Artykuły

Kaliska dziewczynka Andersena

"O dziewczynce, która podeptała chleb" Magdy Fertacz w reż. Przemysława Jaszczaka w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu. Pisze Robert Kordes w Życiu Kalisza.

Przede wszystkim nie zgwałcili przesłania oryginału. I to już jest zaleta. Poza tym sceniczna baśń na motywach z H.Ch. Andersena, której premiera odbyła się w minioną sobotę w kaliskim teatrze, ma kilka innych zalet i z pewnością zasługuje na uwagę widzów. Nie tylko tych najmłodszych, ale też trochę starszych

I Bo przecież baśnie wieku nie mają. I ich odbiorcy też. Można oczywiście próbować przerabiać je na historie tylko dla dorosłych, ale nie przypominam sobie tego rodzaju eksperymentu, który odniósłby sukces i zniósł próbę czasu. Lepiej więc zanadto nie majstrować przy tekście, który sam w sobie jest dobry, sugestywny i do tego niesie z sobą czytelne i uniwersalne przesłanie.

Wśród Andersenowskich baśni od "Dziewczynki, która podeptała chleb" z pewnością bardziej znana jest np. "Dziewczynka z zapałkami". Dlatego nie od rzeczy będzie przybliżyć widzowi choćby w ogólnych zarysach, o czym twórcy tego spektaklu chcą opowiedzieć mu ze sceny.

Długa droga Amandy

Główną bohaterką jest Amanda (w tej roli występująca gościnnie Urszula Chrzanowska). Rodzi się ona w biednej rodzinie i właśnie w tej biedzie początek swój bierze późniejszy konflikt. Amanda nie docenia i nawet nie dostrzega starań rodziców o to, by żyło jej się jak najlepiej. Nie dostrzega rodzicielskiej miłości. Cała jej uwaga koncentruje się na tym, czego nie ma, a nie na tym, co mimo wszystko ma. A gdy już nawet ma, np. wymarzoną wiolonczelę, jej wściekłość budzi fakt, że nie umie na niej grać, bo rodziców nie stać na opłacenie nauki gry na instrumencie. Tak wyrasta mała egoistka i materialistka, która krzywdzi już nie tylko rodziców, ale całe swoje otoczenie i nawet samą siebie. I w dalszym ciągu nie zdaje sobie z sprawy z przyczyn swojego prawdziwego - bo przecież nie udawanego - nieszczęścia. Gdy w końcu los uśmiecha się do niej i trafia do bogatego domu, w którym spełniają się jej wielkie pragnienia i małe zachcianki, tego też nie potrafi docenić. Szybko nudzi się spełnieniem i dostatnim życiem. Bo wciąż chce więcej i jeszcze więcej. Nie ma innego sposobu, niż sprowadzić ją z powrotem na ziemię. A nawet jeszcze niżej, bo na ziemi już przecież była. Amanda trafia do świata podziemi. Szarego, ponurego i zdającego się nie pozostawiać żadnej nadziei.

Tutaj wypada przerwać opowieść, by nie uprzedzać dalszych wypadków i nie odbierać przyjemności tym, którzy nie znają ani spektaklu, ani oryginalnego tekstu. W każdym razie z z całą pewnością mają one swój ciąg dalszy.

Wygrał cały zespół

Twórcy "O dziewczynce, która podeptała chleb" mają w tym spektaklu do zaoferowania dużo więcej niż tylko słowo. Celowo więc mówię o twórcach, a nie tylko o autorze i reżyserze. Bo najnowsze przedsięwzięcie kaliskiego teatru to praca zbiorowa w stopniu dużo większym niż wiele poprzednich premier, o których pisaliśmy w "ŻK". O ile sztuką jest przyciągnięcie i utrzymanie uwagi widzów dorosłych, o tyle przyciągnięcie i utrzymanie uwagi dzieci jest sztuką jeszcze większą. Samo słowo do tego nie wystarczy. Nie wystarczą ani krzyki, ani głośne tupanie. Potrzeba czegoś więcej. Wygląda na to, że tę zasadę twórcy "Dziewczynki..." zrozumieli w stopniu wystarczającym, by nie znudzić dzieciaków godzinną opowieścią. W pamięci pozostaje sugestywna scenografia Zuzanny Srebrnej, która na tyle sprawnie posługuje się prostymi przedmiotami w roli znaków i symboli, że nie musi zagracać sceny nadmiarem rekwizytów, a i tak pozostaje czytelna i działa na wyobraźnię. W tym przedstawieniu nie są kwiatkiem do kożucha również ruch sceniczny i kostiumy. W tym kontekście przychodzi na myśl przede wszystkim rola Michała Szostaka jako Muchy (debiut aktorski), niewdzięczna i trudna, bo któż by chciał grać powszechnie nielubianego i uprzykrzonego owada, zwłaszcza w chwili swojego publicznego debiutu? Cennym uzupełnieniem i urozmaiceniem, zwłaszcza dla młodego widza, są graficzne, choć niepozbawione elementów ruchu projekcje rzutowane jako tło za plecy i ponad głowy aktorów. To jakby mniejsza opowieść wewnątrz większej, posługująca się własnym językiem i własną dynamiką. Ale chyba jeszcze ważniejsza od walorów plastycznych jest w tym spektaklu muzyka, a dokładniej piosenki, za co odpowiedzialny jest Piotr Klimek. Powiedzmy od razu, że nie wszystko brzmi idealnie i na pewno dałoby się to i owo poprawić. Nie wszystkie słowa docierają do widowni i nie wszystkie są zrozumiałe. Nie podejmuję się rozstrzygać, czy bardziej zawinili tu aktorzy, czy akustyk. Ale w tym muzycznym materiale kryje się potencjał, który aż chciałoby się rozwinąć. Bo chciałbym, żeby tych piosenek było więcej albo żeby były dłuższe. Niektóre są ledwie zarysowane i przerwane dokładnie wtedy, gdy powinny były zacząć się rozwijać. Może jednak właśnie na tym polega tajemnica artystycznego powodzenia przedsięwzięcia zatytułowanego "O dziewczynce, która podeptała chleb". Na samoograniczeniu. Bo lepiej pozostawić lekki niedosyt, niż zwalić na widza nadmiar i spowodować u niego znużenie. Inaczej mówiąc, twórcy tego spektaklu starali się nie przesadzić na żadnej płaszczyźnie. I to im się udało.

**

"O dziewczynce, która podeptała chleb" Magdy Fertacz na motywach baśni Hansa Christiana Andersena; reżyseria Przemysław Jaszczak; scenografia Zuzanna Srebrna; kostiumy Adam Królikowski; muzyka Piotr Klimek; ruch sceniczny Michał Ratajski; projekcje Agnieszka Waszczeniuk; obsada: Urszula Chrzanowska (gościnnie), Agnieszka Dzięciel-ska, Jacek Jacko-wicz, Ewa Kibler, Kama Kowalewska, Wojciech Masacz, Michał Szostak (gościnnie, debiut aktorski), Marcin Trzęsowski; Teatr im. W. Bogusławskiego w Kaliszu; premiera 25 lutego 2017 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji