Artykuły

Teatr przeklęty

Prokuratura wszczęła śledztwo z urzędu mające wyjaśnić, czy na warszawskiej scenie nawoływano do zabójstwa Jarosława Kaczyńskiego i obrażono uczucia religijne Polaków - pisze Ewa Wesołowska w Tygodniku Angora.

- Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie ma ciągle rosnąć - mawiał Alfred Hitchcock. W spektaklu "Klątwa" według Wyspiańskiego, zrealizowanym przez chorwackiego reżysera Olivera Frljicia na deskach Teatru Powszechnego, jest podobnie.

Grupa przestraszonych aktorów dzwoni do Bertolda Brechta z pytaniem, jak ma wystawić sztukę narodowego wieszcza. - Jesteście z Polski, więc dzwońcie do papieża - pada odpowiedź. Na scenę wjeżdża figura Jana Pawła II z długim penisem. Aktorzy gromadzą się wokół niej w pozach pełnych uwielbienia. Następuje "robienie laski" papieżowi, czyli scena oralnego seksu z wyobrażeniem Wojtyły. Później na szyi głowy Kościoła katolickiego pojawia się tabliczka z napisem "Obrońca pedofilii", a on sam zawisa na sznurze. A to jeszcze nie koniec. Są też karabiny zrobione z krzyży, symboliczne ścięcie krzyża giganta, stosunek księdza z dziewczyną będący zapłatą za ochrzczenie jej nieślubnego dziecka, opowieści aktorów o molestowaniu, jakiego doświadczyli ze strony duchownych, wreszcie monolog o epizodzie, który w przedstawieniu miał być, ale się nie pojawił. - Oliver, znając moje poglądy, zaproponował mi scenę, w której miałam zbierać pieniądze na zabójstwo Kaczyńskiego - mówi do widzów jedna z aktorek - miałam w tej scenie zapytać was, czy chcielibyście przeznaczyć pieniądze na ten cel (...). Co się okazuje - naprawdę można znaleźć człowieka, który może to zrobić za 50 tysięcy euro, czyli tanio. No i właśnie teraz powinna być ta scena, właśnie teraz powinnam schodzić po schodkach z woreczkiem, płacząc, że naprawdę żarty się skończyły i naprawdę boję się o przyszłość mojego kraju i powinnam teraz prosić was o jakieś małe wsparcie finansowe naszej kwesty, zaznaczając, jakie są wszelkie prawne konsekwencje tego działania.

Marzy mi się szum

Realizując "Klątwę" w takiej formie, Oliver Frljić i Teatr Powszechny wiedzieli, że ryzykują wojnę z Kościołem, władzą i wszystkimi prawicowymi środowiskami w Polsce. Nadal trwa śledztwo w sprawie obrazy uczuć religijnych i publicznego znieważenia flagi podczas poprzedniego spektaklu Frljicia "Nasza przemoc, wasza przemoc", pokazywanego jesienią ubiegłego roku na festiwalu Prapremiery. W Teatrze Polskim w Bydgoszczy Chrystus gwałcił wówczas muzułmankę, a innej muzułmance polska flaga posłużyła do masturbacji. To samo przedstawienie zaprezentowane w Niemczech, w którym użyto niemieckiej flagi, nie wywołało żadnej sensacji. Ale już w swojej rodzinnej Chorwacji Frljić nie ma lekko.

Wprawdzie tamtejsi prokuratorzy się nim jeszcze nie interesują, ale nie obywa się bez demonstracji. Kiedy został dyrektorem Teatru Narodowego w Rijece, podczas chorwackiego święta niepodległości wywiesił na budynku flagę w kolorach tęczy i nazwał scenę LGBTQ National Theatre. Uznano to za obrazę narodu. - Ale najgorsza sytuacja była po spektaklu "Druga wojna" wystawionym (...) w 20. rocznicę operacji "Burza" - opowiada reżyser. - To jedno z najważniejszych świąt narodowych. Mieliśmy pełne triumfalizmu obchody, ale nikt nie mówił o ofiarach "Burzy" (...). W moim spektaklu na scenie stanęło pięć kobiet i opowiedziały własne historie wojenne. Były zdecydowanie różne od oficjalnej narracji. Kiedy ukazały się artykuły zapowiadające spektakl - zaczęły się protesty. Były też bijatyki przed teatrem, a ówczesna premier Jadranka Kosor niejednokrotnie zarzucała reżyserowi nienawiść do własnego kraju. Oliver Frljić zyskał opinię skandalisty i prowokatora. On sam uważa, że to dobrze, bo jego przedstawienia wychodzą poza scenę. Dzisiaj teatr to sztuka elitarna, która nie jest w stanie komunikować problemów społeczeństwu. Skandal ogłaszany przez media rozszerza krąg odbiorców. Wszystko, co robi szum, zwiększa szansę na dotarcie do ludzi, którzy do teatru nigdy by nie przyszli, twierdzi Chorwat. - Kilkakrotnie byłem w sytuacji, w której tak naprawdę pokazanie spektaklu nie było najważniejsze: cele, które sobie postawiłem, zostały osiągnięte jeszcze przed premierą, w ramach tzw. performance^ medialnego - tłumaczy reżyser w rozmowie z "Krytyką Polityczną". Kluczem do sztuki Frljicia jest konflikt. Nie wolno go przypudrowywać, udawać, że nie istnieje. - Marzy mi się sytuacja, w której antagonizmy pojawiają się pomiędzy każdym z widzów. Moim zadaniem nie jest ich unifikowanie, ale pokazanie, jak bardzo się różnią. Cenzura też jest dobra. Prowokowanie oburzenia polityków ma sens. - Teatr powinien prowadzić dialog z rozmaitymi ośrodkami władzy - przy czym pojęcie dialogu jest tutaj eufemizmem, bo przecież na realną, partnerską rozmowę w takiej relacji zwykle nie ma szans. Ale można przynajmniej sprowokować drugą stronę do reakcji; tę stronę, która zazwyczaj próbuje jakoś sankcjonować twoją pracę.

Wyrzućmy nie-Polaka

W przypadku warszawskiej premiery prowokacja udała się znakomicie. Polska narodowa i katolicka tylko czeka na okazję, by zaprezentować gotowość do walki o wartości. Rzeczniczka PiS uznała, że "Klątwa" nie powinna być finansowana z publicznych pieniędzy. Poseł Jarosław Sellin nawoływał do zorganizowania pikiety przed warszawskim ratuszem, pracodawcą ekipy Powszechnego, mającego status miejskiego teatru. Stowarzyszenie Ordo Iuris, które zasłynęło projektem

ustawy antyaborcyjnej, zaoferowało pomoc prawną dla wszystkich, których uczucia religijne zostały obrażone. - Czyż to nie namacalne działanie szatana?- grzmiał z ambony krakowski ksiądz Ireneusz Okarmus, publicysta "Gościa Niedzielnego". Rzecznik Konferencji Episkopatu Polski, ks. Paweł Rytel-Andrianik, wydał następujący komunikat: Spektakl "Klątwa" w reżyserii Olivera Frljicia (...) ma znamiona bluźnierstwa. Podczas spektaklu dokonuje się publiczna profanacja krzyża, przez co ranione są uczucia religijne chrześcijan (...). Oprócz symboli religijnych znieważa się osobę św. Jana Pawła II, co jest szczególnie bolesne dla Polaków (...). Odpowiedzią na spektakl "Klątwa", który wypacza pojęcie sztuki i piękna, niech będzie modlitwa wynagradzająca za bluźnierstwo oraz promocja wartości, m.in. w środkach społecznego przekazu, w myśl słów: Zło dobrem zwyciężaj! Komunikat trafił do serc katolików, którzy odziani w czerwone peleryny z wizerunkiem krzyża i orła przyszli pod teatr odmawiać różaniec. Zjawili się też członkowie Obozu Narodowo-Radykalnego i Młodzież Wszechpolska z transparentami: To nie sztuka, to kloaka. Prezes Ruchu Narodowego, poseł Robert Winnicki, stwierdził, że do teatru powinna wkroczyć policja i nie dopuścić do wystawiania sztuki. Przy okazji zaserwował rasistowski tekst: - Oczekujemy, że państwo polskie wydali reżysera, który nie jest Polakiem, poza granice tego kraju i że dostanie on wilczy bilet do Polski. Czy gromy, które spadły na twórców, wynikają z tego, że większość prawicowców nie widziała przedstawienia albo nie zrozumiała jego przesłania? Niekoniecznie. Związana z Radiem Maryja posłanka PiS Anna Sobecka znakomicie odczytała ideę spektaklu: Tezą reżysera była nierozerwalność państwa i Kościoła i wpływ Kościoła katolickiego na życie polityczne w Polsce, a także uwikłanie polityków oraz ich uzależnienie od instytucji kościelnych. Trafna diagnoza nie przeszkodziła jednak Sobeckiej w złożeniu zawiadomienia o przestępstwie na podstawie artykułu 196 kk. (obraza uczuć religijnych), ponieważ według niej działanie sprawców (...) było nastawione na szokowanie i walkę z Kościołem katolickim i walkę polityczną z partią polityczną wybraną do Sejmu w demokratycznych wyborach. Za propagowanie przedstawienia lecą głowy w telewizji publicznej. W sobotę 18 lutego w "Informacjach kulturalnych" nadawanych przez TVP Kultura zapowiedziano premierę "Klątwy". Cztery dni później Katarzyna Kuszyńska, wydawca programu, napisała na Facebooku, że straciła pracę: Okazuje się, że wykonywanie swoich obowiązków, czyli informowanie publiczności kulturalnego kanału telewizyjnego o tym, co dzieje się w teatrze, jest czymś skandalicznym. Nowy dyrektor stacji, Mateusz Matyszkowicz, były naczelny konserwatywnego magazynu "Fronda Lux", zawiesił również w pełnieniu obowiązków autorkę materiału o "Klątwie", reporterkę Annę Mikołajczyk. Natomiast prezes TVP zdecydował, że bohaterka spektaklu Frljicia Julia Wyszyńska nie będzie więcej grała w serialu "Na dobre i na złe" emitowanym w telewizyjnej Dwójce. - Ta pani sama podjęła decyzję o zerwaniu współpracy z TVP, dokonując aktu zbezczeszczenia postaci świętego Jana Pawła II. Nie ma i nie będzie w TVP miejsca dla osób poniżających świętości Polaków czy nawołujących do mordu politycznego - oznajmił. Sęk w tym, że Wyszyńska już w grudniu ubiegłego roku sama zrezygnowała z udziału w telenoweli, więc szumna deklaracja Jacka Kurskiego, mająca wywrzeć wrażenie na kolegach z partii, trafiła w próżnię.

To tylko fikcja

- Nienawidzę was bardziej, niż kraju, z którego pochodzę - powiedział Frljić do polskich widzów w monologu rozpoczynającym jego "Nie-Boską komedię" prezentowaną podczas teatralnego POP-UP-u w Krakowie w 2015 roku. To oczywiście znów prowokacja, ale gorzka, bo zrodzona z osobistych doświadczeń reżysera.

I w Polsce, i na Bałkanach rzeczywistość społeczna i polityczna podążyła w kierunku dla Frljicia obrzydliwym - prymitywnego, deklaratywnego patriotyzmu, gloryfikowania tzw. narodowych wartości i wszechwładzy Kościoła, którego chorwacki reżyser, delikatnie mówiąc, nie darzy sympatią. A tym, co go najbardziej oburza, jest symbiotyczna więź duchownych z władzami państwowymi. O tym jest ten spektakl. - W momencie, w którym związek Kościoła i państwa wydaje się nierozerwalny, a władza organów kościelnych próbuje wpłynąć na funkcjonowanie świeckich instytucji oraz na decyzje jednostek, twórcy spektaklu sprawdzają, czy opór wobec tych mechanizmów jest jeszcze możliwy. Na ile katolicka moralność przenika podejmowane przez nas decyzje? - pisze na swojej stronie internetowej Teatr Powszechny. Widzowie na premierze przyjęli "Klątwę" owacjami i śmiechem, bo to w gruncie rzeczy zabawny spektakl, a jak mówią jego twórcy, tego, co pokazywane jest w ramach przedstawienia teatralnego, nie można traktować jako działań czy zdarzeń dziejących się rzeczywiście. Jeśli jednak prokuratura będzie innego zdania, grozi im kara więzienia - do trzech lat za nawoływanie do popełnienia zbrodni i do dwóch za obrazę uczuć religijnych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji