Artykuły

Śmiech i łzy na kameralnej scenie

"Walentynki" w reż. Szczepana Szczykno w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie. Pisze Tadeusz Piersiak w Gazecie Wyborczej - Częstochowa.

Teatr im. Mickiewicza ma w repertuarze bardzo piękny spektakl. "Walentynki" Iwana Wyrypajewa w reżyserii Szczepana Szczykno mają szansę być szlagierem sezonu.

To nie jest teatr lekki, łatwy i przyjemny. Co prawda widzowie premierowego przedstawienia często wybuchali śmiechem, ale najczęściej dlatego, że dramat namiętności bywa śmieszny. Tak jak śmiech czasem jest reakcją na łzy wzruszenia, nawet rozpaczy.

Wyrypajew napisał tekst szczególny. Można powiedzieć - samo życie. W jednym mieszkaniu żyją dwie sześćdziesięciolatki. Połączyła je kiedyś miłość do tego samego, od dawna już nieżyjącego Walentego. Katia to jego żona - przez lata niekochana. Walentyna była kochanką. Katia popadła w alkoholizm, sprzedała Walentynie mieszkanie po mężu i pamiątki po nim. I tak zamieszkały pod jednym dachem. Wyrzucając wzajemnie, że zmarnowały sobie życie. I równocześnie znajdując w sobie oparcie w samotności i dzieląc wspomnienia po ukochanym.

Ale tekst Wyrypajewa nie ma w sobie nic z czułostkowości. A dramat ma przedziwną, błyskotliwą konstrukcję. Mimo że akcja dzieje się (niemal) jednego dnia i w jednym pokoju, jest wędrówką przez historię związku bohaterów, a przy okazji staje się panoramą przemian obyczajowych i mentalnych Rosji.

Jak możliwe jest przeniesienie tego bogactwa czasu i miejsc akcji na scenę - i to kameralną, jak w przypadku częstochowskiej inscenizacji? Reżyserowi udało się to doskonale. Ze scenografami podzielił głębokość sceny na trzy strefy: dzisiaj, wczoraj i przestrzeń metaforyczną, w której przemieszczają się wspomnienia z przeszłości. Bohaterów grają (bardzo pięknie!) dwa zestawy aktorskie - dla dziś i wczoraj. Realistyczny czas dzisiaj, w którym rozgrywa się dramat miłości i nienawiści samotnych kobiet, czasem - szczególnie we wspomnieniach Walentyny - przenika się z przestrzenią wczoraj: realistyczną i surrealistyczną. Ta surrealistyczna jest oddana przez reżysera szczególnie smacznie. Loty nad Witebskiem, dwa zestawy monideł panów młodych i pań w ślubnych sukniach przypominają Marca Chagalla. Sen, w którym postaci wypełzają spod mebli rzępoląc na różnych instrumentach, ma coś z klimatu filmowego "Sanatorium pod klepsydrą" Hassa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji