Artykuły

Andersen bez Disneya

"Małą Syrenkę" w reż. Waldemara Wolańskiego w Teatrze im. Solskiego w Tarnowie ocenia Mirosław Poświatowski w Temi.

Na deskach Tarnowskiego Teatru oglądać już można "Małą Syrenkę" w reżyserii Waldemara Wolańskiego. Przygotowana z dużym rozmachem baśń stanowi wierną adaptację opowieści H. Ch. Andersena. Ostatnich "reżyserskich" wskazówek i uwag udzieliły dzieci zaproszone na zamknięty pokaz przedpremierowy.

Jakże trudno dziś o baśń prawdziwą, magiczną, z morałem, pozbawioną lukru oczywistych "happy endów" i prostactwa gry komputerowej.

Dziś nawet baśń musi być uładzona, a zbiorową świadomość zaludniają kiczowaci herosi spod jednakowej sztancy. Dziś nawet Andersen trącić musi Disneyem. Szczęśliwie w zupełnie inną stronę poszedł tarnowski teatr, przygotowując wierną oryginałowi "Małą Syrenkę".

W spektaklu tym urzekać może niemal wszystko - od pomysłów na przeniesienie podwodnej rzeczywistości na scenę, przez fakt uruchomienie wszystkich efektów i środków wyrazu właściwych teatrowi, po bajeczną, wielofunkcyjną scenografię Joanny Hrk (jest więc okazja by pogratulować pracy także ekipie technicznej, pozostającej zwykle w cieniu świateł rampy). Cieszą oko kostiumy, po scenie pływa prawdziwy statek; wieje wiatr i trzaskają błyskawice - wszystko to może mocno oddziaływać na wyobraźnię, zupełnie inaczej niż "poetyka" telewizyjnych wideoklipów. Jest liryzm, jest przesłanie, jest rozmach, jest i groza - postać Mątwy naprawdę oszałamia i przeraża. Jeśli dodać do tego pokazany małemu widzowi kawałek życia, problem cierpienia, poświęcenia, miłości i odrzucenia, które boli tak samo w każdym wieku - otrzymujemy widowisko wartościowe i pełne magii.

A przecież także i najlepszą nawet baśń łatwo można zniszczyć - choć aktor sięga w niej po nieco inne niż w "dorosłym" teatrze środki wyrazu, nie znaczy to, że pozwolić sobie można na brak autentyczności. Szczególne pole do popisu miała tu oczywiście Mała Syrenka. Grająca ją Zofia Dąbrowska, studentka ostatniego roku krakowskiej PWST, wypełniła postać całą sobą. Jedyne co mogło razić, to łatwo zauważalne playbacki - może dożyję kiedyś dnia, kiedy w teatrze nie będzie się ich używać. Dźwięk i piękna skądinąd muzyka także nieco "zgrzytnęła" - "neobarokowe" brzmienia, mające kojarzyć się dworem królewskim, nazbyt trąciły syntezatorowymi samplami. Ale to tak naprawdę drobiazgi.

"MałąSyrenkę" w "Solskim" spokojnie polecić można każdemu; ba, "na wyjeździe" za nasz teatr raczej nie będziemy się wstydzić. Oczywiście najwyższą instancją, władną dokonać pełnej oceny spektaklu, są mali widzowie. Ci, zaproszeni przez reżysera na przedpremierowy pokaz, mimo niekompletnej jeszcze scenografii, "wpuścili syrenkę na afisz". Trudno o lepszą rekomendację.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji