Artykuły

Materia Prima: Dobre i złe sny

Po IV Międzynarodowym Festiwalu Teatru Formy Materia Prima w Krakowie pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Końcówka festiwalu Materia Prima była świetna - "La Veritá" Compagnii Finzi Pasca nastroiła marzycielsko i melancholijnie, a "Horror" Jakopa Ahlboma postraszył i rozbawił.

Oba spektakle były trochę jak sny - śniło się je (czyli oglądało) znakomicie, ale opowiedzieć o nich nie jest łatwo, bo umyka to, co najważniejsze. Cóż, najlepiej samemu obejrzeć - a obejrzało te przedstawienia wiele osób; sale w ICE były wypełnione do ostatniego miejsca.

Sen melancholijny

"La Veritá" to spektakl z elementami cyrkowymi. Ale nie jest nastawiony na czysty popis umiejętności, który ma zapierać dech w piersiach. Akrobaci, żonglerzy i klauni są oczywiście świetni: wykonują ewolucje na trapezach, w wirujących po scenie kołach, żonglują piłeczkami tak, że obraz się zamazuje, przerzucają się długimi lancami i obręczami według zawiłych systemów, a zawsze celnie, prowadzą pełne absurdalnego humory dialogi. Ale robią to jakby od niechcenia, lekko, bez podkreślania swojej, niezwykłej rzeczywiście, sprawności.

Spektakl toczy się leniwie, równie ważna jak akrobacje i żonglerka jest muzyka, piosenki solowe i zbiorowe, tworzenie pięknych, surrealistycznych obrazów. Ludzie z głowami nosorożców, wielkie białe dmuchawce i ludzkie figury w lśniących srebrem kostiumach, wzruszająco koślawy zespół tancerzy (obu płci) w białych piórach i wachlarzach, energiczny kankan w czarnych sukniach z różowymi falbankami.

A także dowcipna analiza kurtyny autorstwa Salvadora Dalego (która z dwóch namalowanych na niej postaci to Tristan, a która Izolda, skoro obie mają jabłka Adama?) czy opowieść o lesie i miętówkach. O czym jest właściwie "La Veritá"? Może o uwodzicielskiej sile wyobraźni, melancholii i ulotności teatru i wszelkiej sztuki.

Koszmar

W "Horrorze" Jakop Ahlbom zgromadził motywy z kina grozy, ale niekoniecznie trzeba było znać pierwowzory, żeby się bać i bawić. Na scenie realistyczna bawialnia w starym domu czy pensjonacie. Dywan, kanapa, fotele, kilka starych telewizorów, z boku garderoba. Nieco powyżej obskurna kuchnio-łazienka za przezroczystą (od czasu do czasu) ścianą. Za drugą ścianą odsłania się czasami widok na ogród. W takiej niezmiennej (a dynamicznej dzięki zmianom perspektywy) przestrzeni rozgrywa się spektakl.

Do domu przyjeżdżają dziewczyna i dwóch chłopaków. W domu straszy: dziewczynka zombi wyłazi z szafy, w kuchnio-łazience pojawiają się postaci z przeszłości - upiorni rodzice katujący córkę, krew się leje, siekiery i noże są w robocie, odcięta ręka prowadzi samodzielne życie, trup pada gęsto, ale równie gęsto ożywa, z niewielkiej wanny wyłazi tabun upiorów.

"Horror" nie jest jednak tylko zabawą konwencjami; mamy tu do czynienia również z całkiem poważnym wątkiem: okazuje się, że dziewczynka zombi została za niesubordynację zamordowana przez purytańskich rodziców, a jej grzeczniejsza, ocalała siostra to właśnie ta dziewczyna, która na początku przyjechała do domu (albo jej późniejszy sobowtór-wcielenie).

W spektaklu nie pada ani jedno słowo, co na początku wydaje się trochę nienaturalne w realistycznej scenerii, ale szybko o tym zapominamy, wciągnięci w mistrzowsko opowiadaną historię. Jest w niej wszystko, za co lubimy horrory: spiętrzenie grozy, poczucie osaczenia, zaskoczenie, no i trochę rozładowującego napięcie śmiechu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji