Artykuły

Paul Claudel pomniejszony

"Wszystko się spala i płomień czasu zjada nasze kości, nic tu nie pomogą towarzystwa ubezpieczeń. Płomień ten nie zginie z chwilą naszej śmierci, zostanie nam parę tylko kości, a jeszcze będzie nas pożerał''. To słowa z "Zamiany" Claudela. Brzmią równocześnie z piękną teatralnie, metaforyczną sceną pożaru.

Po "Zamianę" napisaną prawie sto lat temu przez 25-letniego Claudela, w 35. rocznicę jego śmierci, sięgnął Stary Teatr, przypominając tym wielkiego poetę i dramaturga francuskiego, łączącego w swej twórczości monumentalność i mistyczność chrześcijańskiej wizji losu ludzkiego z wyczuciem konkretu realnych zjawisk egzystencjalnych. Z faktu tej krakowskiej inscenizacji rodzą się przede wszystkim dwa proste zdziwienia: dlaczego Claudel jest właściwie nieobecny w polskim teatrze? dlaczego po 20 minutach od rozpoczęcia spektaklu w świetnym krakowskim teatrze ludzie zaczynają wychodzić? Te zdziwienia są współzależne: skandaliczne zaniedbanie i zlekceważenie Claudela w Polsce oduczyło polski teatr - widownię i scenę - wrażliwości na dramaturgiczne dzieło poetyckie, niosące religijne spojrzenie na człowieka poszukującego harmonii dla swych moralnych konfliktów. Czyżby agitacyjna i rozrachunkowa ostrość polityczna, dominująca nad naszym życiem, również i kulturalnym, szczególnie w ostatnich latach, stępiła nasze pragnienie rzeczy niewidzialnych i naszą tęsknotę do wartości transcendentnych?

Reżyser "Zamiany" w krakowskim teatrze nie sprostał zadaniu symboliczno-metaforycznego odczytania i pokazania dramatu. Uległ pokusie uwspółcześniającej, wąsko psychologicznej interpretacji, czym skrócił perspektywę Claudelowskiego widzenia rzeczywistości ludzkiej, rozpiętej poetycko w kosmicznym polu metafizycznych nieskończoności, które dramat kobiety porzuconej przez męża, sprzedanej innemu, bogatemu, i dramat kobiety z antypodów, rzucającej wyzwanie staroświeckiemu ładowi cnót moralnych unosi do wysokości pytań o ostateczny sens ludzkiego uczestnictwa w bycie.

Ucieczka przed wzniosłością Claudelowskiej optyki religijnej jest jednocześnie ucieczką przed siłą tajemnicy i poezji. Toteż trochę przykro patrzeć, jak utalentowani aktorzy: Edward Żentara, Krzysztof Globisz, Aldona Grochal i Alicja Bienicewicz grają jakby coś innego niż poetycką sztukę Claudela i nie mogąc dla siebie znaleźć pełnego działania scenicznego, źle się czują, jakoś niepewnie, w dodatku ujawniają rażące braki czy wręcz niedbałość w zakresie dykcji. Może naj-bliższa przejmującej prawdy przebijającej się pomimo wszystko ze sceny jest Aldona Grochal w roli Marty, szczególnie w scenie, w której świadoma kłamstw męża, zdradzona przez niego, zdobywa się na gest wyznania, że nie była dość dobra i kochająca, dlatego to ona go przeprasza.

Piękna w swej rozległej przestrzeni, w swej oszczędności i surowości jest scenografia, stanowiąca jakby uniwersalne tło dla tajemniczych ludzkich konfliktów i przeznaczeń.

Być może następna realizacja któregoś z dramatów Claudela w polskim teatrze zrekompensuje niepowodzenie Starego Teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji