Samotność Kordiana
Na ścianie sceny, na której rozgrywa się dramat umieszczona jest, jak wmurowana, tablica z napisem "Powstańcom Polskim".
Zbliża się rok 1830. Gdy Kordian stojąc na białej konstrukcji scenicznej - Górze Mont Blanc - wypowiada ostatnie słowa monologu, otacza go grupa zasłuchanych ludzi. Gdy kończy wołaniem "Polacy" - w milczeniu wychodzą. Powtarza to słowo - z nadzieją, z przywołaniem, wreszcie z rozpaczą. Tak kończy się pierwsza część koszalińskiego spektaklu dramatu Juliusza Słowackiego.
Przyznać muszę, że z niecierpliwością czekałam na dalszy ciąg: jak reżyser poprowadzi II część "Kordiana", skoro przed przerwą aż nadto dobitnie i chyba, przed czasem wyraził to, co mogłoby stanowić wymowę całego przedstawienia?
I rzeczywiście, wymowa tej sceny znalazła kontynuację, o tyle, że dalszy ciąg przedstawienia mówi o samotności Kordiana, samotności destruktywnej, osłabiającej jego moc i wolę. I o klęsce Kordiana, tej w samotnej walce, jak i tej ostatecznej, wyznaczonej dokonaniem się finałowej egzekucji. Choć jeszcze w chwilę potem w perspektywie sceny, pojawia się znowu jego postać, w bieli.
Reżyser Andrzej Rozhin wprowadzeniem "Polaków" (określenie z programu) w scenę monologu Kordiana zastąpił to, co mógł i powinien wyrazić, choćby scenami zbiorowymi z ludem warszawskim. A zatem, tym wątpliwym teatralnie efektem albo uprościł sobie zadanie albo uznał, że nie należy powtarzać tego, co już jako reżyser powiedział wcześniej.
Jest to pierwsza wada, a raczej pęknięcie tego przedstawienia. Drugie polega na tym, że przedstawienie ze zdecydowanie wizyjnej I części przeradza się po przerwie w teatr realistyczny. Realizm podkreśla inscenizacja i obraz sceny, ale także wprowadzenie Imaginacji, Strachu, Diabła do świadomości Kordiana (tylko głosy), pominięcie tajemniczości w scenie "W szpitalu wariatów".
Wszystko, co więcej można powiedzieć o tym przedstawieniu - to już same słowa uznania. Dla bogatej inscenizacji, dla zaprojektowania przestrzeni gry poprzez podesty przerzucone przez widownię, które nie tyle służą efektowi, ile decydują np. o walorze obrazu - Kordiana - Wędrowca. Dla scenografa i twórcy kostiumów - Ryszarda Strzembały, a także kompozytora - Andrzeja Zaryckiego, którego muzyka towarzyszy większości scen, wzmacniając ich sugestywność i wymowę.
I wreszcie słowa uznania należą się aktorom, przede wszystkim Krzysztofowi Baumanowi za rolę Kordiana i Jerzemu Fitio - za ciepłą i wzruszającą postać Grzegorza. Nie można pominąć także Niny Mazgajskiej jako Wioletty i Janusza Świerczyńskiego, przy zwróceniu mu uwagi na pewne przerysowania w roli Księcia Konstantego.
"Kordian" w teatrze koszalińskim trwa ponad 3 godziny. Przedstawienie to od początku do końca ogląda się z wielką uwagą, odbierając nie tylko każde słowo, ale i sens każdego zdania. W sumie - ważąc negatywy i pozytywy przedstawienia, należy je uznać za sukces tego zespołu i pracującego z nim reżysera. Tym bardziej godny odnotowania, że uświetniający 25-lecie Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie.