Artykuły

Muzykoterapia

Przedstawienia dyplomowe osnu­te są zawsze pewną tajemnicą. Bo oto na scenie oglądamy grupę aktorskiej młodzieży, o której nic nie wiemy. Nie wiadomo, kto nas tu czym zaskoczy, jakich dostarczy wra­żeń i wzruszeń.

W minioną sobotę okazało się, że ko­lejni słuchacze IV roku studium wokal-o-aktorskiego, działającego przy Tea­trze Muzycznym w Gdyni, mogą powie­dzieć o sobie: jesteśmy już aktorami. Ich przedstawienie, przygotowane pod okiem Wojciecha Paszkowskiego, aktora war­szawskiego Teatru Rampa, może z po­wodzeniem sąsiadować na afiszu Teatru Muzycznego z jego stałymi pozycjami, a nawet niektóre zdystansować.

"Muzykoterapię" wymyślił dziewięć lat temu Andrzej Strzelecki, dyrektor Teatru Rampa, budując swój scenariusz na prostym pomyśle. Fragmenty auten­tycznego regulaminu wojskowego (np. o zachowaniu tajemnicy państwowej, elementy musztry) skojarzył z piosen­ką nie tylko żołnierską, nadając całości charakter skeczu satyrycznego.

Wojciech Paszkowski miał tu niewie­le do roboty, ponieważ zamysł insceni­zacyjny jest także autorstwa Strzelec­kiego. Pochwalić reżysera jednak trze­ba, bo umiał zapanować nad młodzień­czym żywiołem ośmiorga adeptów, po­magając im stworzyć dość wyraziste po­staci. Docenić też trzeba dobrze zrobiony przez Paszkowskiego ruch scenicz­ny, który przy zawrotnym tempie, jakie nadano całości, zamkniętej w niewiel­kiej przestrzeni, jest przejrzysty i płynny. Nikt tu się o siebie nie potyka, nikt na nikogo, o dziwo, nie wpada. Słowem, dyscyplina na scenie iście wojskowa.

Tylko pomysł odziania młodych arty­stów w kolorowe podkoszulki, które przywodzą na myśl rozpląsany zespół Gawęda, wydaje się nietrafiony. Za to piżamy są w porządku, ale to już wymóg scenariusza widowiska, które­go akcja dzieje się w szpitalu wojsko­wym, choć niekoniecznie...

Koszary są domem żołnierza

Przedstawienie opowiadające o absur­dach wojskowej rzeczywistości oparte jest na błyskawicznych zwrotach akcji i ga­gach, które mnożą się tu jeden po dru­gim, nie dając wytchnienia. Scenografii nie ma żadnej, więc aktorzy mogą sobie brykać do woli. Szaleństwo spontanicz­nej zabawy trwa z obu stron rampy. Wi­dzowie trzęsą się ze śmiechu słuchając wygłaszanych poważnie monologów o hi­gienie osobistej żołnierza, który górną po­łowę ciała powinien myć rano i wieczo­rem, a nogi dwa razy w tygodniu, albo o tym, że koszary są domem żołnierza, w którym dominują barwy żywe i ciep­łe. Beztroskiemu relaksowi męskiej zwłaszcza części publiczności towarzy­szyła pewnie refleksja: ja to znam, ja tam byłem... Lawina wesołych skeczy, z których zbudowane jest przedstawienie, przerwana zostaje nagle smętną melodeklamacją całego zespołu: Tych lat nie od­da nikt... Lat straconych na wykonywa­niu często idiotycznych poleceń twardogłowych dowódców?

Wojskowa precyzja

W tegorocznym dyplomie studium nikt, niestety, nie poraża siłą i wyjątko­wością swego aktorstwa, choć kilkorgu zdarzyły się dobre etiudy. Trudno będzie zapomnieć vis comica Cezarego Studniaka czy bliźniaków Kamińskich, po­nętne pośladki jedynych w tym ansam­blu dziewcząt Anny Zdanowicz i Marii Borzyszkowskiej w scenie prezentacji mody wojskowej na wybiegu. Najmoc­niejszą stroną "Muzykoterapii" są jednak sceny zbiorowe, ustawione precyzyjnie, jak w zegarku. W tym ośmiogłosowym chórze nikt też nie fałszuje, a muzyka m.in. Krzysztofa Sadowskiego, Włady­sława Szpilmana, Emila Sojki i Leopol­da Kozłowskiego niesie się po sali kame­ralnej żwawo, w czym zasługa towa­rzyszącego młodzieży tria pod kierun­kiem Macieja Szymańskiego.

Przedstawienie "Muzykoterapii" da­je dość ogólny pogląd na możliwości aktorskie tegorocznych dyplomantów. Nie narzekajmy jednak, bo już teraz można przeczuć kilka talentów, które, miejmy nadzieję, objawią się w całej okazałości w drugim popisie dyplomo­wym, zapowiadanym na koniec roku.

Pogratulować trzeba na koniec do­wcipnie zredagowanego programu-śpiewniczka, w którym znalazły się tek­sty przebojów z festiwali kołobrzeskich. Szkoda tylko, że zabrakło w nim naz­wisk aktorów podanych dużą czcionką. Znalazły się, owszem, na okładce, ale za to kompletnie nieczytelne.

Grochówka z szampanem

Premiera "Muzykoterapii" uświetniła inaugurację sezonu teatralnego w Teatrze Muzycznym. Po spektaklu Maciej Kor­win, dyrektor naczelny i artystyczny za­prosił na szampana, wojskową grochów­kę i swojski smalec. W foyer odbyła się też miła uroczystość uhonorowania dłu­goletnich pracowników Teatru Muzycz­nego, wśród których znaleźli się: koordy­nator pracy artystycznej Krystyna Grzechnik, kierownik sceny Mirosław Niebodajew, kierownik sekcji oświetleniowej Piotr Kuchta, Mariusz Caban z pracowni modelatorskiej i szefowa pracowni krawiec­kiej damskiej Krystyna Paprocka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji