionów dolarów!

I zadziałało - chór biega po scenie, wznosi ręce do góry, podskakuje.

Brazylijski klimat, świat zabawy, świat śmierci

Tak jak zadziałała inna socjotechnicz­na sztuczka, zastosowana kilka razy podczas prób. Choć akcja "Traviaty" Verdiego dzieje się w XIX wieku w podparyskiej miejscowości, przed próba­mi reżyser serwował zespołowi... bra­zylijską sambę.

To było wielkie zaskoczenie, gdy nagle usłyszeliśmy z głośników takie dźwięki. Ja weszłam w to od razu, kupiłam ten pomysł bez zastrzeżeń. To miało sens - samba powoduje ciepło, gorąco, ciało się rozluźnia, a my, schodzący się na próby, z miejsca wczuwaliśmy się w klimat karnawału - mówi Dorota Wójcik, utytułowana sopranistka związana z Teatrem Wielkim w Łodzi, która zagrała główną rolę Violetty w białostockiej "Traviacie (obsady mają być trzy).

Samba wcale nie jest więc pomy­słem z kosmosu - w białostockiej in­scenizacji Skolmowski ma zamiar scalić karnawał wenecki i brazylijski, ale też i współczesność (w jednej ze scen bohaterowie będą grać w golfa). Obyczajowa historia, choć osadzona w realiach XIX wieku, ma mieć jed­nak wymiar uniwersalny. Choć in­scenizowana zgodnie z literą sztuki, to jednak połączy rozmaite porząd­ki.

Po tylu rozmowach z reżyserem, po tym, co dzieje się na próbach - już widzę, że ta "Traviata" będzie kom­pletnie inna od tych, które znam. A śpiewałam już w czterech - mówi Dorota Wójcik. - Dla mnie to przede wszystkim odkrywanie Violetty na nowo. Pokażemy, że jej sytuacja to nie tylko pióra i salony, ale też ogromny jest w niej smutek. Wcześniejsze re­alizacje, w których grałam, jakby to ująć... były po prostu powierzchow­ne, bardzo tradycyjne, wiele rzeczy utrudniał kostium. Tu oczywiście ko­stium i ten widowiskowy anturaż też jest bardzo ważny, ale nigdy nie gra­łam tej roli tak współcześnie jak te­raz. Myślę, że to będzie spektakl bar­dzo psychologiczny, bardzo ważne jest rozbudowywanie emocji, ciągle nad nimi pracujemy. Połączą się tu dwa światy - świat zabawy i świat śmierci. Wątek nieustannego karna­wału splata się z tym, że ona ma świa­domość zbliżającej się śmierci. I dla­tego to jej umieranie ma wymiar bar­dzo tragiczny. Violetta to kobieta, któ­ra przeżyła już wszystko, najróżniej­szych facetów, o seksie wie wszystko, o miłości nie chce się dowiedzieć, by nie bolało. I ta miłość nagle się zja­wia...

Dramat sawantki u szczytu sławy

Roberto Skolmowski: - Robiłem już wcześniej dwie "Traviaty". Ale szyb­ko, i rzeczywiście odczytywałem je po­wierzchownie. I nagle odkryłem w Verdim coś niebywałego. Zacząłęm zastanawiać się, dlaczego Violetta mówi takie rzeczy. Dlaczego przechodzi tak skrajnie z jednych emocji do drugich. I nagle zaczęłiśmy łapać się na tym, że ciągle wracamy do Szekspira, który to, co śmieszne i groteskowe potrafi niewiarygodnie zmieszać z potworny­mi emocjami - tak jak w życiu. I zaczę­liśmy to też wydobywać u Verdiego. W żadnej operze nie ma takich emo­cji jak właśnie w postaci Violetty. Tyl­ko trzeba to na kolanach odczytać.

"Traviata" to najcudowniejsza opera o kobiecie, pod warunkiem że inscenizacja nie jest ckliwa i walczy­kowata jak inne "Traviaty" - mówi re­żyser. - A przekładając to na współ­czesność: Violetta to sawantka, uwiel­biana celebrytka, u szczytu sławy. I na­gle spotykają nieuleczalna choroba. Organizuje bale, by o niej zapomnieć. Nagle poznaje poetę i przeżywa wiel­ką miłość. Zakochuje się jak mała dziewczynka, jest pewna, że takie uczucie się nigdy jej nie zdarzy. I na­gle się zdarza. Violetta odkrywa w so­bie niebywałe emocje. Tymczasem okazuje się, że musi z tej miłości zre­zygnować. To jest dla niej straszne. Mózg nie jest w stanie pojąć tego, co oczy widzą.

Skolmowski zapowiada, że między aktami będzie wyraźny kontrast - obok scen widowiskowych, pełnych efek­tów, znajdą się sceny bardzo wyciszo­ne i kameralne. "Traviata" ma być też tańsza w realizacji niż rozpoczynają­cy działalność gmachu "Straszny Dwór". Koszt scenografii i kostiu­mów do opery Moniuszki wyniósł 2,132 mln zł, koszt scenografii i ko­stiumów do opery Verdiego wynie­sie 1,331 mln zł (z budżetu miasta). To o blisko 800 tys. mniej.

Kto i co w "Traviacie"

Kierownictwo muzyczne nad "Traviatą" sprawuje Michał Klauza, autorem scenografii jest Paweł Dobrzycki (au­tor scenografii m.in. do "Strasznego dworu", "Korczaka" i "Upiora w ope­rze"), kierownictwo chóru OiFP - Vio­letta Bielecka. Białostocka inscenizacja będzie miała kilka obsad. I tak w przedstawieniu wystąpią:

- Violetta Valery - Dorota Wójcik/Agnieszka Dondajewska/Iwona So­bótka

- Flora Bervoix - Joanna Motulewicz/Sylwia Złotkowska

- Annina - Karolina Kuklińska/Ma­ria Mitrosz/Anna Wolfinger

- Alfredo Germont - Rafał Bartmiński /Tomasz Kuk/Sang-Jun Lee

- Giorgio Germont - Zenon Kowalski /Ilija Silchukow

- Hrabia Gaston De Letorieres - Prze­mysław Borys / Mariusz Ruta

- Baron Douphol - Krzysztof Caban/Taras Kuzmych/Maciej Nerkowski

- Markiz D'obigny - Wojciech Gier­lach/ Grzegorz Szostak

- Doktor Grenvil - Wiktor Dudar/Wojciech Gierlach/Grzegorz Szostak

- Giuseppe - Tomasz Tracz/Leszek Gaiński

- Służący Flory - Krzysztof Drugow/Bogdan Kordy

- Nieznajomy - Rafał Supiński.

W kasie opery kupić można jesz­cze blisko sto ostatnich biletów na pre­mierę "Traviaty" (na balkonach i w lo­żach). Bilety na premierę kosztują od 157 do 210 zł. W kolejnych dniach bile­ty normalne już są tańsze prawie o po­łowę - od 63 do 90 zł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji