Artykuły

Awangarda - radykalna i bezkompromisowa

- Sięgnęłam po pojęcie awangardy, żeby w pewnym stopniu nawiązać do tematów, które były podejmowane w poprzednich edycjach Festiwalu - kondycji artysty oraz ograniczeń twórcy. Chciałam podkreślić różnicę między postawą, a stanem umysłu - z Ewą Pilawską o rozpoczynającym się w Łodzi Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych rozmawia Wiesław Kowalski

Wiesław Kowalski: Zdecydowała się Pani w tym roku tematem przewodnim kolejnej edycji Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych uczynić "awangardę". Awangarda jako stan umysłu. Tak brzmi pełna nazwa tegorocznego festiwalu. Tymczasem mówi się, że nic nie starzeje się szybciej niż awangarda. Ktoś powiedział, że podobno szybciej od Czechowa, czy nawet Zapolskiej. Skąd zatem pomysł, by o niej mówić? Najprościej byłoby powiedzieć, że granica między sztuką a życiem jest wciąż aktualna. Z drugiej strony może to, co się z nią dzieje jest egzemplifikacją tego, że to my dzisiaj jesteśmy mniej skomplikowani?

Ewa Pilawska: Do postawienia problemu skłoniły mnie instytucjonalne obchody stulecia awangardy w Polsce. Teatry, muzea, instytucje kultury - wszyscy skoncentrowali się w 2017 roku na awangardzie. Nadając Festiwalowi tytuł "Awangarda jako stan umysłu", chciałam sięgnąć do sedna, czyli postawić pytanie, co w ogóle awangarda dzisiaj znaczy. Czy w ogóle jest obecna? A jeśli tak, to w jakiej jest kondycji? A może jest niemożliwa i tęsknimy za nią, nie mogąc pogodzić się z jej odejściem?

W połowie ubiegłego wieku niektórzy z dramaturgów, wystarczy wspomnieć choćby Arrabala, bardzo chcieli uchodzić za pisarzy awangardowych. Jednakże pomimo swych aspiracji pisali słabsze sztuki od Becketta, wczesnego Ionesco, Geneta czy Pintera. Dochodziło do powtarzania odkryć już dobrze znanych w sferze środków i efektów teatralnych, które nie wstrząsały, raziły pretensjonalnością, intrygowały banałem, który - choć sami piszący myśleli inaczej - pozbawiony był prawd elementarnych. Mówiło się o tej literaturze - zła awangarda. A zatem można powiedzieć, że nie wystarczyło być "dziwnym" by dostać się do panteonu awangardystów. To chyba może też być ciekawy temat do dyskusji.

- Gdybym miała jednym słowem scharakteryzować awangardę, nie powiedziałbym "dziwna". Raczej "radykalna" lub "bezkompromisowa". Taka była Wielka Awangarda z początku XX wieku - chciałabym przypomnieć tu np. futurystów, którzy pisali w swoich manifestach, że tylko wojna może oczyścić świat i pomóc zbudować nowy i lepszy; nie pisali tego, aby szokować - futuryści, zadeklarowani czciciele wojny, dobrowolnie zaciągali się do armii i walczyli na froncie. W imię idei, w imię artystycznego programu, który jednocześnie był programem społecznym. Trudno o większy radykalizm. Oczywiście dzisiaj sprawa wygląda inaczej, twórcy nie są tak radykalni, choć wciąż mają odważne umysły. Dzięki temu tworzą nowe konwencje, nowe światy, nowe estetyki, stawiają niewygodne pytania, zaskakują, szokują, poruszają, wzruszają, skłaniają do refleksji. Nie chcą jednak zmieniać świata. Ich obszarem działania pozostaje dzieło, które oddają do interpretacji odbiorcy. Czy to jest awangarda? To zależy od definicji, jaką przyjmiemy.

Jest też takie powiedzenie Georga Braque'a, który twierdził, że nikt nie jest bardziej konserwatywny, niż wyznawcy awangardy. To też stawia awangardę w ciekawym kontekście.

- Myślę, że chodziło mu o wierność swojej postawie artystycznej, swoim poglądom. W tym przypadku konserwatyzm jest właśnie objawem radykalizmu, oporu wobec świata zewnętrznego.

A jednak takie utwory jak "Czekając na Godota" wywoływały szok, oburzenie, a nawet protesty, szczególnie tych, którzy ukształtowani zostali przez repertuar istniejący jakby w takim nazwijmy to archaicznym kształcie. Dramaturgowi stawiano zarzut braku zrozumienia tego, o czym pisze albo nonsensowność, w teatrze reagowano gwiżdżąc, co bardziej konserwatywni komentatorzy życia teatralnego opuszczali demonstracyjnie widownię, a potem w recenzjach nie zostawiali na autorze suchej nitki. Ale trzeba było niekiedy tylko dziesięciu lat, by dawna awangarda weszła do kanonu klasyki. Tak się stało choćby z Beckettem, który grany dzisiaj nikogo nie dziwi, jest jasny i zrozumiały.

- No cóż, można tu odpowiedzieć bardzo krótko i do pewnego stopnia stereotypowo. Świat wokół nas się zmienia, zmienia się więc także i sztuka i nasza jej percepcja. To naturalny proces, również obchody stulecia awangardy są jego świetnym przykładem. Kiedyś inaczej odbierano na przykład "Wesele", bo powstało i było wystawiane w zupełnie innych czasach. Nie unikniemy tego.

O Kantorze przy okazji "Nosorożca" pisano, że sam doprowadził swoje teorie do takiej stagnacji, że z jednej strony nie chciał, z drugiej nawet nie potrafił tego procesu zatrzymać. A zatem rzeczywiście awangarda jest pojęciem bardzo szerokim, również w kontekście artystów, którzy ją uprawiali. Ale na Festiwalu nie będzie się o niej mówiło jak mniemam w kategorii historycznej, czy przypadków indywidualnych, ile raczej w aspekcie bardziej ogólnym. Stąd w temacie pojawia się - jak sądzę - ów "stan umysłu".

- Sięgnęłam po pojęcie awangardy, żeby w pewnym stopniu nawiązać do tematów, które były podejmowane w poprzednich edycjach Festiwalu - kondycji artysty oraz ograniczeń twórcy. Chciałam podkreślić różnicę między postawą, a stanem umysłu. Stan umysłu może być tylko i wyłącznie wewnętrzny, nie musi przekładać się na widoczne działanie. Bywa, że ze względu na różne czynniki zewnętrzne zachowujemy się inaczej, niż byśmy chcieli. Nasz stan umysłu nie znajduje odzwierciedlenia w działaniu, w postawie. Bo postawa to umiejętność urzeczywistnienia stanu umysłu. Współcześnie na pewno mamy do czynienia z awangardowym stanem umysłu. A czy z postawą także? To pytanie otwarte.

Zważywszy na temat tegorocznego festiwalu dość zastanawiający wydaje się program XXIII edycji. Z jednej strony mamy w nim spektakle Borczucha, Rubina, Strzępki, Kalwat, Kani, z drugiej Jandy, Sajnuka czy Opryńskiego. Ci pierwsi - jak podejrzewam - pewnie nigdy nie wyreżyserują spektaklu w Teatrze Polonia czy Och-Teatrze. Skąd pomysł na taki zestaw spektakli.

- Nie widzę w tym zestawie niczego zastanawiającego. Jestem też jak najdalsza od jakichkolwiek porównań twórców i dzielenia ich według kryterium miejsca pracy. Sprawa jest banalnie prosta - kiedy tworzę repertuar, zawsze staram się zaproponować ważne spektakle, które podejmują istotne tematy i mówią w ciekawy sposób o kondycji człowieka (nie tylko artysty) i sztuki. Siłą polskiego teatru była zawsze jego różnorodność. Staram się, by dialog z widzem był jak najpełniejszy i aby każdy mógł znaleźć coś dla siebie.

Zapytałem o to dlatego, bo w moim odczuciu awangarda próbuje odchodzić od takiej powszedniej emocjonalności ("Matki i synowie) na rzecz wstrząsu, jeśli już nie intelektualnego, to przynajmniej metafizycznego.

- Moim zdaniem nie ma nic złego w tym, co pan nazwał powszednią emocjonalnością. Czy pokazanie na scenie rodziny gejowskiej wychowującej dziecko - w sztuce jakże ważnej, aktualnej, wzruszającej, bezkompromisowej - nie jest takim właśnie wstrząsem intelektualnym, przynajmniej dla części widzów?

Czy program Festiwalu jest programem czysto autorskim (wiem, że bywa Pani na najważniejszych premierach w Polsce), czy też posiłkuje się Pani opiniami czy pomocą na przykład krytyków teatralnych.

- Program Festiwalu jest rzeczywiście czysto autorski. Jak Pan zauważył bywam na premierach, ale w ogóle staram się dużo oglądać i mieć jak najpełniejszy obraz tego, co dzieje się na polskich i europejskich scenach. Temat, a w konsekwencji program festiwalu, nigdy nie jest narzucony z góry. Obserwuję, co się dzieje w teatrze, rozmawiam z artystami i temat rodzi się w sposób naturalny, powstaje z tego, co dzieje się wokół nas, co w nas pulsuje. Wtedy zapraszam konkretne spektakle. Ale nie jest to festiwal "ulubionych spektakli Ewy Pilawskiej". Staram się zawsze by stanowił wypadkową tego, co dzieje się w teatrze i jak najpełniej odzwierciedlał to, co miało miejsce na teatralnych scenach w minionym sezonie.

Muszę powiedzieć, że w sformułowanym przez Panią "manifeście" tegorocznego Festiwalu najbardziej zaintrygowało mnie jedno z pytań poddanych do ewentualnej dyskusji: Czy spektakl teatralny podlega takim samym prawom rynku jak smartfon? Naprawdę Pani Dyrektor już doszliśmy w teatrze do tego typu porównań?

- Mam nieodparte wrażenie, że bierze pan to porównanie zbyt dosłownie. To jedno z wielu pytań, które postawiłam. We wstępniaku napisałam między innymi: "Czy teatr ma coś wspólnego z prawdziwym życiem? Czy spektakl teatralny podlega takim samym prawom rynku jak smartfon? Czy nie robimy czegoś, przeciwko czemu dusze awangardy krzyczą?". Oczywiście teatr jak w soczewce skupia to, co dzieje się wokół niego, dlatego na pewno ma potencjał uczestnictwa w rzeczywistości, w każdym jej obszarze. Oczywiście uciekamy od taniej aktualności. Myślę, że teatr w ogóle powinien od tego uciekać. Ostatnie miesiące czy wręcz tygodnie pokazały, że budzi kontrowersje. Ale zawsze tak było. Polski teatr w ostatnim czasie jest w bardzo dobrej kondycji artystycznej. I to jest najważniejsze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji