Artykuły

Władca sprawiedliwy

"Tartuffe albo Szalbierz" w reż. Jacquesa Lassalle'a w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

W czasach Ludwika XIV Molier miał zakaz wystawiania tej sztuki, bo demaskowała polityczny układ manipulujący religią po to, by zdobyć władzę. Jerzy Radziwiłowicz przygotowywał się do roli Orgona, ofiary katolickiego hipokryty, słuchając Radia Maryja. I być może dziś ważniejsze niż to, że dokonał nowego, znakomitego przekładu "Tartuffa" na polski jedenastozgłoskowiec, jest to, że przełożył dramat na nasze współczesne realia. Wraz z Lassalle,em znalazł też odpowiedź na pytanie, dlaczego Orgon dał się zwieść Tartuffe,owi. Skąd się wzięła i co znaczy jego wielka pobożność, której nie da się przecież pogodzić z despotycznym, pogardliwym traktowaniem bliskich, łamaniem charakterów córki i syna i wydziedziczeniem rodziny, która podejmie walkę z panoszącym się po domu obłudnikiem.

Kiedy matkę Orgona w drugiej obsadzie będzie grać Igor Przegrodzki - wzmocni to delikatnie sugerowany motyw homoerotyczny u Orgona. Mnie wystarcza rola Anny Chodakowskiej. Z Biblią na kolanach, nerwowo przebiera palcami po paciorkach różańca i stawia na baczność dorosłego syna. Beszta go za to, że wypędzając Tartuffa, dołączył do ludzi bezbożnych. Do tej chwili Radziwiłowicz jako Orgon bawił nas kunsztownym aktorstwem i molierowskim komizmem. Mówił tubalnym głosem, stylizował pozy i gesty ostre jak cięcie nożem. Ale kiedy oczy rozczarowanego życiem 50 letniego mężczyzny tężeją w dziecięcym przerażeniu, kiedy przed matką gnie pokornie kark - odkrywamy przyczyny tragedii Orgona. Jego wiary nie krzewiono w atmosferze miłości i tolerancji, lecz strachu i poniżenia, co wyklucza wolność wyboru, narzuca bezwzględne posłuszeństwo - aż po grób.

I jeszcze coś. W chwilach szczęścia, gdy Orgon tulił Tartuffe'a do piersi niczym największy skarb, widać było na twarzy aktora ten sam rodzaj szczęścia, jaki dostrzegaliśmy u Birkuta w "Człowieku z marmuru", gdy jeszcze wierzył w komunistyczną utopię. Ilu ludzi jego pokroju, rozczarowanych komunizmemi "Solidarnośćią", znajduje pocieszenie i poczucie wspólnoty, słuchając Radia Maryja? To bodaj największy dziś polski dramat.

Jacques Lassalle pokazał nam wcześniej wielki molierowski teatr, przyjeżdżając do Polski z "Mizantropem" i "Don Juanem" z kreacjami Andrzeja Seweryna. "Tartuffe" prezentuje siłę aktorstwa warszawskiego zespołu. Na premierze było kilka momentów, kiedy katarynkowe podawanie wiersza budziło tęsknotę do mówienia prozą i współczesnych przedstawień. Ale gdy teatralny instrument Narodowego nastroił się, a aktorzy zgrali z brzmieniem klawesynu towarzyszącego spektaklowi - trudno było nie paść na kolana przed majestatem klasycznego teatru. To była królewska uczta w monumentalnych, mahoniowych dekoracjach mieszczańskiego pałacu -w kostiumach i świetle z obrazów Rembrandta i Vermeera.

Elmira Danuty Stenki to kobieta, która bardziej sobie ceni dumę i godność niż atuty własnej urody. Używa ich tylko po to, by Orgon poznał prawdę o Tartuffie. Wojciech Malajkat w tej roli na przemian zastyga w pobożnych pozach i szepcze czułe słówka z diabelską wprawą. W chwilach prawdy prze do zwarcia z wysuniętą szczęką - bezwzględny, brutalny bandyta. Iskrzącą zmiennymi emocjami parę młodych kochanków tworzy Karolina Gruszka (Marianna) i Przemysław Stippa (Walery). Beata Ścibakówna trzęsie całą sceną w roli pyskatej pokojówki Doryny. Ale gdy na salonach zaczyna rządzić religijny oszust, rodzinę Orgona może uratować tylko monarcha.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji